Łazienka
Szoruję jasne płytki, mocno dociskając do nich nieco podartą ścierkę. W jej materiale czuć ziarenka piasku, które wbijają mi się pod paznokcie. Na początku jest to jedynie irytujące i obleśne; po kilku godzinach ten drobny dyskomfort zamienia się w ból. Dlatego właśnie wtedy zaczynam pielęgnować muszlę klozetową. Dla wytchnienia, aby wreszcie odpocząć od żmudnego klęczenia na zimnej podłodze. Wstaję.
Buteleczki z detergentami ustawiam od najmniejszej do największej. Inaczej po prostu nie potrafię zacząć sprzątania. To tak, jakbym miała używać klucza do drzwi bez drzwi. Gdy wszystkie leżą w odpowiedniej kolejności, przeliczam je. Może niepotrzebnie, ale przynajmniej przed sobą udaję, że nie znam tej liczby. Dwanaście. Dwanaście różnorakich środków czyszczących. Chyba poproszę o jakiś nowy.
Dzisiaj jest trzeci marca, zatem biorę trzeci detergent, prawie że największy. Szczoteczką pastuję gładką nawierzchnię, a zapach detergentu delikatnie podrażnia moje gardło.
Nie mogę się jednak długo zaciągać tą wonią – mam zbyt mało czasu, aby go tak trwonić. Wystarczy, że się obejrzę dookoła, tyle bałaganu. Nawet te chrzanione nici pobłyskują w blasku zachodzącego słońca. Formują się w pokaźną pajęczynę. Mimo problemów, jakie sprawiają mi żyjące tu pająki, nie jestem w stanie ich zabić.
Jeśli problem nie leży w pajęczynach, to zaraz do głowy przychodzi mi obraz kopczyka kurzu, który uzbierał się za umywalką, czy choćby matowe plamy osadu oblegające kran wanny.
Nieraz opuszczam łazienkę, ale tylko na kilka godzin. Mąż nie chce, abym się przemęczała, dlatego też czasem udostępnia mi łóżko. Choć, nie powiem, łazienkowy dywan jest naprawdę wygodny. Włosie syntetyczne zabawnie łaskocze mnie po nosku nad ranem.
Kiedy drzwi otwierają się, wiem, że jest koło osiemnastej. Czas na odwiedziny; co prawda od długiego czasu mam tylko jednego gościa, ale narzekać nie mogę.
Wślizguje się bezszelestnie do środka. Zapewne myśli, że jestem zbyt zajęta czyszczeniem toalety, aby go dostrzec. Cóż, myli się. Dopiero, gdy przykłada mi zimne ostrze do szyi, udaję zaskoczoną. Odkąd kiedyś powiedziałam mu, że nie chce żyć, codziennie przynosi mi nóż. Ba, nawet pozwolił mi, żebym ze sobą skończyła. Skurwiel. Wie dobrze, że nie mam odwagi.
Układa na moim języku kilka tabletek, które po zetknięciu ze śliną stają się niezwykle gorzkie. Nabieram do dłoni trochę wody, ale tylko trochę, by przypadkiem nie podnieść stawki, którą trzeba będzie zapłacić przy rachunkach. Popijam i połykam kapsułki. Dzień w dzień to samo. Klepie mnie po ramieniu. Jesteśmy chyba niezbyt szczęśliwym małżeństwem.
Później już tylko czekam, aż wypełznie z mojego azylu. No dalej, spieprzaj stąd.
Wychodzi i wreszcie zostaję sama.
Odruchowo zaciskam dłoń na rękojeści. Zabiję i siebie, i jego. Łatwiej żyć z takim przekonaniem, naprawdę. Szkoda tylko, że u mnie chwile natchnienia są ulotne.
Szybko zaczynam zdrowo myśleć. Zdrowo, bo po cóż innego tabletki? Wystarczająco szybko wcześniejsze myśli rozmywają się. Plany morderstwa odstawiam na bok. Nie ugram nic pod wpływem. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A teraz muszę od nowa posprzątać. Tylko dlaczego łazienka znowu jest taka brudna?
Może jutro uda mi się zabić wreszcie te pająki. Odkładam nóż.
Komentarze (11)
Psychologiczny, czarnobiały dramat z muzyką Komedy.
Trochę masz pomieszania w ogonkach (już w pierwszym słowie). Ciekawe, że butelek jest dwanaście, tyle co godzin. Dobry tekst. Nawet bardzo.
Pozdrawiak ;))
Bardzo specyficzny klimat, mocno psychodeliczny, choć zaczyna się zupełnie niewinnie. Ot, takie preludium do dramatu ;)
Wszystko to jest nawet prawdopodobne, biorąc pod uwagę różne ludzkie skrzywienia. Piąteczka.
Pozdrawiam 5
Tekst spodobał mi się nawet, choć z początku odepchnął mnie przez to czyszczenie łazienki haha. Taki mój mały bzik we łbie. Ale łazienki, oziębłe kafelki to jednak fajny psycho klimacik, który może coś wróżyć. Twoja łazienka była okej. Będąc przy końcu tego tekstu pomyślałam sobie, że to całe sprzątanie może się pójść krótko mówiąc jebać, jeśli dziewczyna zdecyduje się wykonać swój czerwony plan :33
Świetnie rozpisane wewnętrzne emocje i wrażenia osoby z zaburzeniami psychicznymi w zeschizowanym otoczeniu. Niesamowicie wiarygodnie oddany obraz psychodelicznego klimatu.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania