Laba – Relaks

Restrykcje wprowadzone w walce z koronawirusem ulegają złagodzeniu i w domu postanowiliśmy zaplanować wakacyjny wypoczynek. Przed epidemią dla nas ważniejsze było zaspokojenie bieżących potrzeb i zgromadzenie pieniędzy na większe mieszkanie w ścisłym centrum. Nagle i niespodziewanie pod wpływem pandemii zdaliśmy sobie sprawę, że nie wszystko, co było naszym priorytetem, jest najważniejsze. Gdzieś w pogoni za lepszą egzystencją i posiadaniem coraz większego luksusu, wartości, jakimi powinniśmy kierować się w życiu uległy wypaczeniu. Zatraciliśmy się w dążeniu do osiągania stale większych dochodów i otaczania się rzeczami drogimi. Otrzeźwienie nastąpiło po powrocie z zimowego wypadu na narty we włoskie Alpy. Razem ze zdjęciami i wspomnieniami przywieźliśmy niebezpiecznego wirusa. Wtedy jeszcze powszechnie nie zdawano sobie sprawy z powagi zagrożenia, lecz poczucie powagi sytuacji nawiedziło nas w pierwszej kolejności. Szczęściem w nieszczęściu, nikt postronny przez nas nie ucierpiał. Natychmiast po pierwszych objawach powiadomiliśmy odpowiednie służby. Przebieg choroby był u każdego inny, najstarsi wylądowali pod respiratorem i liczyła się dla nich każda godzina. Młodsi mieli objawy większe lub mniejsze w zależności, tak jak medycy mówili, od stanu zdrowia.

 

Najcięższe chwile dla naszej wielopokoleniowej rodziny minęły i po wszystkim odetchnęliśmy z ulgą. Jednak ogólne prognozy, a zwłaszcza jesienne nie napawały optymizmem. Groźba nawrotu pandemii zmodyfikowanego koronawirusa wydawała nam się jak najbardziej realna. W posiadanie przeciwciał nikt z nas nie chciał uwierzyć, ponieważ wirus stale ewoluuje. Dochodziło jeszcze zbagatelizowanie zagrożenie pod wpływem corocznej epidemii grypy. Ponownie zgromadzimy się w długich kolejkach przed gabinetami lekarskimi i w poczekalniach nawdychamy się jeszcze więcej zarazków. Jeżeli o siebie zadbamy i będziemy zdrowi, to ktoś w pracy będzie nas zarażał, kaszląc, a na swoje usprawiedliwienie odmowy pójścia na chorobowe, powie.

 

- Mam zobowiązania i potrzebne mi są pieniądze.

 

Perspektywy ustąpienia koronawirusa i trzymania wszystkich w szachu są niepokojące. Wirusolodzy czas jego nawiedzania ludzkości, określają na dwa lata, albo do czasu wynalezienia szczepionki.

 

- Jeżeli nie chcecie jechać razem, to możecie pojechać oddzielnie. Ja choćbym miał wybrać się sam, to wyjadę. Może to będzie moja ostatnia letnia wyprawa. Drugiego ataku zmutowanego wirusa mogę nie wytrzymać, już po pierwszym odczuwam ból w płucach. Byłem nawet na tomografii płuc, żeby wykluczyć możliwy błąd testu wykonanego w technice RT-PCR, który okazał się nie w pełni skuteczny – powiedział dziadek, przerywając pozostałym domownikom rozmowy i ponure myśli.

 

Babcia, u której przebieg choroby był nie mniej poważny, niż u męża niespodziewanie poparła, jego wypowiedz. Nigdy wcześniej coś takiego nie miało miejsca, zawsze któreś miało własne zdanie. Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że mówią różnym głosem, a tu taka jednomyślność. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy po dwóch zdaniach, pokłócili się o miejsce wakacyjnego pobytu. Tylko teoretycznie mogli jechać osobno, ponieważ nie potrafili funkcjonować w zgodzie, lecz bez siebie umarliby z tęsknoty.

 

Głosowanie rodzinne w pierwszej kolejności ustaliło, czy ma być to wspólny pobyt i ustaliśmy, że jedziemy razem na wypadek, gdyby komuś potrzebna była pomoc. Nigdy do końca nie wiadomo, co daleko od domu może się stać. Pierwszą obawą było bankructwo biura podróży, więc dla bezpieczeństwa pobyt musiał być indywidualny i odpowiednio ubezpieczony.

 

Najmłodsi, którym smartfony przyrosły do rąk, natychmiast na Instagramie poszukali postów z fotkami oznaczonymi hasztagiem #trawel. Nieprzywykłych do nowinek technicznych przerażała półmilionowa ilość, jaką umieścili Internauci. Dzieciarnia natychmiast wyświetliła #love, gdzie znalazło się prawie dwa miliardy fotek i #selfie, lecz na całe szczęście tam znacznie mniej.

 

- Przypomina mi to Japończyków, którzy w latach siedemdziesiątych biorąc udział w wycieczkach, zamiast spokojnie podziwiać zabytki i widoki, biegali tylko z aparatami fotograficznymi i robili zdjęcia.

 

- Wtedy przemieszczali się autokarami w sposób zorganizowany i stosunkowo do dwudziestego pierwszego wieku turystów zadeptujących przyrodę było niewiele. Teraz jest zasadnicza różnica, masa osób swoimi samochodami przyjeżdża i biegną robić prawie identyczne fotki smartfonami. Fotografie wykonane z wykorzystaniem tych urządzeń i przy użyciu tej technologii oraz porad influencerów zatraciły indywidualne cechy. Przestaliśmy wykonywać zdjęcia tak bardzo charakterystyczne w horyzontalnej fotografii klasycznej dla amerykańskiej i europejskiej kultury wizualnej, przeszliśmy na fotografię wertykalną. Nikt nie zrobi fotografii oddalonych zwierząt, ponieważ obiektywy smartfona mają zbyt mały zoom, żeby to było później doskonale widoczne – powiedziała najmłodsza córka babci, uznana artystyczna fotografka.

 

- Tylko ja nie zamierzam jechać na wakacje, żeby coś sfotografować, a potem wrzucić do Internetu – oponował dziadek.

 

Jego wizja spędzania wypoczynku polegająca na zwiedzaniu miejsc odludnych, zapomnianych i niezniszczonych ludzką ręką. Bardzo odbiegała od tej, jaka preferowała młodzież, która poprzez kontakt w social mediach otrzymała konkretne porady, informacje i inspiracje. Zawierały one gotowe plany podróży, informacje gdzie należy zjeść i co, oraz pomysły jak spędzać wieczory. Dzięki polecanym przez sieciowych influencerów tras nastała moda na Santorini, Mykonos, włoskie Positano, punkt widokowy w Horseshoe Bend, przylądek Roca w Portugalii, austriackie schody w nicość w Dachstein, chiński szklany most w Zhangjiajie, norweską Trolltungę a w niej wystającą skałę nazwaną Język Trolla, Jezus w Świebodzinie, Karkonosze, Rudawy Janowickie czy indonezyjskie Bali.

 

- Tylko nie Bali – powiedziała babcia.

 

- Co ty masz do Bali, mi się tam podobało – oponował dziadek.

 

- Tobie najbardziej przypadły do gustu, ubrane w bikini młode dziewczyny i alkohol, który wypiłeś za nas dwojga. Ja w przeciwieństwie do ciebie zwiedzałam i oprócz ekskluzywnych dzielnic widziałam góry śmieci, jakie wiatr spychał do morza – mówiła oburzona babcia.

 

- Nie narzekaj w Wietnamie, a później w Kambodży to ja pierwszy dostrzegłem plaże zasypane tonami plastiku – odpowiedział zły i dodał – Rudawy Janowickie zwiedzałem, jak były one mało znane. Teraz tam jest już pięć parkingów i pełno ludzi.

 

Niespodziewanie padła propozycja wyprawy na polskie Malediwy. Dziadek w lot pochwycił ten pomysł i poprosił ulubioną wnuczkę, najbardziej biegłą w szukaniu w sieci haseł do rozwiązywanych przez niego krzyżówek o informacje. Zaledwie po chwili wszyscy usłyszeli.

 

- Tak nazywają osadnik Gajówka, w którym były składowane odpady zamkniętej obecnie elektrowni Adamów. Kolor błękitu zawdzięcza właśnie im, lecz znalazłam również bardzo podobne syberyjskie Malediwy i woda w jeziorze ma taką samą barwę. Jeżeli chcecie, mogę w telewizorze puścić wam ściągnięte z Instagramu zdjęcia.

 

Chcąc wypocząć i coś ciekawego zwiedzić, musieliśmy poszukać miejsc omijanych przez influencerów, ponieważ ich stronniczość w ocenie miejsc do wypoczynku pozostawia wiele do życzenia. Niewiele hoteli i lokali gastronomicznych w obawie o nieprzychylne recenzje, odważa się, odmówić im darmowego jedzenia i picia, w zamian otrzymują instagramową reklamę.

 

Batalia o najlepsze, bezpieczne i z przystępnymi cenami miejsce na wakacyjny pobyt długo potrwa, lecz wybór tym razem z pewnością będzie najlepszy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bożena Joanna 09.05.2020
    Myśl o podróży samolotem do Kapadocji towarzyszyła przez prawie dwa miesiące, a potem trzeba było pogodzić się z losem. Czy ta rodzina wyjedzie, jak szykuje się powrót koronowirusa na jesieni. Życzę im jak najlepiej! Nie oni jedni marzą o krótkim wyjeździe.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania