Lekcja historii
Na dzisiejszej lekcji opowiem Wam, Drogie Dzieci, o wiekopomnych wydarzeniach, do
których doszło pod koniec ubiegłego stulecia w USA i na całym świecie oraz ich wspaniałych,
zbawczych dla ludzkości konsekwencjach.
(Nasz profesor historii miał okropną manierę nazywania wykładów lekcją i, co jeszcze
gorsze, zwracał się do nas „drogie dzieci”.)
Jak na pewno już wielokrotnie słyszeliście wszystko na dobrą sprawę zaczęło się, gdy w
styczniu 1981 r. urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych objął Philip K. Dick. Po raz pierwszy w
dziejach pisarz gatunku określanego jako science fiction i uznawanego za raczej podrzędny, spotkał
się z tak ogromnym wyróżnieniem. Jeszcze w tym samym roku miały miejsce wydarzenia o
ogromnej wadze i niespotykanym zasięgu (zanotujcie, proszę, dokładnie):
− agenci federalni otrzymali uprawnienia do daleko posuniętej inwigilacji biznesu, aby wykrywać
wszelkie działania szkodliwe dla środowiska naturalnego i życia na naszej planecie,
− wprowadzone zostały znaczne restrykcje dotyczące rynku kapitałowego, np. stosunkowo
wysoki podatek od transakcji,
− doszło do nieudanego zamachu na życie Prezydenta Philipa K. Dicka,
− 13 grudnia 1981 r. wybuchła rewolucja w Nowym Jorku i okolicach. Np. na Wall Street lud
pracujący maklerów wyszedł na barykady, lecz bunt został skutecznie stłumiony środkami
adekwatnymi do zagrożenia, jakie stwarzali.
− 24 grudnia 1981 r.: amerykańskie środowiska biznesowe z entuzjazmem przyjęły otwarcie się
bloku komunistycznego (w wyniku negocjacji prowadzonych przez Prezydenta) na zagraniczny
kapitał i prywatny kapitał w szczególności.
Radości środowisk biznesowych nie był wstanie stłumić fakt, że oznaczało to także otwarcie
od 1 stycznia 1982 r. granic dla obywateli państw komunistycznych, a także zgodę na pełną
inwigilację biznesu i funkcjonowanie w realiach, w których różnorakie organizmy państwowe będą
miały znaczną władzę i wpływ na działalność prywatnej firmy, a w szczególności będą mogły
nakładać gigantyczne kary w przypadku prowadzenia działalności szkodliwej dla zatrudnianych
pracowników, bądź też środowiska naturalnego. W zaistniałej sytuacji środowiska biznesowe
uznały po prostu, że osiągnięty kompromis jest i tak wielką szansą amerykańskiej gospodarki i tak
rzeczywiście było. I choć spora fala emigrantów ze Wschodu przelała się przez Zachodnią Europę i
wschodnie wybrzeże USA na początku stycznia 1982 r., to szybko wszyscy oni przekonali się, że
opuścili kraje, które w niczym już nie przypominają znanych im wcześniej reżymów, których
gospodarki wprost eksplodowały, więc w znakomitej większości emigranci szybko powrócili do
swych rodzimych krajów znajdując niespotykane nigdy wcześniej szanse zatrudnienia i rozwoju.
Cały świat wstrzymał oddech, bo doszło do czegoś, co wcześniej wydawało się nieprawdopodobną
mrzonką: odnosiło się wrażenie, że zapanowały wszelkie warunki do ogólnoświatowego pokoju i
życia we względnym dobrobycie na niespotykaną wcześniej skalę.
Owszem, tu i ówdzie pojawiały się problemy z korupcją, bo prywatny biznes zawsze tak
funkcjonował, zawsze rękoma prawników lawirował w mętnych wodach ustaw, paragrafów i ich
kruczków, i w urzędnikach bloku komunistycznego znalazł godnych partnerów, gdyż ci również od
zawsze z lubością oddawali się grom korupcyjno-nepotycznym, jednakże ogólny klimat w tej nowej
światowej konfiguracji zasadniczo nie był sprzyjający nieuczciwości: zapanował powszechny
entuzjazm i wiara w ludzkość, jej rozum i siłę. Z drugiej zaś strony hierarchiczna konstrukcja
państwowych mechanizmów kontrolnych ze znacznym udziałem działań niejawnych w istotny
sposób utrudniała skuteczne bogacenie dzięki postępowaniu nie w pełni etycznemu.
Eksperyment, który początkowo wyglądał na kompletny niewypał (vide Powstanie
Nowojorskie), na rojenia chorego umysłu, na odlot rządu USA na Księżyc, nagle zaczął przybierać
kształty niemalże zbawienia ludzkości. Nawet kraje afrykańskie poszły za przykładem komunistów
i zaczęły stwarzać odpowiednie bodźce dla biznesu, oczywiście zachowując sobie odpowiednią nad
nim władzę. Zmieniły się priorytety w wynalazczości i już w 1983 r. pojawiły się pierwsze
elektrownie słoneczne (które wkrótce pokrywały większość zapotrzebowania na energię), a w 1984
r. z taśmy produkcyjnej zjechał pierwszy samochód o napędzie w pełni ekologicznym, zasilany
mieszanką, z której pozyskiwana energia nie powodowała zanieczyszczeń dla środowiska. Był co
prawda droższy i znacznie wolniejszy niż pojazdy napędzane benzyną, lecz popularność zapewniły
im z jednej strony działania marketingowe (z rządową kampanią reklamową „nie szybkość, lecz
miłość” na czele), z drugiej strony bodźce fiskalne – po dokładnych kalkulacjach długofalowych
kosztów dla środowiska spalenia litra benzyny, różne jej rodzaje zostały obłożone specjalnym
podatkiem w wysokości od 400 do 700% jej pierwotnej ceny (nie mówiąc już o tym, że w
przypadku tankowania niektórych starszych modeli aut podatek tek był przemnażany o dodatkowy
współczynnik, związany z uciążliwością auta dla środowiska, który wahał się od 1.00 do 3.5 dla
najstarszych samochodów, wyposażonych w najgorszej jakości silniki).
Niestety rychło okazało się, że nawet najbardziej światły rząd i ograniczenia, jakie nakłada
on na egoistyczny i krótkowzroczny biznes nie są w stanie uchronić przed wszystkimi
niebezpieczeństwami: na światło dzienne wychodziły coraz to nowe przypadki powszechnie
używanych środków i substancji, które po jakimś czasie okazywały się mniej lub bardziej
niebezpieczne, a najbardziej spektakularnymi przykładami były azbest i freon. Szczególnie ten
drugi przypadek wywołał silną reakcję światowej opinii publicznej i bezpośrednim tego skutkiem
było wprowadzenie do konstytucji amerykańskiej zapisu o konserwatyzmie postępu, na straży
którego miał czuwać amerykański rząd. W innych krajach szybko wprowadzono analogiczne
regulacje. W praktyce oznaczało to obowiązkową kwarantannę dla wszystkich wynalazków: w
zależności od rodzaju udoskonalenia odpowiedni sąd przed udzieleniem zgody na wykorzystania
biznesowe musiał zlecić instytucjom rządowym prowadzenie badań nad bezpieczeństwem przez
okres od lat dwóch (gdy chodziło o rzeczy mniej lub bardziej oczywiste) do dwudziestu pięciu (gdy
przedmiot wynalazku był szczególnie złożony i jego wielorakie działanie nieznane lub
nieprzewidywalne). Prawo to obowiązuje po dziś dzień. W wyjątkowych sytuacjach, gdy instytucje
badawcze przedstawiają niezbite dowody na bezpieczeństwo stosowania wynalazku, sąd może
skrócić okres tej „kwarantanny”.
Ekonomiści nie byli tym, mówiąc delikatnie, zachwyceni, ale biznes chcąc nie chcąc musiał
się ugiąć pod ciężarem tego prawa i w efekcie początkowo wyraźnie spadły prywatne nakłady na
wynalazczość (rząd uznał to za jeszcze jeden dowód krótkowzroczności sfery prywatnej), ale
zostało to w znacznej mierze zrekompensowane przez działalność różnorakich agencji rządowych,
które zatrudniały szerokie rzesze naukowców różnych dziedzin.
Zresztą istniejący już wówczas system trudno było nazwać kapitalizmem lub choćby nawet
spętanym kapitalizmem. Cały system bodźców został przeorganizowany, wręcz wywrócony do góry
nogami. Na domiar „złego” (w każdym razie w mniemaniu zagorzałego kapitalisty) pod koniec
swojej drugiej kadencji Prezydent Philip K. Dick (zaraz przed przekazaniem urzędu Ursuli Le Guin,
która bezapelacyjnie zwyciężyła w kolejnych wyborach) nie bez trudu przeforsował ustawę zwaną
potocznie jako ustawę kominową, ustalając w ten sposób maksymalną płacę. Było to
skomplikowane prawo zawierające mechanizmy obronne przed próbami jego obejścia, w każdym
razie maksymalna płaca w praktyce stanowiła mniej więcej równowartość trzykrotności średniej
płacy, a bonusy nie mogły przekraczać wielkości płacy zasadniczej. Co to dużo mówić, ekonomiści
pukali się w czoła, ale Prezydent był nieugięty. Powszechnie obawiano się, że ludzie stracą bodźce
do efektywnej pracy i że, biorąc dodatkowo pod uwagę okres karencji związany z wynalazczością,
będzie to istny powrót do szaroburego komunizmu, gospodarki niedoborów i kolejek za papierem
toaletowym. Amerykańskie telewizje szczodrze serwowały swoim widzom stare, czarno-białe
urywki filmów prezentujących scenki ze sklepów w NRD, Polsce czy ZSRR. Dziwnym trafem te
smutne wizje nie ziściły się: na świecie było zbyt wiele radości i nadziei, żeby przejmować się
jakimiś „kominami”. W odwrocie był nepotyzm i kolesiostwo, a na ich miejscu dawała się wyraźnie
odczuć dominacja Veblenowskiego instynktu dobrej roboty.
Nie dało się co prawda zabezpieczyć przez wszelkim złem, ale większość ludzkich słabości
zinstytucjonalizowano w sposób nieuciążliwy dla obywateli i opodatkowano (nieznacznie).
Ustawodawca wychodził z założenia, że nic, co ludzkie, nie jest nam obce oraz podchodził z
szacunkiem do wszelkich ludzkich słabości, o ile by tylko nikt nie był w konsekwencji
pokrzywdzony.
Pod koniec XX wieku pojawił się na Ziemi wysłannik z kosmosu proponując Ziemianom
wejście do międzygalaktycznej unii cywilizowanych ras. Organizacja ta nazywała siebie
„Królestwo Boże”, co było nie w smak niektórym ziemskim instytucjom, które upatrywały w
przybyszach stanowiących zagrożenie uzurpatorów. Główną korzyścią miała być możliwość
wymiany informacji, doświadczeń i technologii pomiędzy zrzeszonymi cywilizacjami. Proces
akcesyjny trwał kilkanaście lat, jednym z jego głównych orędowników był właśnie były Prezydent
USA Philip K. Dick, i mimo sprzeciwu nielicznych grup w 2012 r. Ziemia ostatecznie weszła do
„Królestwa Bożego”.
Historia jest obowiązkowym przedmiotem na drugim roku szkoły aktorskiej. Po wykładzie
poszłam prosto do mojego studia filmowego, w którym kręcimy serial pt. „Człowiek z wysokiego
zamku”, poświęcony życiu i twórczości Prezydenta USA Philipa K. Dicka. Gram jego szóstą żonę,
Zofię, „pierwszą damę”, z którą miał trójkę dzieci.
Mój zawód wciąż cieszy się dużym uznaniem, jest mnóstwo świetnych kandydatów do
szkoły aktorskiej i ogromna konkurencja na castingach, mimo że nawet największe gwiazdy wcale
nie zarabiają zbyt dużo pieniędzy.
Komentarze (1)
Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
I wygrać.
Tematy to:
Temat pierwszy - „Restart”
Temat drugi - „Zawierzenie”
Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
Czekamy i liczymy na ciebie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania