lament łabędzi
ja w trybie niezatrudnienia, dokumentnej bezczynności potrafię broczyć jedynie w morfinie i obsesjach i niby uprawiam tę maestrię w domowych pieleszach, ale po prawdzie czując się bardziej jak w jakimś oku cyklonu, na ostrzu broni drzewcowej
potrzebuję nowej twardości w trzewiach, a nie najbliższej w okolicy rury wodociągowej i skakanki. tyle wiem. ale każdy dzień, ba, każda zaródź perspektywy kolejnego dnia zostawia na duszy martwą tkankę, jak pieprzony szrapnel. może odreaguje jakąś epokową ekspedycją psychoseksualną. znowu? ja w okolicy kobiet powinienem chodzić z kołatką na szyi jak trędowaci, subtelnie alarmującą.
a swoją drogą może taki turnus w leprozorium dobrze by mi zrobił. przeprogramowałby mnie na poziomie hardwarowym. zostawmy to już
od bliżej nieokreślonego czasu dokucza mi też palący świąd w paliczkach i może być to (ale nie musi) niezaspokojony nigdy kaprys odgrywania klasyków wiedeńskich. często doznaję zapalenia ścięgien, ale jest coś we mnie, toć piędź swojej dłoni już mam rozciągniętą na dwie i pół oktawy, tak więc aparat wykonawczy czeka wyrobiony na wybrząkiwanie chopinowskich etiud
a ja wolę broczyć w chemii i obsesjach
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania