Łabędź

Jak ptak, na białych skrzydłach lecę,

Jak gwiazda, w ciemnościach jasno świecę

W taflę jeziora się wpatruję,

Chciałbym odlecieć, lecz ciągle próbuję

I nie mogę, bo miejsca dobrego

Nie ma dla mnie, samego

 

Ilekroć szukam gniazda nowego,

To nigdy nie znajduję miejsca wolnego

Więc pływam i rozglądam się,

a nadzieja w sercu gaśnie

Gdy nadejdzie noc, w dzikich trzcinach zasnę

Następnego dnia samotnie wypłynę tam,

Gdzie każdy ciasny zakamarek z dzieciństwa znam

 

Najjaśniejsze miejsce świata, dzisiaj smutno opuszczone,

Usadowię się pod wierzbą, której gałęzie zwisają zranione

Zwinę się w kłębek, gdy chłód poczuję,

Schowam głowę, jeśli wiatr mnie w oczy pokłuje

Jasne niebo, dźwięki cichną, jak oszołomione,

Nic nie widzę, czuję wilgoć, pióra mam zmierzwione

 

W śnie wyciszę wszystkie myśli, szybko wirujące,

Nie jestem już zdrowy, serce mam umierające

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania