Poprzednie częściLachrymologia - część 2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Lachrymologia - część 7

02:02

Robert opuścił szpital. Zaciągnął się zimnym, wilgotnym powietrzem, aż zabolały go płuca. Prawą rękę do łokcia pokrywał gips. Czuł w niej przyjemne odrętwienie. „Muszę zajarać – rzucił w myślach”. Ruszył przed siebie. Kroczył wolno, przyklejony do ściany kamienicy, jakby chciał się w nią wtopić. Jego chód przypominał krok typowego robotnika, który w piątkową noc marzy jedynie, by stracić przytomność. Nie zwracał uwagi na kałuże świecące zielonofioletowym blaskiem benzyny. Zbierało się na deszcz, niebo było ciężkie od chmur. Gdzieś w oddali uderzył piorun.

Nie chciał wracać do domu. Mijał ludzi skulonych w bramach; patrzyli na niego w milczeniu i uśmiechali się krzywo. Na jego twarzy malowało się uczucie najgłębszego wstrętu do samego siebie. „Oni wszyscy wiedzą – pomyślał. – Od razu to widać. Od pierwszego spojrzenia. Wpadło gówno w wentylator i ochlapało cię najmocniej jak tylko mogło. Cuchniesz… Na odległość cuchniesz gejem. Oni wszyscy wiedzą. Wiedzą, co cię kręci. Wiedzą, że lubisz facetów. Wiedzą, że lubisz zwabiać ich do siebie, faszerować pigułami i... Wiedzą wszystko, wszyściuteńko. Masz to wypisane na twarzy… ”

Po drugiej stronie ulicy zatrzymała się taksówka. Wysiadła z niej para. Ledwo zamknęli za sobą drzwi, a zaczęli całować się z dziką namiętnością. Byli młodzi i pijani. Nie odrywając się od siebie, poczęli iść w kierunku klatki schodowej, ale zatrzymał ich krzyk taksówkarza:

– Panie! A kto zapłaci?!

Chłopak uwolnił się z objęć dziewczyny. Niepocieszony wyciągnął portfel i wręczył banknot kierowcy.

– Bez reszty – rzucił, po czym razem z wybranką weszli do budynku.

Robert obserwował to zajście i myślał: „Czemu ja? Czemu trafiło na mnie? Czemu nie mogę jak wszyscy? Kurwa, dlaczego nie potrafiłem nigdy wejść w zdrową relację z kobietą? Pokochać jak normalny człowiek? Ożenić się… mieć dwójkę dzieci… Jesteś zepsuty. Urodziłeś się zepsuty. Już starzy to wiedzieli. Jak myślisz, czemu cię oddali, co? Oni już wtedy wiedzieli. Piętnaście lat ci zajęło, by się zorientować. Oni wiedzieli tu już wtedy. Tak jak wiedzą to wszyscy”.

Przystanął przed najbliższym alkoholowym i nacisnął klamkę. Drzwi ani drgnęły. Mężczyzna zaklął i wymierzył w nie kopniaka. Zadzwoniły się głośnym, blaszanym hukiem. Usiadł na schodku i schował twarz w ręku. „Musisz wyjechać… daleko, jak najdalej. Musisz uciec z tego miasta. To miasto jest złe”.

Z oddali doszedł go stukot obcasów. Uniósł głowę i ujrzał kobietę o posturze modelki. Miała na sobie poprzecierane dżinsy i skórzaną kurtkę. Paliła papierosa, a dym nad jej głową tworzył niebieską aureolę.

– Przepraszam, może mnie pani poczęstować papierosem? – zapytał.

– Słucham? – Nieznajoma spojrzała na niego z lekką awersją.

– Chciałem kupić papierosy, a sklep jest zamknięty.

– Ma pan napisane, że czynny do północy.

Robert podniósł się i odwrócił głowę. Po kilku sekundach dostrzegł szyld.

– Rzeczywiście. Poczęstuje mnie pani?

Przyglądała mu się chwilę w ciszy. Dopiero kiedy wstał, dostrzegła, że ma na sobie markowe ciuchy i mimo opuchlizny na twarzy, jest całkiem przystojny

– Mogę, oczywiście, że mogę – powiedziała. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła paczkę Marlboro. Podała jednego Robertowi.

– Dzięki. – Uśmiechnął się lekko, po czym spuścił głowę i ruszył przed siebie. Kobieta powiodła za nim wzrokiem. Jej twarz zdradzała oznaki lekkiego zaskoczenia.

– Ognia masz? – rzuciła za nim.

Robert odwrócił się. Odruchowo pomacał się po kieszeniach.

– Chyba gdzieś posiałem.

Kobieta podeszła do niego, kręcąc kusząco biodrami. Wyciągnęła zapalniczkę i odpaliła mężczyźnie fajkę, sama wypuszczając przy tym dym jak gwiazda kina noir. Ustnik jej papierosa był czerwony od szminki.

– Co się w rączkę stało? – spytała.

– Wypadek przy pracy.

– Przy pracy?

– Jakoś tak wyszło.

– A kim jesteś, mój drogi pracusiu? – Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy do tyłu. Miała średniej długości blond fale; lśniły w blasku latarni.

Robert zaciągnął się i trzymał w płucach dym nienaturalnie długo.

– Jestem specjalistą od rozpierdalania sobie życia – powiedział. – Doktorem niszczenia relacji międzyludzkich.

– Użalamy się nad sobą. Bardzo, bardzo niedobrze.

Robert podniósł wzrok. Wciąż wyglądał jak zbity pies.

– Sorry, chujowy dzień.

– Przykro mi.

– Zdarza się. Dzięki za fajkę – rzucił i jakby od niechcenia ruszył.

Kobieta złapała go za rękaw.

– Poczekaj – powiedziała. Jej głos był ciepły i zmysłowy. – Może mogę jakoś pomóc?

– Wątpię.

– To bardzo nieładnie wątpić w kobietę, mój drogi. My, kobiety, potrafimy dla was zrobić wiele dobrego. A ja ze wszystkich potrafię najwięcej. – Wyciągnęła rękę do mężczyzny. – Jestem Marla.

– Robert. – Odwzajemnił uścisk.

– Dasz się namówić?

Chciał coś powiedzieć, ale kiedy otworzył usta, kobieta przyłożyła do nich palec.

– Mam mieszkanie niedaleko – kontynuowała. – Nie widzę byś miał obrączkę, ale nawet jakbyś miał to zapewniam stuprocentową dyskrecję. Tak jak stuprocentową satysfakcję. I nie jestem jakaś bardzo droga.

– Ja nigdy z …

Marla uśmiechnęła się szeroko.

– Nic się nie martw, tygrysie. To tak jakbyś całe życie jeździł czteroletnią osobówką, a na jeden wieczór mógł się przesiąść do Lamborghini Aventadora.

– Nie wiem jak to jest jeździć osobówką. Nie mam prawa jazdy.

– Do tego nie potrzebujesz prawka. Przekonana jestem, że masz wszystko, co trzeba. – Marla pogładziła mężczyznę po włosach. – To co? Dasz mi szansę, bym sprawiła, że poczujesz się prawdziwym facetem?

Robert zakrztusił się dymem. Nie miał pewności czy Marla się z niego nie nabija.

– Co jest? – zapytała.

Spojrzał na nią; paliła papierosa w taki sposób, jaki może palić wyłącznie kobieta, która wiele wycierpiała. Jej oczy świeciły jak ogień latarni morskiej dla zbłąkanych okrętów, szukających portu na jedną noc. Było w tym wzroku jednak coś dobrego.

– Nie mam gotówki – powiedział.

– Po drodze jest bankomat. – Wyrzuciła niedopałek w kałużę.

Mężczyzna chwilę patrzył jak żar znika i niedopałek nasiąka brudną wodą.

– To gdzie masz to mieszkanie?

Marla zaśmiała się głośno i wzięła Roberta pod rękę. Szli szybkim tempem. Chłód osiadał na samochodach. Burza była tuż za nimi. Pojedyncze krople deszczu dzwoniły o parapety. Błyskawice rozświetlały fasady kamienic.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Freya 22.12.2016
    "Z oddali doszedł go stukot się obcasów." - się - wyhopsaj
    "ujrzał kobieta o posturze modelki." - kobietę
    "Kobieta powiodła za nim wzorkiem." - wzrokiem
    "– To bardzo nie ładnie wątpić w kobietę," - nieładnie
    "Chłód osiadał na samochodach jak rosa" - kropelka, kropka po - rosa ;)

    Chyba niewiele zmieniłeś w pierwotnym tekście, wydaje mi się, że bardziej rozwinąłeś, dopisałeś więcej treści. Jednak nadal wygląda to tak, że Robert sam przyznaje się do zarzutu - nawet nie próbuje zdecydowanie zaprzeczać. Malowanie "aktu" nieświadomego modela, jeszcze nie świadczy o orientacji homoseksualnej, bardziej jest fetyszem. No nic.
    Masz jakiś cel w podawaniu czasu zegarowego, być może chodzi o nadanie dynamiki w rozwoju fabuły. Rano ma być ten pogrzeb i najwyraźniej podmiot wymaga odpowiedniego "dopracowania", bo przecież od tego wszystko się zaczęło. Ciekawy zabieg z tą dziewczyną, jeśli jest profesjonalistką, to powinna od razu załapać, o co kaman. Może być tak, że i ona z tej samej bajki. Pzdr ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania