Łabędź
Jak ptak, na białych skrzydłach lecę,
Jak gwiazda, w ciemnościach jasno świecę
W taflę jeziora się wpatruję,
Chciałbym odlecieć, lecz ciągle próbuję
I nie mogę, bo miejsca dobrego
Nie ma dla mnie, samego
Ilekroć szukam gniazda nowego,
To nigdy nie znajduję miejsca wolnego
Więc pływam i rozglądam się,
a nadzieja w sercu gaśnie
Gdy nadejdzie noc, w dzikich trzcinach zasnę
Następnego dnia samotnie wypłynę tam,
Gdzie każdy ciasny zakamarek z dzieciństwa znam
Najjaśniejsze miejsce świata, dzisiaj smutno opuszczone,
Usadowię się pod wierzbą, której gałęzie zwisają zranione
Zwinę się w kłębek, gdy chłód poczuję,
Schowam głowę, jeśli wiatr mnie w oczy pokłuje
Jasne niebo, dźwięki cichną, jak oszołomione,
Nic nie widzę, czuję wilgoć, pióra mam zmierzwione
W śnie wyciszę wszystkie myśli, szybko wirujące,
Nie jestem już zdrowy, serce mam umierające
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania