Legion - Prolog
Hej, jakośtak nie mam weny na wiersze. Pizne jakąś małą serię. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłej lektury ;)
***
Cisza dzwoniła mu w uszach. W lewej ręce ściskał granat odłamkowy. Prawa była zajęta trzymaniem łańcuszka z krzyżem. Wiedział, że jeśli nie wychyli się zza rogu bunkru zostanie tu tak długo, aż wrogowie sami po niego nie przyjdą. A on będzie tu czekał cierpliwie z wybuchową niespodzianką. Można by rzec bombonierką. Zaśmiał się pod nosem z własnego żartu. To dziwne, jak łatwo przychodzi mu śmianie się z żartu, kiedy śmierć jest blisko, mimo tego, że nie śmiał się już blisko miesiąc. Tak. To już miesiąc. Miesiąc walki, której ofiarami padli jego bliscy, przyjaciele, a także jego serce i psychika. Nagle usłyszał obok siebie ciche tąpnięcie. Instynktownie przyłożył palec do zawleczki granatu, ale natychmiast go odjął. Obok niego leżał martwy jego najbliższy przyjaciel, a zarazem brat. Richards. Dość tego. Więcej osób nie zginie. Chris wyciągnął z kieszeni kurtki Berettę i z okrzykiem "Gińcie skurwysyny!" wybiegł strzelając do każdego człowieka, który był w zasięgu wzroku. Dostrzegł snajpera w okopie. Wiedział, że jest za późno. Usłyszał huk, a potem rozbłysło białe światło. A więc nie żyje.
- Nie! Ja nie chcę ginąć!
- Uspokój się!
- Ale ja nie żyje!
- Stary, nie odpierdalaj! Wstawaj. Za dziesięć minut zbiórka przed barakami - powiedział Richards, wyciągając tymi słowami Chrisa z resztek jego koszmaru.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania