Lekarz

Wsiadłam do pociągu podmiejskiego po bardzo wyczerpującym dyżurze, na którym zmarł pacjent. Przyczyną zgonu było jak zwykle bagatelizowanie wcześniejszych objawów choroby przez samego pacjenta, nie było żadnego wcześniejszego leczenia. Atak bólu nastąpił już w ostatnim stadium choroby i pomimo mojego działania nic już nie mogło pomóc. Moja interwencja była spóźniona w czasie o około trzech lat i reanimacja nie dała dodatkowego czasu na podjęcie leczenia. Wszystko to wcześniej wiedziałam, lecz mimo tego tak bardzo się starałam utrzymać przy życiu człowieka. Cały zespół odciągał mnie od niego, a ja płakałam z żalu przez dwie godziny. Wschód słońca oznaczał koniec mojej pracy i teraz zastanawiałam się, co mam po przyjeździe do domu zrobić, przespać się, prasować, nastawić pranie czy obiad ugotować. Ostatnio mąż uskarżał się, że jest zaniedbywany, nic nie sprzątam i gotuję, do pracy chodzę w niewyprasowanych ubraniach, z tej zadumy wyrwał mnie głos starszego mężczyzny z siwymi długimi włosami, siedzącego na przeciwnym siedzeniu.

–Pani jest lekarzem i bardzo poświęca się swojej pracy.

= Jest pan moim pacjentem w tej chwili jestem tak zmęczona, że nie jestem w stanie tego stwierdzić.

–Nie jestem pani pacjentem ani pani znajomym, choć miałem częste okazje przyglądać się pani pracy. Zaczął wyliczać wszystkie moje zawodowe wzloty i upadki, byłam zaskoczona jego wiedzą.

– Proszę po przyjściu do domu położyć się spać, ponieważ jutro będzie dla pani bardzo ciężki dzień. Mężem proszę się nie przejmować, osobiście nim się zaopiekuje.

Dojechałam do mojej stacji i ledwo dowlokłam się do domu. Wzięłam szybki prysznic, zaledwie usnęłam, jak obudził mnie dzwonek do drzwi. Bardzo zaspana otworzyłam drzwi i zobaczyłam milicjanta.

– Pani Sabino mam do przekazania przykrą wiadomość, w zakładzie pracy pani męża był wypadek i niestety pani mąż zginął.

Następny dzień był bardzo ciężki i wszystkie te następne, które po nim nastąpiły też były wypełnione pracą. Mijały lata, a ja często u ludzi spotykanych zauważałam, jak mi się przyglądają wzrokiem mężczyzny poznanego w pociągu.

Ratowałam pacjentkę, która przyjechała z Afryki, tam zachorowała na chorobę wyjątkowo śmiertelną. Zaraziłam się od niej i właśnie trawi mnie bardzo wysoka gorączka, zdaje sobie sprawę z moich szans na przeżycie i oceniam je na nikłe. Podchodzi do mnie znajomy z pociągu, poznany przed laty. Uśmiecha się do mnie i mówi.

– Pani pozwoli, że osobiście zaprowadzę panią do czekającego męża i dzieci.

= Ja nie mam dzieci, nie mogę, muszę wyzdrowieć mam tyle jeszcze do zrobienia, pacjenci czekają na moją pomoc.

– Teraz spotka pani tych, co oczekują. Rodzice i dziadkowie, krewni i kuzyni oraz pani ukochany zawsze kochający mąż, pani dzieci. Alosza Rosjanin jak był dzieckiem uratowała mu pani życie, a on jak był dorosły został kapitanem atomowej łodzi podwodnej i w czasie awarii uratował wszystkich, sam ginąc ze słowami na ustach mama Sabina by tak postąpiła. Stefan strażak w czasie pożaru uratował dwoje dzieci ze słowami na ustach mama Sabina też by tak zrobiła. Krystyna nie przyglądała się biernie jak inni, gdy pod dziewczynką załamał się na stawie lód, choć sama bardzo słabo pływała ze słowami na ustach mama Sabina też na ratunek zawsze pierwsza śpieszyła. Ryszard zasłonił przechodniów własnym ciałem przed wybuchem miny pułapki, mówiąc mama Sabina też innych chroni. Monika do końca trzymała linę na szczycie urwiska, inni po niej wchodzili, mimo że sama powoli się zsuwała, bo mama Sabina też tak postępuje.

Potrzebującym pomocy udzielą inne pani dzieci, to pani wychowankowie tylu pani ukształtowała i tak wiele ich nauczyła, proszę pozwolić im się wykazać.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania