Latający Dywan

"No a czary, jak wiadomo,

skoro raz się zaczną,

to nic ich już nie powstrzyma.

 

Życie nigdy nie ostrzega, kiedy szykuje dla ciebie wielkie zmiany. Budzisz się niczego nieświadomy rankiem i myślisz od zapowiada się kolejny spokojny dzień. A tymczasem złośliwy los już szczerzy zęby zza rogu, gotując dla ciebie całą masę rewelacji. Ale po kolei, zacznijmy tą zwariowaną opowieść jak należy czyi od samego początku.

***

- Ojciec nas za to zabije. - Wyraził swoje całkiem zresztą słuszne obawy krzepki podrostek. Na oko szesnastoletni chłopak o płowych włosach wiercił się teraz nerwowo, co i rusz spoglądając to na pusty korytarz to na swoja młodszą siostrę, która obecnie siedziała mu na barkach.

- Nie zabije. - Lekceważąco mruknęła rudowłosa dziewczyna dalej próbując ściągnąć ze ściany stary gobelin.

Była to jedna z rodzinnych pamiątek, która czasy świetności miała już dawno za sobą. Tkanina wieki temu wyblakła tak, że mało, co w ogóle było na niej widać a do tego miejscami poplamiona była czymś brązowym. Frigg, znając dobrze zawiłe i burzliwe dzieje swojej rodziny mogła założyć się o własny miecz, że tym czymś była krew. Do tego to niewątpliwe dzieło sztuki tkackiej, ktoś kiedyś najwyraźniej próbował podpalić, o czym mógł świadczyć mocno poczerniały i okopcony prawy, dolny róg.

- Może i nie, ale matka to już zabije nas za to na pewno. – Nie ustępował blondyn.

Tak, to było już bardziej prawdopodobne. Pomyślała z wahaniem Frigg na moment przestając walczyć z gobelinem. Ich matka cechowała się zdecydowanie mniejszą cierpliwością, jeśli idzie o tego typu wybryki.

- Przesadzasz. Nie zabije najwyżej trochę pokrzyczy i to tylko wtedy, jeśli nas złapie. – Rzuciła w końcu w kierunku chłopaka, starając się brzmieć stanowczo i pewnie.

Hal był zdecydowanie zbyt bojaźliwy i pomyśleć, że kiedyś tak jak ojciec zostanie przywódcą klanu. Sam chłopak miał na ów temat nieco inny pogląd. To, co jego siostra Frigg uznawała za objaw strachu, on zwykł nazywać zdrowym rozsądkiem, którego w jego mniemaniu jego młodszej siostrze zdecydowanie brakowało. Frigg co i rusz wpadały do głowy nowe, nierzadko całkiem absurdalne pomysły a on za każdym razem zadawał sobie jedno i to samo pytanie. Dlaczego znowu bierze w tym wszystkim udział? Po chwili ponurego rozważania do głowy przyszły mu dwie, nie nawet trzy odpowiedzi.

Po pierwsze, kiedy już Frigg do czegoś się zapaliła, wcale nie tak łatwo było jej odmówić. Powziąwszy w głowie jakiś nowy hultajski plan zaczynała zachowywać się jak osioł, co oznaczało, że rozsądniej a na pewno prościej było od razu skapitulować i zgodzić się wziąć w tym wszystkim udział a następnie posłusznie odegrać swoją rolę. Po drugie z jej niekiedy naprawdę durnowatych pomysłów całkiem często wychodziła naprawdę fajna zabawa. I chociaż Hal otwarcie nie przyznałby się do tego nigdy, jego młodsza siostra miała trochę racji, powtarzając, że bez niej byłby strasznym nudziarzem. No a przynajmniej życie na zamku byłoby bez niej o wiele mniej wesołe. I po trzecie wreszcie, ktoś ostatecznie musiał ratować jej kościsty tyłek i rudą grzywę z tych wszystkich drak. A, że był jej bratem ta zaszczytna rola przypadała właśnie jemu. Dlatego teraz odkładając na bok swoje wątpliwości i wrodzony zdrowy rozsądek poprawił sobie siedzącą na barkach siostrę i jeszcze raz rozejrzał się po zamkowym korytarzu nasłuchując kroków.

- Poza tym pomyśl Hal. Komu zależy na takim starym, zapleśniałym kawałku szmaty? Przecież nawet nie wisi w głównej sali. Matka pewnie wstydzi się go pokazywać gościom. - Kontynuowała nieco już zasapana.

Tkanina była naprawdę ciężka a ściągnięcie jej z wysoko zawieszonych haków, okazało się zadaniem wcale nieprostym. W końcu jednak jej się udało i gobelin z cichym łopotem opadł na kamienną posadzkę. Zwinnie zeskoczyła z ramion Hala i pośpiesznie zaczęła go zwijać.

- Nie jestem przekonany. Ojciec kiedyś opowiadał mi, że to pamiątka po jakimś jego wielkim przodku. Chyba upamiętnia zwycięską bitwę czy coś… - Wyraził swoje wątpliwości Hal. Bez protestów pomógł jednak siostrze zwijać gobelin a następnie przerzucił go sobie przez ramie i ruszył za Frigg.

- One wszystkie upamiętniają wielkie bitwy albo jeszcze większe sojusze. - Mruknęła nonszalancko machnąwszy ręką jakby chciała tym gestem rozpędzić obiekcje brata. Chyba podziałało, bo Hal w końcu dał za wygraną.

- Nich będzie. A gdzie my teraz tak właściwie idziemy? - Zapytał z nutą podejrzliwości w głosie.

- Och zobaczysz. – Mruknęła tylko tajemniczo w odpowiedzi. Miałą swoje powody, aby nie zdradzać Halowi celu ich podróży już teraz.

Dzisiejszego ranka dopisywało im wyjątkowe szczęcie albo też jakiś złośliwy, lubiący psoty bożek po prostu nad nimi czuwał, bowiem na zamkowych korytarzach nie spotkali żywej duszy. Kiedy po kilku minutach pośpiesznego i pełnego skradania się marszu w końcu dotarli na miejsce uśmiechnęła się szeroko całkiem zadowolona z siebie. Nic tak nie poprawiało jej humoru jak mały figiel z rana. Uśmiech spełzł z jej twarzy na moment, kiedy usłyszała za sobą pełen wzburzenia głos Hala.

- Zaraz! - Zaczął, kiedy w końcu pokapował się, w jakim kierunku zmierzali. - Nie było mowy o żadnej wieży! Nie jestem jucznym koniem, ten gobelin jest strasznie ciężki. Sama go sobie tam wnoś. To przecież najwyższa wieża w całym zamku! - Z naburmuszoną miną zrzucił z ramienia gobelin u stup stromych, spiralnych schodów.

- Wiem, że nie jesteś jucznym koniem. Widziałeś kiedyś konie wchodzącego po schodach? - Zapytała złośliwie i szybko umknęła na górę widząc oburzoną minę Hala. Dokuczając starszym braciom, trzeba było wiedzieć, kiedy należało niezwłocznie brać nogi za pas. A to był dokładnie taki moment. - Pomysł był mój i to ja będę musiała zaczarować nasz gobelin żeby latał. Dlatego tobie, żeby było sprawiedliwie przypadła rola tragarza. - Dorzuciła jeszcze wbiegając na wieże, co dwa stopnie.

- Też mi sprawiedliwość. Burknął chłopak z dołu. Chwilę potem dobiegło ją jednak ciche stęknięcie świadczące o tym, że Hal podniósł gobelin z ziemi a po chwili usłyszała też jego ciężkie kroki.

- A nie mogłabyś zaczarować tego gobelinu żeby mniej ważył? - Doleciało ją jeszcze pełne nadziei pytanie.

- Nie potrafię. - Odpowiedziała całkiem szczerze.

Jej znajomość magii była raczej znikoma. Co prawda odziedziczyła talent magiczny po babce, ba ojciec któregoś roku zatrudnił nawet na zamku maga, aby ten ją szkolił. Niestety ów zdarzył udzielić jej ledwie paru podstawowych lekcji nim zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Podobno miała z tym związek żona kowala, a konkretniej jej mąż i jego powszechnie znana skłonność do gwałtownych i porywczych zachowań. Co tak naprawdę stało się z zamkowym magiem nikt po dziś dzień nie wiedział. Faktem pozostawało jednak, że po zaledwie dwóch miesiącach zamkowej kariery zniknął bez śladu. Pozostawiając po sobie pustą komnatę, kilka powłóczystych szat, całą masa jakichś dziwnych przyrządów i jeszcze więcej zbierających kurz ksiąg. Czarownik zajmował północną wieżę zamku i kiedy tylko zniknął Frigg i Halowi surowo zakazano zbliżać się do tego miejsca. Bogowie raczą wiedzieć, co ten dziwak tak naprawdę tam trzymał, dlatego ich matka na wszelki wypadek wolała, żeby trzymali się od tego magicznego inwentarza jak najdalej. Prawdą jednak równie powszechnie znaną jak to, że niebezpiecznie było grzebać w rzeczach maga był fakt, iż nic nie działało tak kusząco na młodych, ciekawych świata ludzi jak zakazanie im czegoś.. Tak, wiec Frigg zakradała się na wieżę dosyć regularnie i w co najmniej połowie tych naukowo-poglądowych eskapad towarzyszył jej Hal. W komnacie czarodzieja interesowały ją głównie jego magiczne księgi. Bo jeśli idzie o przyrządy to i tak nie potrafiła ich obsługiwać. A wolała nie sprawdzać tego metodą prób i błędów. Czego by tam sobie Hal na temat jej braku rozsądku nie mówił, na tyle oleju w głowie jeszcze miała. Z samego studiowania ksiąg, też niewiele wynosiła. Raz, że większość z nich zapisana była w jakimiś dziwacznymi znakami, nieprzypominającymi w niczym znanego jej pisma. Dwa, że jeśli już nawet znajdowała jakieś zaklęcie w rodzimym języku to większość z nich najzwyczajniej w świecie po prostu nie działała i bogowie jedni raczą wiedzieć, czemu! Bo robiła wszystko dokładnie tak jak było w nich opisywane.

Jeden z największych zawodów przeżyła, natrafiwszy w jednej z ksiąg na zaklęcie pozwalające wyczarować kulę ognia. Odkąd tylko dowiedziała się, że ma w sobie magiczny talent marzyła o tym, żeby móc miotać w każdego, kto ją zdenerwuje wielką kulą ognia. Ależ mieliby miny! Wszyscy by się jej bali i szanowali! Nawet starsi! O tak, jakże cudownie byłoby umieć wyczarować ognistą kulę i móc posłać taką na przykład w stronę córki rzeźnika, która ostatnio naśmiewała się z niej na dziedzińcu. Żłośliwica jednak przekonałaby się wtedy, co to znaczy „mieć płonąca strzechę na głowie”. Niestety, to zaklęcie nigdy jej nie wychodziło, chociażby nie wiem ile i jak bardzo się starała. Co innego zaś, jeśli chodziło o zmuszanie niewielkich przedmiotów do latania. Ta sztuka udawało jej się prawie za każdym razem i to właśnie podsunęło jej pewien pomysł. Jedna ze służących opowiadała jej kiedyś historię o elfim czarodzieju latającym na dywanie. Ów mag przemierzał w ten sposób cały świat wzdłuż i wszerz. Niestety jak na złość mieli w zamku tylko jeden dywan i do tego znajdował się on w komnacie rodziców a jakby tego wszystkiego było mało był on tak wielki i ciężko, że do jego przeniesienia potrzebowałaby nie Hala o połowy zamkowej służby. Pomijając już sam fakt, że czego, jak czego ale braku jej drogocennego dywanu matka dopatrzyłaby się na pewno. Raz, że rzeczony dywan wniosła do zamku w posagu. Dwa, że w tej części kraju dywany były niebotycznie drogie i nawet lokalni włodarze rzadko, kiedy mogli pozwolić sobie na taki luksus. Za to mieli w zamku całe mnóstwo gobelinów, jako że większość kobiet w rodzinie tkała je namiętnie całymi latami. Jej matka, babka, prababka a wcześniej prababki matka i tak dalej. Wszystkie wyszywały misterne gobeliny, które następnie zawalały połowę zamkowych ścian. Dla odmiany mężczyźni w jej rodzie równie namiętnie zwozili do domu wszelkiej maści łowieckie i wojenne trofea. A, że obie te przypadłości były dziedziczne tak też teraz nie sposób było spacerując zamkowym korytarzem nie natrafić a to na misternie wyszywany gobelin a to na zawieszone na ścianie jelenie poroże, stary miecz czy niedźwiedzią skórę. Gdzieniegdzie w korytarzu straszył i cały wypchany niedźwiedź albo pełna paradna zbroja. Kiedyś na kominku w jadalni stała nawet najprawdziwsza ludzka czaszka, w której to podobno jeszcze dziadek Angus zwykł na wielkich ucztach pijać wino, ale kilka lat temu matka ją wyrzuciła. Twierdząc, że „ tylko straszy dzieci”. Co prawda tatko, trochę wtedy protestował wobec takiego absolutnego braku poszanowania dla rodowych pamiętnego. W batalii z żoną chyba jednak z kretesem poległ, bowiem czaszka zniknęła z jadalni bezpowrotnie.

Po parunastu minutach męczącej spinaczki, w czasie których Hal zdążył co najmniej trzy razy zarzec się, że to już ostatni raz kiedy dał jej się na coś namówić, w końcu dotarli na szczyt wieży. Kiedy tylko zamknęła za nimi drzwi. Chłopak najpierw zrzuciła z ramienia gobelin a zaraz potem opadł na niego bez sił. Frigg uśmiechnęła się lekko na ten widok. Wcale mu się nie dziwiła, ją też zmęczyła wspinacza a przecież niczego nie niosła. Że też magowie zczególnie upodobali sobie akurat wieże. Pomyśleć ile za każdym razem trzeba schodzić z wieży na śniadanie, obiad, wieczerzę i w każdej innej najdrobniejszej sprawie a potem wspinać się z powodem na samą górę. A co jeśli się czegoś zapomni? Zupełnie niepraktyczne, Jeśli kiedyś naprawdę zostanie wielkim magiem zamieszka w piwnicy. Nieee w piwnicy wiecznie było zimno, ciemno i wilgotno. I były szczury. Zresztą tam też są schody. Zamieszka na parterze i nie będzie musiała nigdzie wchodzić ani schodzić. Ha! I kto jej teraz powie, że nie miała zdrowego rozsądku. Miała go aż nadto, a przynajmniej, jeżeli rozchodziło się o jej własne wygody.

- Możesz teraz chwilę odpocząć. Nigdy jeszcze nie czarowałam tak dużych przedmiotów, muszę to jeszcze sprawdzić w księdze i pewnie chwile mi to zajmie. - Powiedziała poklepując brata po ramieniu i ruszając w stronę regału z grymuarami wiedzy magicznej.

Odpowiedziało jej tylko niezrozumiałe mruknięcie. Gdzieś już kiedyś widziała tę księgę. Zasady lewitacji i wprawiania w ruch niemagicznych przedmiotów.

- To nie ta i nie ta…- Mruczała pod nosem szperając między księgami aż w końcu trafiła na właściwą.

Wprawienie w ruch kałamarza czy pióra nie było już dla niej żadnym wyczynem, ale zmuszenie do latania dywanu vel gobelinu w czasie, kiedy dodatkowo będzie na nim siedzieć, to już był wyczyn nie w kij dmuchał. Natrafiwszy w końcu na odpowiednie zaklęcie, stwierdziła, że nie różni się znacznie od tego, które już znała, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, iż wszystko powinno należycie zadziałać.

- Wstawaj. - Szturchnęła Hala w ramię.- Musimy wejść na dach.

Na te słowa chłopak podniósł w końcu głowę, zamrugał kilka razy i spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Ale jak to na dach? – Zapytał z niezbyt mądrą miną a Frigg zniosła oczy ku niebu i zrobiła minę jasno wskazującą, iż ma starszego brata za strasznego tępaka.

- A jak chcesz wylecieć z wieży przez takie wąskie okno? – Zapytała kpiąco - Owszem my się przez nie przeciśniemy, ale na gobelinie nie wylecimy. Trzeba wejść na dach i tam go rozłożyć. - Wyjaśniła mu. Po czym ruszyła w stronę okna a następnie nie czekając na dalsze protesty brata zwinnie się na nie wspięła i wychyliła spoglądając do góry w stronę dachu. Chciała zobaczyć jak wiele ja brakuje, by schwycić się jednej z belek podtrzymujących dach. Jeśli wespnie się na palce powinna dać rade.

- Myślałem, że my tu idziemy tylko po zaklęcie. A latać będziemy na dziedzińcu albo gdzieś indziej… na ziemi. Nie tak wysoko. Frigg to jest niebezpieczne. A co jeśli twoje zaklęcie nie zadziała? Sama dobrze wiesz jak często ci się to zdarza. A co jeśli spadniemy? Ta wieża jest naprawdę wysoka, połamiemy się albo, co gorsza zginiemy.

O masz ci i zdrowy rozsądek Hala, zawsze odzywał się w najmniej odpowiednich momentach i psuł całą zabawę.

- Zadziała, zadziała. Nic się nie martw. Pomyśl lepiej, jakie wszyscy zrobią miny, kiedy tak sfruniemy na dziedziniec z nieba. Umrą z podziwu i zachwytu.

Hal nie wyglądał na przekonanego, ale po chwili wahania również wspiął się na okno.

- Chyba będę musiał cię podsadzić.

Stwierdził chwytając się mocno drewnianej okiennicy, po czym Pozwolił Frigg wspiąć się po swoich barkach a następnie pomógł dostać się na spadzisty dach wieży. Za to właśnie kochała Hala. Owszem straszny był z niego maruda, ale zawsze, kiedy przychodziło, co, do czego stawał na wysokości zadania i robił dokładnie to co do niego należało. Podciągnęła się na drewnianych belkach następnie odebrała od Hala gobelin a na końcu wyciągnęła do brata rękę, żeby i jemu pomóc we spinaczce na dach. Kiedy w końcu zdyszani znaleźli się na okrągłym, spiczastym daszku Frigg stwierdziła, ze warto było się tu wspinać chociażby dla samego widoku. Wiedziała, że ziemie jej ojca były pięknym miejscem. Z jednej strony porośnięte zielonym lasem góry z drugiej szare, wzburzone morze a pośrodku tego wszystkiego spokojne portowe miasteczko i kilka rybackich wiosek. Można było zakochać się w tej krainie patrząc na nią tylko z perspektywy człowieka, a teraz wiedziała już, że z lotu ptaka prezentowała się jeszcze bardziej zachwycająco. Stojący obok niej Hal rozglądał się dookoła z równie wielkim zachwytem.

- Wiesz, co, zaczynam chyba rozumieć zamiłowanie magów do mieszkania tak wysoko. Dla takich widoków, też mogłabym tutaj pomieszkać, gdybym tylko za każdym razem nie musiała się tyle wspinać. - Zażartowała odrywając w końcu wzrok od wpływającego do ich niewielkiej zatoki statku.

- Zaznając twoje lenistwo i skorą do cudacznych pomysłów głowę jak nic kazałabyś się wnosić jednemu ze służących albo zjeżdżała z okna po linie modą wszystkich tych bohaterów z romantycznych powieści, którymi tak się zaczytujesz. Chociaż nie śmiem wątpić, że przyszłyby ci do głowy i o wiele bardziej dzikie rozwiązania.

- Wcale nie zaczytuje się w żadnych romantycznych opowiadaniach! - Zaprotestowała oburzona takimi insynuacjami krzyżując ręce na piersiach i spoglądając wojowniczo na brata. Dobra! Może tam jedno czy dwa przeczytała, ale tylko z ciekawości i dla ogólnego poszerzenia horyzontów. Zatem to się w ogóle nie liczyło!

- Jasne. Nie dalej jak wczoraj widziałem w twoim pokoju elfickie romansidło. Czekaj ja ono się nazywało Pięćdziesiąt odcieni sosnowych igieł?

Poczerwieniała lekko, na co Hal zaśmiał się głośno i zmierzwił jej włosy. Ze złością strzepnęła jego rękę.

- To nie było żadne romansidło, tylko opowieść przygodowa! A poza tym sam powiedziałeś, że elfickieja! Ja tylko pogłębiałam swoją wiedzę na temat innych kultur!

Teraz Hal rechotał już na całego.

- Opowieść przygodowa! Ha! Ha! Chyba nie chce znać szczegółów owych przygód! Tylko żebyś z tej fascynacji innymi kulturami nie przyciągnęła kiedyś do domu jakiegoś długouchego. Biedny ojciec jak nic padłby na ten widok.

Uhh! Ależ on ją denerwował! Zamachnęła się pięścią, żeby przywalić mu w nos i w końcu zetrzeć ten głupowaty uśmieszek z jego twarzy. W sumie to powinna bardziej celować w zęby, może to by mu w końcu zatkało tą głupią gębę. Inna sprawa, że pewnie złośliwie pogryzłby jej palce. Ten, kto wymyślił braci był naprawdę okropnym człowiekiem. A z całego tego złośliwego gatunku, najgorsi byli starsi bracia. Takiemu nie można było nawet bezkarnie przywalić, bo bezczelnie potrafił oddać i to mocniej! Hal zrobił jednak zwinny unik śmiejąc się dalej.

- Dobra już dobra. Więcej nie będę. - Podał się w końcu. Unosząc przed siebie ręce w geście kapitulacji. Ostatecznie znajdowali się na stromym daszku wieży i to nie było najlepsze miejsce na tego typu wygłupy.

- Czytaj sobie, co chcesz. Przecież nie będę ci wzbraniał edukacji… gdzie mi tam stawać na drodze twojemu wykształceniu.

Tym razem nawet Frigg nie była w stanie powtrzymać się od parsknięcia cichym śmichem.

- Straszny z ciebie troll wiesz? I gdyby nie fakt, że jesteś moim bratem i musiałabym potem przez rok nosić po tobie żałobę, to pewnie zepchnęłabym cię teraz z tej wieży. - Powiedziała dając Halowi wcale niedelikatnego kuksańca w ramię.

- A teraz bież się za rozwijanie tego nieszczęsnego gobelinu zanim stwierdzę, że w czarnym byłoby mi jednak do twarz.

Żarty, żartami. Ale teraz, kiedy znaleźli się już na dachu i faktycznie w końcu do niej dotarło jak wysoko się znajdowali zaczęła się trochę denerwować. Miałą nadzieję, że zaklęcie nie przestanie nagle działać gdzieś w połowie lotu i nie spadną na wybrukowana ulicę z kilkudziesięciu stóp. Kiedy Hal rozwinął gobelin rozsiadła się na nim wygodnie. A przynajmniej taki miała zamiar, ale gliniane klepki, jakimi pokryty był dach złośliwie uwierały ją w tyłek.

- Jesteś pewna? - Zapytał sadowiący się za nią Hal głosem świadczącym o tym, że on pewny wcale nie był.

- Nie. - Przyznała całkiem szczerze.

- Świetnie. To może zrezygnujemy. – Ostatni raz spróbował z nadzieją.

- Nie.- Opowiedziała zadziwiająco twardo.

Nie było się, czego bać, wszystko się uda. Zawsze się udało. Wzięła głęboki oddech, po czym zamknęła oczy koncentrując się na wypowiadanym zaklęciu. Przez chwilę nic się nie działo a potem gdzieś w okolicach swojego prawego ucha usłyszała pełen niedowierzania okrzyk Hala, otworzyła oczy. Udało jej się! Naprawdę tego dokonała. Unosili się kilkanaście centymetrów nad wieżą. A stary, wyblakły gobelin lekko pod nimi wibrował.

- A niech mnie! Nie wierzyłem, że naprawdę ci się uda.

W głosie blondyna mieszały się ze sobą podziw, strach, zachwyt oraz cała masa innych ciężkich nawet do nazwania emocji.

- Mówiłam ci, jeszcze kiedyś zostanę szanowanym w całym królestwie magiem. - Zapewniła go całkiem dumna z siebie.

- Dobra, dobra tylko zanim polecisz robić karierę do stolicy sprowadź nas najpierw na dół.

- Jak sobie życzysz.

Powiedziała łapiąc w jedną rękę jeden z rogów gobelinu, w drugą zaś drugi. Zgodnie z tym, co wyczytała to za ich pomocą trzeba było sterować latającym dywanem. Autor książki porównywał to do jazdy konnej albo powożenia rydwanem. Tak, też Frigg niewiele myśląc schwyciwszy w obie dłonie rogi taniny, strzeliła nimi niczym końskimi lejcami dla większego efektu zakrzykując jeszcze „Wio!” Niczym rasowy woźnica. Podziałało i to jeszcze jak podziałało! Ich magiczny środek lokomocji, bez żadnego ostrzeżenia wyrwał do przodu z prędkością, której nie powstydziłby się najbardziej rączy rumak. A ich przerażone krzyki poniosły się od podnóża gór aż po skraj morza.

- Aaaaaaaa! Zabijeeeesz nas! Zwolnij! Zwooooooolniiiiij! - Wrzeszczał do jej ucha Hal a ściskał ją przy tym w pasie tak mocno, że miała wrażenie, iż żołądek a po nim i inne narządy zaraz jej wyjdą na wierzch ustami.

Łatwo było powiedzieć! Zwolnij. Niby jak?! Najwyraźniej trafił im się wyjątkowo narowisty gobelin, bowiem w ogóle nie chciał jej słuchać. Na uświęcone boskim prawem „Prrr”, „Stój” i „Spokój” nie reagował wcale, a szarpanie za rogi w celu jego wyhamowania przynosiło równie mierny skutek. Ani mu się śniło zwalniać, co więcej nazbierał coraz większej prędkości. Mknęli teraz prosto w kierunku znajdującego się w dole dziedzińca niczym wypuszczona z elfickiego łuku strzała.

- Uwagaaaa! Ludzieeeee z drogiiiii! Chowaj się, kto możeeee!!! - Wrzeszczała na całe gardło Frigg, w kierunku zebranych na dziedzińcu ludzi.

Jak co piętek odbywał się tam mały jarmark, na który ściągała ludność z miasteczka oraz okolicznych wiosek i teraz cała ta ciżba z półotwartymi ze zdziwienia gębami gapiła się w górę. Zastanawiając zapewne, co to za nowe dziwo spada na nich z nieba, wywrzaskując przy tym w niebogłosy jakieś niezrozumiałe słowa. Kiedy w końcu dotarł do nich prawdziwy sen wywrzaskiwanych przez rodzeństwo słów było już za późno. Wpadli z Halem na ich latającym „dywanie” wprost między kupieckie stragany. Złośliwy gobelin na pierwszy ogień postanowił wziąć stragan rzeźnika, zapikował nad nim tak nisko, że zmusił właściciela do zanurkowania pod drewniany stół.

- Przepraszaaaam. - Krzyknęła Frigg w stronę gramolącego się z ziemi mężczyzny, ale ten nieudobruchany wcale w odpowiedzi zamachał wojowniczo tasakiem w ich stronę.

Gobelin nie zamierzał na tym jednym wyskoku bynajmniej poprzestać. Pogonił starego zielarze, przez połowę dziedzińca. Wywrócił cały stragan z warzywami, tak, że uciekający w popłochu ludzie potykali się teraz o toczące się we wszystkie strony, ziemniaki, kalarepy i arbuzy a biedny właściciel rwał sobie włosy z głowy licząc straty. Porozganiał pękatej handlarce wszystkie kury. Chociaż trzeba było przyznać, że babiszon gobelini nalot odpierał całkiem gracko. Frigg tylko cudem uniknęła ciosu w głowę potężnym wałkiem. Po co kobieta w ogóle zabierała ze sobą na targ wałek do robienia ciasta pozostawało dla dziewczyny tajemnicą, nad którą nie miała jednak czasu się teraz zastanawiać. Bowiem swawolny gobelin najwyraźniej nie zakończył jeszcze swoich popisów. Pomknął w stronę namiotu, w którym kowal prezentował swoje wyroby. Cóż, rzecz wystarczy, że kiedy w końcu z niego wyleciał namiot wyglądał jakby mniej reprezentatywnie a siarczyste przekleństwa kowala niosły się za nimi jeszcze na długo po tym jak ponownie zaczęli wzbijać się w górę. Frigg nieustanych wrzasków bolało już gardło za to Hal dla odmiany zaniemówił całkowicie.

- Z-z- gi-i-i-nie-e-e-my. - Zdołał w końcu z siebie wydusić. - O Bogowie. Ojciec nas za to zabije. Boję się nawet patrzeć w dół na to pobojowisko.

Frigg też wolała nie patrzeć. Z dwóch głownie powodów po pierwsze, na ten widok do gardła podeszłaby jej zapewne cała reszta wnętrzności, których swoim niedźwiedzim uściskiem, jeszcze nie zdołał wycisnąć tam Hal. Po drugie mieli właśnie o wiele większy problem. Nadal znajdowali się na tym zbzikowanym gobelinie, który najwyraźniej mknął teraz w stronę portu.

- Frigg!!! - Wrzasnął Hal, kiedy dotarło do niego to, o czym ona widziała już od dłuższej chwili. - Błagam cię, zatrzymaj go! Proszę cię! Klnę się na wszystko, już w życiu nie będę się z ciebie naśmiewał! Z niczego, nigdy, przysięgam. Nie powiem nawet słowa o żadnych romansach. Tylko błagam cię zatrzymaj go. Zatrzymaj zanim wpadniemy do portu i tam też narobimy takiej draki.

- Niby jak mam go zatrzymać?! - Rozzłościła się, sama nie wiedziała, na kogo bardziej, na Hala, na siebie czy może na ten nieznośny kawał starej szmaty. - On w ogóle nie chce mnie słuchać! Sam go zatrzymaj jak jesteś taki mądry!

- Oszalałaś? O czym ty w ogóle mówisz, jak niby miałbym to zrobić? To ty jesteś tutaj magiczką czy ja?! Nie wiem, co, wymyśl coś, wypowiedz jakieś zaklęcie, cokolwiek byleby ten przeklęty gobelin w końcu się zatrzymał!

Wypowiedz jakieś zaklęcie! Dobre sobie jakby miała ich na podorędziu całą masę! Myśl, myśl, myśl! Poganiała się w duchu, usiłując sobie przypomnieć cokolwiek. Co biorąc pod uwagę jej szczątkową magiczną edukację był zadaniem wcale nie prostym. W końcu widząc przed sobą zbliżającą się w zawrotnym tempie drewnianą burtę statku, spanikowała całkowicie i wykrzyczała jedyne zaklęcie, jakie w danej chwili przychodziło jej do głowy rozpierając przy tym ręce jakby samym tym gestem chciała uchronić ich przed zderzeniem z burtą statku.

Efekt końcowy zaskoczył bardziej chyba nawet ją samą niż zebranych na nabrzeżu ludzi. Bo oto pierwszy raz w życiu udało jej się wyczarować najprawdziwszą kulę ognia. Wielką, huczącą i buchającą piekielnym żarem kulę ognia, która natychmiast pomknęła w kierunku statku. Dziewczyna z przerażeniem zasłoniła sobie oczy. O masz jakby tej całej hecy było mało, właśnie podpaliła ulubiony drakkar ojca. Do jej uszu zaczęły dobiegać wrzaski i krzyki. To ludzie zebrani na nabrzeżu rzucili się, aby gasić statek. W tym właśnie momencie ich magiczny wierzchowiec, stracił najwyraźniej cierpliwość do takich niewychowanych miotających kulami ognia pasażerów, bowiem wierzgnął kilka razy dziko zrzucając ich ze swojego grzbietu Ostatnim, co pamiętała Frigg zanim pociemniało jej w oczach było gwałtownie zbliżające się lutro wody.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania