Łaskawość Posejdona

Charlie miał problem. W decydującym momencie jego organizm odmawiał posłuszeństwa. Krew przestawała krążyć, zaczynał się trząść, tracił czucie od pasa w dół. Zdaniem lekarzy to niedomaganie miało źródło w lęku przed nieudanym współżyciem. Nie pomagały żadne lekarstwa, ani terapie. Charliemu nie pozostawało nic innego tylko mieć nadzieję, że jednego dnia pozna dziewczynę o dobrym sercu, która nie będzie przywiązywać zbyt dużej uwagi do łóżka. Niestety, takich było coraz mniej.

 

Zaraz po Nowym Roku, kolega Charliego, Jackson, namówił go na podróż żaglówką. Jackson zaprosił swoją dziewczynę, Zoe. Ta z kolei, żeby uniknąć trójkąta, przyprowadziła koleżankę, Avę. Ich nadejścia Charlie oczekiwał na przystani, w dole długiej, porośniętej buszem doliny, do której spływał potok o dźwięcznej nazwie „Cykada”. Gdy tylko weszli na pokład, Charlie włączył silnik i po krótkim przywitaniu popłynęli fiordem, mijając okazałe rezydencje z łodziami zacumowanymi przy brzegu. Za skalistym cyplem wyszli na otwarte morze. Powiew lekkiego wiatru wszystkim przyniósł ulgę. Charlie postawił żagle. Zoe zdjęła górę i wystawiła się do słońca. Nikogo to nie zdziwiło, bo na okolicznych plażach opalało się topless wiele dziewczyn, zwłaszcza tych, które miały co pokazać. Avie natura również niczego nie poskąpiła, jednak nie podjęła wyzwania, a gdy oglądanie z bliska nagich piersi koleżanki stało się zbyt uciążliwe, przeszła na tył łodzi, tam gdzie stał Charlie.

— Może mogłabym w czymś ci pomóc?

Charlie miał opinię wilka morskiego i żeglowanie w bezchmurnej pogodzie było dla niego dziecinadą. Jeszcze dwa tygodnie temu płynął w załodze jachtu, który uplasował się na piątym miejscu w wyścigu do Hobart, jednej z najtrudniejszych regat w świecie. Chociaż nie potrzebował niczyjej asysty, cieszyło go, że Ava zauważa jego obecność. Pokazał jej jak ma stać, w jaki sposób trzymać ster.

— Ale rzuca, na wszystkie strony! — zawołała, kręcąc kółkiem.

— Na oceanie nawet największy lotniskowiec nie jest w stanie płynąć idealnie prosto — uspokoił ją Charlie. — Staraj się trzymać kurs na tę wyspę. — Pokazał na skałę wyrastającą z morza, kilka mil przed nimi.

— Teraz, dobrze? — spytała, nie odrywając oczu od wysepki.

— Doskonale. Jesteś urodzoną żeglarką.

Ta pochwała bardzo ją ucieszyła. Czuła się ważniejsza od Zoe, chociaż nie musiała niczego zdejmować. Charlie jeszcze raz sprawdził mocowanie lin, ot tak, żeby czymś zająć ręce, nienaturalnie zwisające w bezczynności. Potem usiadł z boku. Rzucił okiem na Zoe, która wciąż nieruchomo wypinała się do słońca.

— Zoe, wystarczy. Uważaj, żebyś się nie spaliła.

Jackson podał Zoe butelkę z olejkiem przeciwsłonecznym. Wzięła ją do ręki, przeczytała napis na etykietce. Wysmaruje sobie piersi, wtedy nie będzie to już niewinna kąpiel w słońcu, tylko zwyczajny striptiz. Ociągając się, niechętnie założyła biustonosz. Poprawiła pomarańczowe włosy, zielone oczy wbiła w Jacksona, potem spoglądała na Charliego, uśmiechała się kusząco, jakby jeden mężczyzna jej nie wystarczał. Zupełnie inaczej zachowywała się Ava. Z jej twarzy przebijała prosta, dziecięca nieomal radość. Odkryła nową, wciągającą zabawę kierowania jachtem po morzu i była tym całkowicie pochłonięta. Nie uszło to uwadze Charliego. Patrzył na nią ukontentowany, ale robił to dyskretnie, żeby niczego nie zauważyła.

— Nie chodzić w prawo! — zakomenderował w jej kierunku.

— Co znaczy „nie chodzić”? — odrzekła zdziwiona. — Przecież płyniemy...

Uśmiechnął się rozbawiony jej reakcją. Potem pokazał na duży statek prujący fale po prawej burcie i wytłumaczył jak ma dostosować kurs.

— Aye aye, sir! — odpowiedziała z konfidencją żeglarki, która los zawierza swojemu kapitanowi i ten trudny rozkaz wykona bezzwłocznie.

 

W miejscu gdzie górzysty brzeg morza rozstępuje się w szerokie ujście rzeki, Charlie przejął ster. Okrążył przybrzeżną wyspę, kryjącą wejście do spokojnej zatoki i zakotwiczył niedaleko plaży, ledwie widocznej z przepływających statków. Rozebrany do kąpielówek prosto z pokładu skoczył do wody. Ava śledziła jak z dużą swobodą oddala się od łodzi, jakby ślizgał się po powierzchni. Zamachał na nią ręką. Ochoczo zeszła po drabince, lecz na jej końcu wzdrygnęła się odruchowo, bo woda zdawała się być lodowata, choć żeglowali w strefie ciepłych prądów z północy. Długą chwilę nie mogła się przemóc, ale gdy ją ponaglał, żwawo się zanurzyła, aż po czubek głowy. Zniknęła z oczu, a moment później Zoe i Jackson ujrzeli ich płynących obok siebie, niczym para morświnów. Charlie przekręcił się na wznak, ona chciała uczynić to samo, lecz od razu przykryła ją woda. Delikatnie podtrzymując ją za plecy i ramiona, pokazał jak ma do góry wypchnąć biodra, wygiąć się w łuk i zanurzyć głowę nieco głębiej. Gdy to wreszcie jej się udało, obydwoje mogli swobodnie unosić się na falach, z twarzami zwróconymi ku słońcu. Pod wodą natrafił na jej dłoń, w odpowiedzi złapała go silniej, nie wypuszczała jego ręki, dla bezpieczeństwa, a jeszcze bardziej z czystej przyjemności. Po wyjściu na brzeg, przyłączyli się do Zoe i Jacksona, grających w frisbee, potem frescobol, rodzaj brazylijskiej gry, podobnej do badmintona, ale używającej drewnianej rakietki i cięższej, gumowej piłeczki, mniej podatnej na podmuchy wiatru. Zmęczeni nieustannym odbijaniem i bieganiem za dyskiem, położyli się na ręcznikach, Ava obok Charliego. Zauważyła, że się trzęsie.

— Zimno ci?

— Trochę. Zaraz mi minie.

— W takim razie, przejdźmy się po plaży.

Szli po mokrym piasku, ostrożnie omijając niebieskie bańki aretuz, które choć niepozorne, niewidocznymi parzydełkami potrafiły zadać paraliżujący ból. Patrzyła na strome skały porośnięte mchem i paprociami, na próżno wypatrując ścieżki pod górę.

— Stąd nie ma wyjścia?

— Nie ma, chyba że pofruniesz, albo będziesz się wspinać po skale.

Na końcu zatoki wznosił się spiczasty klif, z jego krawędzi wprost do morza obrywały się otoczaki piaskowca. Wspięła się po kilku głazach i zajrzała na drugą stronę, gdzie rozciągała się następna zatoka, podobna do tej, z której przyszli. Omijając wydrążone w piaskowcu otwory, pełne słonej wody, weszła do skalnej alkowy, położonej wystarczająco wysoko, aby utworzyć wąskie przejście. A więc jednak jest droga...

— Tylko w czasie odpływu — przyznał rację Charlie. — Za kilka godzin, tu gdzie stoisz wody będzie na dwa metry.

Zawrócili na przeciwległy kraniec plaży. Doszli do miejsca zawalonego olbrzymimi blokami skał. Dalej nie dało się iść. Usiadła na kamieniu, stopy zamoczyła w płytkiej wodzie, pełnej wodorostów i kolorowych muszelek.

— Czym się zajmujesz oprócz żeglowania? — spytała, wiercąc palcami w piasku.

— Uczę angielskiego w ogólniaku. A ty?

— Pomagam projektować strony internetowe — odpowiedziała przytrzymując ręką błękitny kapelusik na głowie, żeby nie zerwał go wiatr.

— To pewnie zarabiasz więcej ode mnie — rzekł z nieukrywanym podziwem.

— Możliwe, ale twoja praca jest zaszczytna i przynosi sporo satysfakcji. — Uśmiechnęła się zadziornie. — Może nawet masz jakąś cichą wielbicielkę w podkolanówkach.

 

Wrócili na jacht napić się czegoś zimnego i na grilla wrzucić krewetek, specjalnie na tę okazję zapakowanych w przenośnej chłodziarce esky. Kruche i mocno zarumienione, z wędzoną papryką i sosem chili, rozpływały się w ustach. Późnym popołudniem pożeglowali z powrotem. Charlie celowo luzował żagle, gubił wiatr, wolał płynąć zygzakiem, za to cieszyć się towarzystwem Avy nieco dłużej. Kiedy przybili do drewnianego pomostu poprosił, żeby na niego nie czekali, bo wpierw musi złożyć takielunek w hangarze, a rozebraną łódź zacumować przy boi, na środku zatoki. Pożegnał Zoe i Jacksona, ale Avę bardziej niż kolacja z przyjaciółmi interesowało zwijanie płótna, ściąganie różnych linek, zmywanie świeżych plam z laminatu. Uparła się, żeby mu w tym asystować. Wypytywała go o różne rzeczy z żeglarstwa, a on cierpliwie wszystko jej wyjaśniał. Dopiero wieczorem odwiózł ją do domu. Zaprosiła go na drinka, ale wymówił się brakiem czasu. Wracając do siebie rozmyślał, jak taką młodą kobietę stać na mieszkanie w drogiej dzielnicy. „Pewnie zarżnęła się pożyczką z banku, albo ma bogatą rodzinę” — doszedł do wniosku, bo inne sposoby wydawały się niedorzecznością.

 

Zadzwonił do niej nazajutrz, umówić się na następną sobotę. Ten dzień miała już zajęty, ale wkrótce oddzwoniła, że pasuje jej niedziela. Udało mu się zdobyć bilety do teatru na współczesny, głośno reklamowany musical, a po przedstawieniu poszli do restauracji na obiad. Od tego momentu sprawy zaczęły się komplikować, przynajmniej dla Charliego. Ava wyglądała uroczo, poruszała się z wdziękiem, jakby randka była dla niej czymś równie naturalnym co wdychanie powietrza. On pozostawał spięty, jąkał się gdy emocje dochodziły do głosu, w najważniejszym momencie zapominał, o czym miał mówić. „Czemu jej wszystko przychodzi z taką łatwością, a dla mnie to prawdziwa męka?" — wyrzucał sobie, odprowadzając ją do domu. Po znakomicie urządzonym mieszkaniu szybko się zorientował, że jest osobą o wyszukanym smaku, ale znowu nie potrafił znaleźć słów, żeby obrócić to celne spostrzeżenie w miły komplement. Mimo zahamowań z jego strony, spotykali się regularnie. Charlie preferował spędzać czas na wystawach, festiwalach, piknikach, raz zabrał ją do parku rozrywki Wet’n’Wild. Wybrał ponton na dwie osoby i zjazd pomarańczową rurą, jedną z krótszych, ale z podwójnym spinem, w środku którego wirowało się jak w pralce i w ciemności większość dziewczyn piszczała ze strachu. W długiej kolejce przesuwali się do podestu z wejściem do rury, lecz kiedy wreszcie tam dotarli, cała atrakcja trwała bardzo krótko. Usiadła z przodu, on za jej plecami. Polecieli stromo w dół, niczym wąskim wodospadem. W napięciu czekał na moment, kiedy z olbrzymim impetem siła odśrodkowa wyrzuci ich w dalszą część zjazdu, lecz ku jego zdumieniu Ava zachowała zimną krew aż do końca. Dziarsko wyskoczyła z pontonu i wodą opryskała mu twarz. Był upalny dzień, wracać do miejskiego zaduchu nie mieli ochoty, dlatego w parku zostali aż do zamknięcia. Pod kępą daktylowych palm rozłożyli się w leżakach. Jedząc lody i sącząc koktajle, oglądali film na gigantycznym ekranie, ustawionym w dużej odległości, na tle gwieździstego nieba, rozjaśnionego bursztynowym blaskiem księżyca. Dotknęła ręką włosów. Robiła tak za każdym razem gdy na nią spojrzał. Był to odruch bezwarunkowy, nad którym nie potrafiła jeszcze zapanować.

— Coś nie tak? — spytała niepewnym głosem.

A on natychmiast, bez zacinania, odpowiedział:

— Zastanawiam się, kim jest ta przepiękna kobieta obok mnie...

Była młoda, pragnęła miłości i dla takich słów traciła głowę. Tym bardziej jego defensywna postawa zaczynała ją intrygować. Nie mając w tym dużego doświadczenia, postanowiła poradzić się Zoe.

— Tchórz i asekurant. Na twoim miejscu nie zawracałabym sobie nim głowy.

— Kiedy ja naprawdę go lubię...

— W takim razie sama musisz wykonać pierwszy krok.

Posłuchała się koleżanki i zaprosiła Charliego na kolację, zaaranżowaną w jej sypialni. Przyciemniła światła, na szafce przy łóżku zapaliła świeczkę, obok postawiła butelkę musującego wina i dwa kieliszki. Na koniec zdobyła się na coś, na co nawet Zoe nie miałaby odwagi. Zostawiła go samego, a po chwili wróciła całkowicie rozebrana. Rękoma zakryła piersi i miejsce niżej. Podekscytowana nie czuła wstydu, bo to przecież tylko chwila, po której musi nastąpić coś wspaniałego. Byle tylko działał prędko. Lecz właśnie to życzenie nie mogło się spełnić. Charlie podniósł się z krzesła, próbował zrobić krok w jej kierunku, lecz od razu nogi wrosły mu w podłogę. Widząc jak stoi bez ruchu, położyła się na łóżku, a kiedy usiadł obok zobaczyła, że jego ciałem wstrząsają jakieś spazmy.

— Co ci jest? Nie denerwuj się.

Te słowa wywołały odwrotny skutek. Trząsł się jeszcze bardziej. Pochylał się nad nią, dotykał jej włosów, mamrotał coś pod nosem, ale nie był w stanie wydobyć jednego słowa. Zdając sobie sprawę jak strasznie się męczy, poprosiła żeby się uspokoił i cokolwiek chce powiedzieć, nie robił tego na siłę, bo mają czas aż do rana. Żeby rozładować napięcie, zaproponowała napić się wina. Zabrało mu sporo wysiłku, zanim zdołał przyjść do siebie, ale kiedy wreszcie odzyskał głos, mówił urwanymi zdaniami, oddychał z trudnością, potykał się o pojedyncze sylaby.

— Ava... kocham cię... aż do bólu... tak bardzo, że życie… ucieka ze mnie...

Wyszeptawszy to, ustami musnął jej policzek i bez pożegnania wyszedł z mieszkania.

 

Nazajutrz, z samego rana zadzwonił z przeprosinami. Słuchała go cierpliwie, a kiedy skończył zaczęła mówić powoli, akcentując każde słowo, żeby niczego nie przegapił:

— Charlie, wczoraj zrobiłam coś, na co się nie zdobyłam nigdy w życiu, wobec nikogo. Znamy się wystarczająco długo, więc jeśli masz jakiś problem, jest to również mój problem i chciałabym ci pomóc.

Charlie nie zamierzał jej oszukiwać, lecz również nie wierzył, że znając prawdę byłaby w stanie go zaakceptować. Wolał trzymać ją w domysłach. Jednak Ava oczekiwała definitywnej odpowiedzi.

— Jeśli mi nie powiesz teraz, będę żałować, że to zrobiłam, żałować wczorajszego wieczoru, jak również dnia kiedy się poznaliśmy, a więc?

Dała mu wystarczająco dużo czasu do namysłu, a gdy wciąż milczał, oświadczyła:

— W takim razie miłego dnia mister... — tu wymieniła jego nazwisko, żeby zakończyć rozmowę w sposób jak najbardziej formalny. Ich znajomość urwała się równie nagle, jak do niej doszło. Wydzwaniał do niej, lecz za każdym razem traktowała go z rezerwą, udawała bardzo zajętą, albo wprost dawała mu do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana. W końcu stracił nadzieję i przestał ją niepokoić.

 

Mijało lato, nadciągnęły chłodne, mgliste poranki. Łódź coraz rzadziej samotnie kołysała się przy boi, bo Charlie spędzał na niej każdą wolną chwilę. Na morzu czuł się szczęśliwy. Po zejściu na ląd stawał się nieporadny, brakowało mu przestrzeni, szumu fal, łopotu żagla. Włóczył się po miejscach, gdzie ją spotykał, ale wszędzie otaczała go pustka, szukanie jej śladów sprawiało ból, to znowu przestawał odczuwać cokolwiek, wtedy uciekał w morze, wypływał coraz dalej. Łudził się, że przypadkiem spotka ją na swojej drodze, aż jednego dnia usłyszał jej głos. Nie budził w nim dawnych emocji. Zapytała, jak się miewa i czy nie zechciałby jutro zabrać jej na żaglówkę. Słuchając jej przypomniał sobie o niepowodzeniu ostatniego spotkania, posmutniał nagle i obojętnym tonem odpowiedział:

— Jutro są złe warunki pogodowe.

— Jutro albo nigdy.

Wypłynęli z samego rana, żeby złapać kilka chwil znośnej pogody. Po drodze nie napotkali żadnych jednostek, za wyjątkiem kilku łodzi rybackich i promów obsługujących okoliczne wysepki. Dopłynęli do miejsca gdzie na wysokiej skale wznosiła się latarnia morska. Stamtąd Charlie wziął kurs w kierunku przeciwnym do morza. Postawił łódź w dryfie, niedaleko skalnej ściany, dającej względną osłonę przed wiatrem. Ava wyglądała na zawiedzioną.

— Czemu nie płyniemy dalej?

— To zbyt ryzykowne.

Jakby na potwierdzenie jego słów, nad ich głowami zaświszczał wiatr, a po chwili odezwały się pomruki martwych fal, bijących daleko o skały. Burzy jeszcze nie było widać, lecz gnana porywistym wiatrem szybko szła w ich stronę.

— Taki z ciebie żeglarz, a obleciał cię strach? — Roześmiała się prowokująco.

Zamiast odpowiedzi potakująco kiwnął głową, ale jej to nie wystarczyło.

— Powiedz, boisz się o siebie?

— O nas.

Gdy tylko to powiedział, z nieba lunął deszcz. Zabrali rzeczy z pokładu i schowali się w kabinie. W środku było ciasno, lecz sucho i przytulnie. Włączył przenośną kuchenkę na gaz. Zagotował wody na herbatę. Piła powoli, przytykając blaszany kubek do samych ust, bo łodzią huśtały coraz silniejsze fale. Niebo rozjaśniła błyskawica. Z boku doszedł przeciągły grzmot pioruna, chwilę później następny, tym razem ogłuszający. Pioruny waliły coraz częściej, barażem, jakby łódź znajdowała się na drodze ich przemarszu. Lada moment roztrzaskają ją w drobny mak. Cienkie burty i pusta przestrzeń dookoła, czyniły efekt jeszcze straszniejszym.

— Jezu, ale blisko! — krzyknęła przestraszona.

— Pewnie stacja bazowa na górze.

— Co będzie, jeśli uderzy nas w maszt?

— Nie uderzy.

Widząc, że przerażenie nie schodzi jej z twarzy, spokojnie dodał:

— Dopóki jesteś ze mną, nic złego ci się nie przytrafi.

— Skąd ta pewność?

— Słowo władcy mórz.

Jego odpowiedź nie miała sensu. Pomyślała, czy przypadkiem do tej herbaty nie wlał sobie coś mocniejszego. Chciała się położyć na koi, lecz w tej samej chwili łódź przechyliła się gwałtownie, zrzucając ją na podłogę. Charlie skoczył na pomoc. Schwycił ją pod plecy i nogi. Klęcząc nad nią, czekał na następny przechył, żeby ją podnieść. Niechcący dotknął jej piersi, wystarczająco mocno, aby wyczuć ich nabrzmiałość. Pod zadartym swetrem ujrzał brzeżek czarnej koronki od majtek. Złapał ją za pasek od spodni. Nim zdążyła zareagować, wsunął rękę do środka.

— Co robisz? Zostaw mnie!

Starała się uwolnić, ale mocno trzymał ją w ramionach. Wykręcała się jak piskorz, podkurczała nogi, zwierała kolana. Pomimo zawziętości z jaką to robiła, nie była to reakcja ofiary wobec śmiertelnego zagrożenia. To rozum walczył w niej z instynktem. W swoim umyśle broniła się przed tą niespodziewaną napaścią, jednocześnie jej kobiecość pragnęła go bardziej niż kiedykolwiek. W nagłym porywie rzucił ją na stolik we wnęce kubryku. Kuchenka i kubki z brzękiem spadły na podłogę. Z satysfakcją odkrył, że kabina na jego okręcie bardziej nadaje się do kochania, aniżeli jej sypialnia. Łatwo mogła oprzeć nogi o kadłub schodzący się w dziobie, rękoma wesprzeć o szybę w okienku za plecami, całkowicie wyeksponowana, dostępna. Miała zamknięte oczy, lekko uchylone usta. Szeptała słowa, których nie mógł zrozumieć. Jej doznania następowały jak fale na morzu, jedno za drugim. On musiał czekać dłużej, ale gdy doszedł, było to prawdziwe tsunami, intensywne, dewastacyjne. Wyczerpani, leżeli razem, z uczuciem ulgi wsłuchując się w słabnące wycie wiatru, plusk fal, skrzypienie pokładu. Wtulił twarz w jej wilgotny brzuch, ona przeczesywała palcami jego krótkie, gęste włosy. Ten jeden moment zbudował więcej niż wszystkie ich randki, wypady i słowne podjazdy. Gdy morze przestało kipieć, ubrana wyszła na zalany wodą pokład. Deszcz zelżał w mżawkę. Charlie okrył ją gumowym płaszczem z kapturem, jakiego rybacy używają na trawlerach. W milczeniu siedzieli obok siebie, patrząc na grzywy fal ginących w szarej kurzawie na widnokręgu.

— Gniewasz się?

W odpowiedzi ugryzła go w ucho i szepnęła:

— Czemu nie powiedziałeś, że lubisz to robić po chamsku i brutalnie? Oszczędziłbyś mi wielu nieprzespanych nocy.

Chciał jej wszystko wytłumaczyć, lecz uznał, że teraz nie ma to już znaczenia. Morskie powietrze zamieniało go w wilka, czuł jak dochodzi do siebie, nabiera sił na następny raz. Może jeszcze dziś wieczorem, u niej w sypialni... Ciekawe czy wciąż trzyma tę butelkę szampana? Wiatr rozgonił chmury, zaświeciło słońce.

— Popatrz! — Pokazała ręką na rozpiętą nad horyzontem tęczę. — Pierwszy raz coś takiego przytrafiło mi się zaraz po... — umilkła, w braku odpowiednich słów.

W łodzi spędzili resztę dnia, a wieczorem popłynęli na przystań.

— Jak ludzie robią tu zakupy? — zapytała gdy mijali Wyspę Szkocką, jedną z wielu wysepek, jakimi zakropkowane było całe wybrzeże.

Popatrzył na nią zdziwiony, jakby była turystką z Europy.

— Tak samo co ty, tylko do sklepu jeżdżą motorówką.

Myślała o tym przez chwilę, aż ją to rozbawiło.

— Fajnie byłoby tu mieszkać, nie sądzisz?

Charlie nie potrzebował się zastanawiać, bo na tej wyspie od dłuższego czasu marzył mu się własny dom. Tylko nie chciał w nim mieszkać samotnie.

— Za twój apartament można by kupić coś takiego. — Palcem wskazał na mijaną przystań, z której schodami, pod górę prowadziła droga do parterowego domu z przeszklonym frontem i obszerną werandą.

— Ale stąd miałabym cholernie daleko do pracy...

— To załóż własny biznes i pracuj z domu.

— Sama? — Spojrzała na niego. — A kto będzie mnie tu przywoził? — Parsknęła śmiechem widząc zmieszanie na jego twarzy.

U wejścia do zatoki wypatrzyli stado skaczących po wodzie delfinów. Podążały za ławicą ryb, która o zmierzchu gromadziła się tutaj na żer. Na ich widok Ava zawołała z zachwytem:

— Ale śliczniutkie! Czy one zawsze mają takie uśmiechnięte pyszczki?

— Zawsze, nawet gdy czują ból. Ale te wyglądają na szczęśliwe.

Powiedział to tajemniczym głosem. Tylko on wiedział, że te delfiny to posłańcy największego mocarza głębin, w ten sposób zapewniającego go o dozgonnym przymierzu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (27)

  • befana_di_campi 21.08.2021
    Parę stylistycznych uchybień, ale narracja 5+

    :)
  • Narrator 22.08.2021
    befana_di_campi
    Chyba więcej niż parę, bo styl nie jest moją mocną stroną. Ale dobrze, że chociaż narrację oceniłaś na 5+.
  • Bajkopisarz 21.08.2021
    butelkę z olejkiem przeciwsłonecznym. Wzięła butelkę
    2 x butelka

    Drugi raz w krótkim czasie nabieram się na pozytywne zakończenie. Cały czas czekałem na końcowe nieszczęście jakie się przydarzy jednemu z bohaterów, albo obojgu, tymczasem mamy piękny happy end, spokojnie można by dopisać „i żyli długo i szczęśliwie”. No i dobrze! Widocznie za bardzo się przyzwyczaiłem do zakończeń, które nie dają żadnej nadziei, albo po prostu życie mnie uczy, iż takich nie ma. Może jednak gdzieś tam są. Prawdę rzekłszy, to jakieś nieszczęście spotykające Avę i/lub Charliego nie byłoby dobre na podsumowanie tej historii, więc wszystko mi pasuje.
    Człowiek morza, jakim niewątpliwie jest Charlie, w pełni rozkwita tylko w swoim środowisku. Nie można by wymagać od rekina, żeby się dobrze czuł na najpiękniejszej nawet łące pełnej kwiatów, tak samo, jak nie wypada wmawiać krowie, że morska trawa jest lepsza i powinna każdego dnia po nią nurkować. Każdy jest przypisany do swego miejsca, gdzie rozwija swój potencjał najlepiej. Chyba o to chodziło Charliemu na początku, gdy wspominał po poznaniu dobrej dziewczyny. Zdawał sobie sprawę, iż ze związku rekina z krową nic nie wyjdzie i szukał bardziej bratniej duszy, wiedząc, jak trudne to zadanie przy swoim podejściu do życia.
    Taka w sumie prosta historia, ale chciałbym umieć i ja, tak zgrabnie je opowiadać ?
  • Narrator 22.08.2021
    Bajkopisarz
    Masz zacięcie, żeby czytać tak uważnie, sprawdzić każdy drobiazg, doprawdy jestem niezmiernie wdzięczny za każdą sugestię.

    Butelka, butelka, zastąpiłem zaimkiem „wzięła ją”, choć nie lubię zaimków, bo w tym wypadku sugeruje, że butelka to osoba płci żeńskiej. Anglik by napisał „wzięła to”, ale po polsku jakoś nie pasuje.

    Gdybym to pisał mając 20 lat, pewnie zakończyłbym tragicznie, jakąś katastrofą, bo śmierć jest naturalną przeciwwagą dla witalności młodego wieku. Obecnie uważam, że życie jest zbyt piękne i kruche, żeby czytelnikowi fundować nieszczęśliwe zakończenie. Mam dość zdarzeń kończących się źle, przez przypadek bądź własną głupotę. Gdybym mógł zawrócić czas każde z tych zdarzeń chciałbym przeżyć od nowa. Ale to niemożliwe, dlatego przynajmniej w swoich opowiadaniach używam optymistycznego wariantu.

    Jesteś jednym z najlepszych recenzentów na tym portalu. Koncentrujesz się na tekście, nie na jego autorze, zamiast zdawkowej opinii, że coś ci się podoba czy nie, jasno wykładasz swoje racje, za to należy Ci się nagroda :)
  • Trzy Cztery 21.08.2021
    Podpisuję się pod refleksjami i opinią Bajkopisarza. Dodam, że bdb opisałeś sposób płynięcia na plecach. Jako siedemnastoletnia dziewczyna, która raczej słabo pływała, przepłynęłam tak szeroką rzekę w poprzek, nawet nie wiedząc, że pode mną był dziesięciometrowy rów. Z odchyloną, zanurzoną do połowy czoła głową patrzyłam na małe obłoczki na niebie i kierowałam się nawoływaniem z brzegu: Teraz bardziej w prawo! Dobrze, dobrze! Płyń!
  • Narrator 22.08.2021
    Trzy Cztery
    Gdybym wiedział, że będzie to czytać taka znakomita pływaczka, napisałbym więcej na ten temat. Ogólnie są dwie szkoły: wrzucić na głęboką wodę, albo powoli z nią oswajać. Ty należysz do trzeciej: nie zdawać sobie sprawy z niebezpieczeństwa. NASA w swoim logo ma żuka, ze skrzydełkami tak nieproporcjonalnie małymi w stosunku do masy ciała, iż teoretycznie w ogóle nie powinien wzbić się w powietrze. On jednak nie zdaje sobie z tego sprawy i fruwa w najlepsze.

    Ava miała ułatwione zadanie, bo w Morzu Tasmana woda jest bardziej słona niż w Bałtyku, zapewnia większą wyporność, pomaga utrzymać się na powierzchni.

    Dziękuję za przeczytanie i ciekawą refleksję :)
  • laura123 21.08.2021
    Bardzo dobry tekst, jak zawsze zresztą. Czyta się jednym tchem.
    Gratuluję i zazdroszczę pióra.
  • Narrator 22.08.2021
    laura123
    Jakże miło otrzymać pochlebną opinię od tak renomowanej autorki :)
  • piliery 21.08.2021
    No i cóż ci lekarze wiedzą? :) Wobec miłości nic się nie ostoi. A Posejdon tylko jest narzędziem. Swietnie mi sie czytało. :) 5
  • Narrator 23.08.2021
    pillery
    Lekarze wiedzą i mogą wyleczyć wszystko. Tylko nie każdy organizm wytrzyma. Posejdon to nawiązanie do „Odysei”, którą uważam za najwybitniejsze dzieło wszech czasów.

    Dziękuję za przeczytanie i miły komentarz :)
  • Szpilka 22.08.2021
    Też bywam na plaży, gdzie kobitki górę zdejmują, kobitki cudne są, jest na co popatrzeć ?

    Lubię historie z happy endem, bez happy endu życie nam funduje, to za piękne i dobre kobietki, i wilków morskich ?

    Piątak ?
  • Narrator 22.08.2021
    Szpilka
    Naprawdę lubisz patrzeć na gołe kobitki? To mamy podobny gust :)
  • Szpilka 22.08.2021
    Narrator

    Naprawdę, jestem estetką i lubię piękno niezależnie od płci ?
  • Narrator 22.08.2021
    Szpilka Zdrowe podejście do życia :)
  • Józef Kemilk 22.08.2021
    Jak zwykle namalowałeś ładny obraz?. A lęki i fobie ma chyba każdy z nas.
    5
  • Narrator 23.08.2021
    Józef Kemilk
    Tych lęków i fobii chyba przybywa z wiekiem. A może mi się tylko tak zdaje? Dziękuję za opinię fachowca :)
  • Tjeri 22.08.2021
    Świetna narracja, cudowne opisy. Czyta się rewelacyjnie. Może budowa postaci gdzieniegdzie lekko brew mi podnosi, ale to drobiazgi jeno. Twoja drobiazgowość w opisach (a trzeba dodać, że jest to drobiazgowość nienudna) winduje utwór na wyższy poziom. Całościowo taka proza zachwyca.
  • Tjeri 22.08.2021
    Jakiś przecinek (znaczy jego brak) mi gdzieś mignął.
  • Narrator 23.08.2021
    Tjeri
    Budowa postaci faktycznie dość powierzchowna, ponieważ bardziej zależało mi na pokazaniu relacji. Dramat sytuacyjny. Postacie są wynikiem zdarzeń, w których biorą udział, nie odwrotnie. To jakie miała oczy i w co się lubiła ubierać zostawiam wyobraźni czytelnika. Zauważyłem, że szczególnie panie cenią sobie statyczny, drobiazgowy opis, jakby pomagał im osiągnąć właściwy nastrój (czytanie z zamkniętymi oczami), ale mnie bardziej interesowała dynamika uczuć. W sumie całą historię można wyrazić wyłącznie dialogami (jak u Szekspira).

    Szkoda, że zgubiłaś tego przecinka-karalucha, bo tak trudno je wytępić. Z drugiej strony wychwytywanie błędów interpunkcyjnych w czyjejś pracy to mozolne i niewdzięczne zajęcie, dlatego najlepiej powierzyć je zawodowym korektorom.

    Jestem niezmiernie wdzięczny za rzeczową recenzję, z której wiele można się nauczyć.
  • Tjeri 23.08.2021
    Narratorze, ciekawa obserwacja z tym co statycznego lubią panie ?, niestety jestem mało kobieca – mam niemal zerową pamięć graficzną i tak samo "dużą" wyobraźnię przestrzenną, co się przekłada na specyficzne postrzeganie świata, zapewne mało dziewczyńskie właśnie?. Miałam raczej na myśli spójność postaci. Przy czy nawet nie pamiętam, co dokładnie zwróciło moją uwagę, zapewne więc były to drobiazgi niewarte uwagi.
    A przecinek chyba sam znalazłeś :) (gdzieś w dialogu przed imiesłowem).
  • Bożena Joanna 23.08.2021
    Droga dziewczyny do chłopaka najeżona rozczarowaniami, ale miłość spełniła się, gdy on znalazł się w swoim żywiole. Nagrodzone oczekiwanie. Piękne opowiadanie!

    Pozdrowienia!
  • Narrator 24.08.2021
    Bożena Joanna
    Zgadza się, droga niełatwa, lecz warta pokonania, gdyż ta dziewczyna to najpiękniejsza rzecz, jaką jego oczy mogły ujrzeć.

    Dziękuję za miły komentarz. Nie spodziewałem się, że tematyka przypadnie do gustu.
  • Vincent Vega 24.08.2021
    Ciekawie wyeksponowany problem głównego bohatera oraz jakim ciężarem nie do udźwignięcia jest dla mężczyzny nie sprawny sprzęt. Historia moim skromnym zdaniem super portretuje jakim skomplikowanym mechanizmem jest człowiek, bo przecież bohater nie miał problemów, że tak powiem hydraulicznych, tylko natury psychologicznej. Kiedy znalazł się w swoim żywiole stanął na wysokości zadania. 5 i pozdrawiam serdecznie.
  • Narrator 25.08.2021
    Vincent Vega
    No właśnie, tylko facet może zrozumieć faceta. Kobietom się zdaje, że powinniśmy być zawsze sprawni i gotowi, dlatego wolą... maszyny.

    Dziękuję za życiowy komentarz i również pozdrawiam gorąco :)
  • Szpilka 25.08.2021
    Narrator

    Kobietom się nie zdaje, ale jak się ze sprzętem lata to tu, to tam i eksploatuje beztrosko, to się buduje fałszywy obraz w oczach kobiety, a przecież wszystko się psuje, sprzęt też ?

    Fałszywy obraz jak luksus na Zachodzie dla każdego, tjaaaa - macho z zawsze gotowym osprzętem do boju, mięśnie wiotczeją, vide Schwarzenegger i to drugie też ?
  • Pasja 26.08.2021
    Tytuł nawiązujący do władcy mórz i pewnie w tym przypadku jak najbardziej trafiony. Mężczyzna, pasjonat żeglowania, wiatru i wody, na zewnątrz jak to mówią jadalny - w środku lękliwy. Przypadłość pewnie dotyczy wielu płci, zarówno męskiej i żeńskiej. Jedni starają się nadrabiać czym innym, inni wycofują się z życia i radzą sobie sami w swojej samotności. Jeszcze inni próbują pomocy u specjalisty. Jak rozumiem Charlie korzystał z tej formy. Jednak problem nie ustępował. Wolał unikać takich sytuacji, poprzez ucieczkę. Obok miał przyjaciela, który pewnie znał jego rozterki. I dlatego starał się pomóc. Strzał z zaproszeniem na wycieczkę znajomej kobiety był celny.
    Może jak Posejdon został połknięty przez ojca, lub przez matkę. Poszukiwał kobiety… „o dobrym sercu, która nie będzie przywiązywać zbyt dużej uwagi do łóżka”… jednak ciągle z niepowodzeniem… „Niestety, takich było coraz mniej”… utrwalony w tej myśli tkwił na mieliźnie.
    „Charlie miał opinię wilka morskiego i żeglowanie w bezchmurnej pogodzie było dla niego dziecinadą”… Tym ujął dziewczynę… „Czuła się ważniejsza od Zoe, chociaż nie musiała niczego zdejmować”… znała swoją wartość i kiedy… „Pod wodą natrafił na jej dłoń, w odpowiedzi złapała go silniej, nie wypuszczała jego ręki, dla bezpieczeństwa”… uratowała go jak brat Zeusa Posejdona… prosząc matkę, aby podała ojcu Kronosowi środki na wymioty.
    Charlie uwolniwszy się jak Posejdon stanął do walki… „celowo luzował żagle, gubił wiatr, wolał płynąć zygzakiem, za to cieszyć się towarzystwem Avy nieco dłużej”.
    Kiedy… "Wracając do siebie rozmyślał, jak taką młodą kobietę stać na mieszkanie w drogiej dzielnicy. „Pewnie zarżnęła się pożyczką z banku, albo ma bogatą rodzinę” — doszedł do wniosku, bo inne sposoby wydawały się niedorzecznością"… znowu powrócenie na mieliznę i katowanie się wewnętrznie. Jednak nie odpuszczał zadzwonił, kupił bilety do teatru, obiad i… „Mimo zahamowań… „Była młoda, pragnęła miłości”… a on dalej… „pozostawał spięty, jąkał się, gdy emocje dochodziły do głosu, w najważniejszym momencie zapominał, o czym miał mówić”… Wciąż uciekał, nawet wtedy, kiedy ona przejmowała ster i chciała jemu pomóc. Kochał ją, jednak wolał… „trzymać ją w domysłach”.
    Ona zaś jak kobieta oczekiwała decyzyjnej odpowiedzi na to co jego trapi, na przyszłość ich związku. Wolał trzymać ją w domysłach. Jednak Ava oczekiwała definitywnej odpowiedzi i po braku jej… „Ich znajomość urwała się równie nagle, jak do niej doszło”.
    Nie poddawał się, dzwonił, a kiedy nic nie uzyskiwał, szukał jej po dawnych śladach… i trafiony strzał… „Jutro albo nigdy”… ruszył jak Posejdon na walkę… „Starała się uwolnić, ale mocno trzymał ją w ramionach”… i już nie wypuścił… a ona… „To rozum walczył w niej z instynktem”.
    Po wszystkim… „Chciał jej wszystko wytłumaczyć, lecz uznał, że teraz nie ma to już znaczenia”… wreszcie ten ruch był wart przemilczenia.
    I odtąd żyli długo i szczęśliwie… "Zawsze, nawet gdy czują ból. Ale te wyglądają na szczęśliwe".
    Bo to on, władca mórz, wiedział… „że te delfiny to posłańcy największego mocarza głębin, w ten sposób zapewniającego go o dozgonnym przymierzu”.
    Zabrałeś mnie w podróż miłosnej odysei. Ludzkie ścieżki są tak pokręcone, ale warto je rozwiązywać i szukać tej jedynej.

    Pozdrawiam serdecznie!
  • Narrator 26.08.2021
    pasja
    Nie wiem kto kogo zabrał w dłuższą podróż — ja Ciebie tym opowiadaniem, czy Ty mnie swoją analizą. To prawdziwa przyjemność, kiedy czytający cytuje fragmenty tekstu i zdradza autorowi, co one oznaczają. Słowa są jak opale — zmieniają barwę w zależności od kąta obserwacji. Sposób w jaki na nie patrzysz odkrywa wzory i kolory, jakich bez Twojej pomocy bym nie zobaczył.

    Tytuł zapożyczyłem od Mozarta, 'La Clemenza di Tito' („Łaskawość Tytusa”), choć ta opera jest o czymś zupełnie innym. Tytus był rzymskim cesarzem, zastąpiłem go Posejdonem, który jest symbolem wiary. Trzeba wierzyć, żeby osiągnąć sukces.

    Dziękuję za czas i uwagę włożoną w pisanie tego niezapomnianego komentarza. Jest to najlepsza nagroda :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania