Legenda o bardzie Demonisie
– Dawno temu za czasów ery żelaza, przekazywano z ust do ust pewną starą legendę. Wtedy jeszcze nie było miast, a wioski, które istniały, musiały utrzymywać się z tego, co wytworzyły. – Potężny mężczyzna pochylił się w kierunku słuchaczy tak bardzo, że płomienie ognia prawie lizały długą, rdzawą brodę. – Ludziom bliższe stały się opowieści niż zapiski. Mowa kwitła, a bardowie mieli się dobrze jak nigdy. Utrzymywali się na koszt innych, co nieraz budziło zazdrość, a nawet sprzeciw. Nieraz zdarzało się tak, że wręcz żądali azylu, bo posiadali do tego prawo i nawet jeśli gospodarz był biedny, to musiał przyjąć minstrela pod dach. W przeciwnym wypadku zapłaciłby głową.
Tłum, siedzący na ławkach amfiteatru poruszył się i zafalował, gdy w piersi wciągano chłodne powietrze marcowego wieczora. Tymczasem historyk, ubrany w gruby, czarny płaszcz zapatrzył się w niebo, jakby pragnął w nim znaleźć pożądane słowa. Po chwili potrząsnął głową i skupił wzrok na zgromadzonych.
– W każdym razie, za czasów ery żelaza był pewien bard, który nazywał się Demonis. Powiadano, że był urodziwym młodzieńcem, a głos, gdy śpiewał, przypominał chór zastępów anielskich. Uważał pieśń za coś boskiego i sam uważał się za bóstwo. Pewnego dnia przybył do wioski położonej na krańcu potężnego urwiska. Legendy mówiły, że właśnie stamtąd wywodził się bóg Trzygłów, który jeździł na czarnym koniu wróżebnym. Odpowiadał za wiatry losu, który czasami wiał w plecy, a czasami w twarz i od niego zależało życie mieszkańców. Żyli więc z nim w zgodzie, a przybyszów informowali o czci i kulcie, jaki tu prowadzili – każdy, jeśli chciał wkroczyć na teren wioski musiał uiścić opłatę pod postacią kropli krwi.
Bard nie zgodził się na takie porządki i zapowiedział, że tego nie zrobi, ponieważ jego krew jest zbyt cenna, aby ulewać ją jakiemuś bogu. Mieszkańcy oniemiali z grozy, ale nie mieli innego wyboru niż wpuścić barda, bowiem jeśli by tego nie zrobili, to czekałby ich zgubny los.
Tamtego wieczoru miał odbyć się występ – ludzie już schodzili się i zajmowali miejsca na placu w samym centrum wioski. Pogoda w ostatniej chwili wzburzyła się i odmówiła posłuszeństwa, posyłając porywiste podmuchy wiatru, szarpiąc ubraniami i porywając nawet zwierzęta gospodarcze.
Demonis zaczął grać, jednak nikt go nie słuchał – dźwięki lutni były zaledwie marnym piskiem myszy kościelnej. Wszyscy wpatrywali się w niebo z otwartymi ustami, bowiem tam formowała się potężna postać, której kontury wyznaczały niezwykle jasne wiązki białego światła. Wybuchła panika, a ludzie zaczęli uciekać w przekonaniu, że właśnie nadszedł koniec świata. Jedynie bard pozostał niewzruszony i pogardliwym wzrokiem obserwował zamieszanie.
„Idioci!” – zawołał. – Kretyni! Nie jesteście warci mej poezji, skoro uciekacie jak tchórze! Oto znak potęgi i mocy!”
Niespodziewanie burza ucichała tak szybko jak się zaczęła. Chmury rozproszyły się, a pierwsze promienie słońca wyjrzały nieśmiało. Ludzie w zdumieniu rozglądali się dookoła i wracali na rynek. Demonis uśmiechnął się z zadowoleniem.
„Czy teraz mi wierzycie? – Zapytał z wyższością. – Jestem bogiem”.
Uniósł palec i przyłożył go do struny. Był to pierwszy i ostatni dźwięk, jaki wydobył z instrumentu tego wieczoru. Nagle znikąd objawiła się łuna energii w najczystszej postaci. Zwęglony Bard upadł na ziemię. – Mężczyzna urwał opowieść i odchrząknął. Rozejrzał się wokół z powagą wymalowaną na twarzy. – Mówiono potem, że ciało znikło, a za lasami, na potężnych głazach widywano mroczną postać. Wędrowcy, którzy zdołali się tam dostać, opowiadali o wysokiej na dwóch chłopów kreaturze z potężnymi błoniastymi skrzydłami oraz rogami na gadzim pysku. Ponoć był to sam Demonis, który przez boga Trójgłowa został zmieniony w potwora za pychę i brak szacunku. Ludzie z wioski nazwali go „demonem” i w ten oto sposób po dzień dzisiejszy określamy tym mianem kreatury tak straszne, że przechodzą ludzkie pojęcie. Ale nie tylko monstra. W nas samych drzemią najgorsze obawy, które potrafią zmienić nas w diabły – pycha, duma, pragnienie władzy. Morał z tej historii jest natomiast taki...
Komentarze (7)
Pozdrawiam!
4 x się
„Mieszkańcy oniemiali z grozy,”
Wydaje mi się, że o ile oniemiali może być tu użyte to lepiej dać oniemieli. Dlatego, że oniemiali to też przymiotnik.
„się zaczęła. Chmury rozproszyły się, a pierwsze promienie słońca wyjrzały nieśmiało. Ludzie w zdumieniu rozglądali się dookoła i wracali na rynek. Demonis uśmiechnął się”
4 x się
Przyzwoita legenda, jest także morał. Poprowadzone dobrze, bo w sumie czytając nie domyślam się, czy to Bard coś udowodni, czy raczej sprawi to Trzygław. Może tylko na końcu brakuje odrobiny inwencji – Trzygław mając tyle mocy mógł sprawić lepszego psikusa Bardowi niż spalać go albo zamieniać w potworka. Ale z drugiej strony nikt nie powinien większości bóstw choćby podejrzewać o poczucie humoru.
Dzięki wielkie za wizytę! ;)
Niemniej tekst dobrze mi się czytało. Podoba mi się sposób, w jaki została przedstawiona historia, jak i cały konspekt :)
Jednakże dziękuję za uwagi i za wizytę również.
Pozdrawiam! ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania