lampom roztropnych
niosłam światło aż do zmierzchu
znając świt
nie bałam się że przepadnie
mogłam spokojnie upadać
i gasząc płomień podsycać mrok
atrament rozlany poza kartką
zbyt czystą by zbrukać ją słowem
niosłam światło
i zapalały się od niego spojrzenia
otwierane drzwi
czyniły dom przyjaznym
a chleb
dzielił się dla spragnionych sytości
pachnąc słońcem w ktorym dojrzewały ziarna
mógłbyś ze mnie zdjąć ten słodki ciężar
podzielić na pół odkupione winy
rzucić hienom
ciepło ucieka od podłoża
moglibyśmy unieść się z nim
zapominając o zimnych stopach
poddać woli prądów powietrznych i skrzydeł
zamiast tego nieroztropność
flegmą podchodzi do gardeł
przeciąg wywiewa nas z domu ojca
spluwaczka wypada z rąk
pustych światła
Komentarze (9)
"spluwaczka wypada z rąk pustych światła" - nie bardzo rozumiem.
Taki eksperyment na żywym organizmie człowieka ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania