Latający zabójcy cz.1
Zapowiadała się zajebista impreza. Po raz pierwszy szkoła organizuje coś takiego. Z dwustu czterdziestu czterech uczniów na zabawę przybyło dwustu piętnastu. Istny hit. Dyrektor załatwił nawet najlepszego didżeja w okolicy. O godzinie siedemnastej wszystko ruszyło. Didżej zapodawał najlepsze hity. Każdy dosłownie każdy tańczył. Na hali sportowej powoli brakowało miejsca. Istne szaleństwo. Około godziny siedemnastej szesnaście Rafał uczeń trzeciej klasy gimnazjum postanowił wyjść na chwile i zapalić. Chłopak miał pewne problemy rodzinne, przez co sięgał po papierosy, ale powoli zaczynał rzucać. Na zewnątrz panował mróz i nic w tym dziwnego, bo był szesnasty grudnia. Mimo niesprzyjającej temperatury chłopak i tak musiał zapalić. Po dziesięciu minutach przyszedł do niego Kacper, jego kolega.
- Dobra Rafał, choć już, bo zamarzniesz tu-powiedział Kacper.
- No dobra zapalę jeszcze jednego i idę-odpowiedział.
Kacper więc poszedł a Rafał wyciągnął jeszcze jednego papierosa i już miał go zapalić, kiedy usłyszał dziwny trzepot. Dochodził z góry. Chłopiec rozejrzał się uważnie, ale nic tam nie było. Rzucił jednak papierosa i wszedł do szkoły w ostatniej chwili przed szponami, które prawie go złapały. Minęła godzina. Kacper musiał już jechać do domu zająć się małym braciszkiem. Do szkoły przyjechał skuterem, więc po ciemku trudno było mu jechać. Gdy był już kilometr od domu usłyszał jadąc taki sam trzepot jak usłyszał Rafał. Zatrzymał się, by sprawdzić, czy to nie skuter tak trzepocze. Wtedy nadleciało coś niczym ptak i jednym precyzyjnym podejściem przebiło chłopca i uniosło w górę. Kacper miotał się i krzyczał. Krwawił tak mocno, że jakby ktoś stał nad nim pomyślałby że pada deszcz. I mocniej się szarpał tym bardziej wbijał szpony w swoje ciało. Jednak po pewnej chwili jego ciało przestało wykazywać jakiekolwiek oznaki życia. Tymczasem na imprezie w szkole zabawa coraz bardziej się rozkręcała Rafał próbował razem z Bartkiem dodzwonić się do Kacpra, ale nic z tego. Nie wiedzieli, że ich kolega padł ofiarą latającego stworzenia.
- Nie no czemu on nie odbiera? - Rafał miał złe przeczucia.
- Oj tam pewnie telefon mu się rozładował-uspokajał go Bartek.
- Nie to coś innego chyba pojadę do niego-stwierdził Rafał.
- Dobra to jadę z tobą-powiedział Bartek.
Chłopcy pojechali więc skuterem Rafała do Kacpra. Jechali jednak skrótem więc nie mijali leżącego na jezdni skutera. Gdy dotarli do jego domu nie zastali nikogo. Co gorsza, szyby w jego domu były po wybijane a na szkle było mnóstwo krwi. Bartek w oddali zauważył coś, co przypominało lalkę. Chłopcy podeszli tam i o mało się nie zrzygali. Na ziemi leżało rozerwane ciało Mikołajka trzyletniego braciszka Kacpra. Widok ten był odrażający. Wnętrzności były porozrzucane obok ciała.
- O mój Boże to chyba nam się śni-Bartek był przerażony.
- Nie to nie sen, ale jakiś horror! - krzyknął Rafał.
- Skoro cała rodzina Kacpra nie żyje to on pewnie też-stwierdził Bartek.
Wtedy obaj w oddali zobaczyli coś bardzo dziwnego. Kilka latających sylwetek zmierzało w ich stronę z przeraźliwym rykiem przypominającym dźwięk skrzypiących drzwi.
- O kurwa co to jest?! - wrzasnął Rafał.
- Nie wiem, ale dawaj biegiem do mieszkania-odpowiedział Bartek.
Chłopcy ledwie zdążyli do nie go wejść a stwory już zaczęły zrównywać go z ziemią. Zerwały cały dach i zaczęły przebijać się do środka.
- Nie mamy szans! - krzyczał Rafał.
- Ty zobacz tam jest chyba schron dawaj tam się ukryjemy-stwierdził Bartek.
Udało im się tam wejść a tymczasem mieszkanie zawaliło się całe na raz. Bestie widząc, że dom jest w gruzach pomyślały, że chłopcy nie żyją i odleciały w stronę szkoły. Po trzydziestu minutach chłopcy wyszli.
- Chyba ich nie ma, ale gdzie poleciały? - Rafałowi nic nie mogło przyjść do głowy.
- O nie musimy wracać do szkoły i to już-powiedział ze strachem Bartek. - One zrobią sobie ucztę w naszej szkole.
Chłopaki szybko wsiedli na skuter i pojechali, lecz było już za późno. Gdy tylko wjechali na parking przy szkole już zauważyli leżące szczątki i kałuże krwi. Jednak nadal grała muzyka. Gdy weszli na halę większość jeszcze tańczyła. Tylko ci, którzy wyszli na zewnątrz zginęli. Aby nie wzbudzać niepokoju i strachu dołączyli do zabawy. Potańczyli może dziesięć minut, kiedy przez okna na halę wleciały stwory. Szkło rozsypywało się raniąc niektórych śmiertelnie. Innych rozrywały stwory. Kawałki ciał latały w powietrzu. Podłoga zabarwiła się na czerwono. Bestie nie odpuszczały, dopóki nie zabiją każdego. Bartek i Rafał ukryli się w toalecie, dzięki czemu stwory nie wykryły ich. Gdy już najadły się dostatecznie dziwnie szybko odleciały.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania