Łapacz snów
Trafił w czas nie dla mnie pisany, zanim zobaczyłam kolory, zdążyły stracić blask, zmatowiały. Otarłam się jedynie o życie, łapiąc w ostatniej chwili zabłąkany uśmiech, namiastkę radości. Trzymam go w zaciśniętych dłoniach, jak skarb, wypuszczę z ostatnim oddechem.
Wpatrywałam się w ciemność, jak zawsze, kiedy bałam się zasnąć, zbyt często dopadały mnie sny małej dziewczynki z warkoczami, która wciśnięta w obce mury, z bezradności mogła tylko czekać na deszcz i jednoczyć się z nim. W szumie kropel odbijanych od szyb, ociekała samotnością, jakby chciała być rosą, która ma prawo spłynąć po policzku gdzieś w okolice serca i zagasić żal.
Tymczasem budziła mnie zalaną łzami, przestraszoną, za słabą na zburzenie blokady, która jak cierń tkwiła w najdalszych zakamarkach i nocą wychodziła na żer.
Od niedawna mam w sobie odrobinę światła. Mały promyk wyrwany losowi, ukryty na mroki zadomowione pod powiekami.
Dzisiaj śpi ze mną, zagłusza krzyk, rozbija ramy.
Komentarze (4)
Dzięki za odwiedziny.
Pozdrawiam
Chociaż czasami, lepiej pozostać na dłużej, w ramce snu, by zebrać siły, jeśli szczęście trochę dopisuje, chociaż na jedną otartą łzę i sen jest po temu:)↔Pozdrawiam🙂:)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania