Leśny strach

Wiktoria po prostu wiedziała, że tam jest. Czuła jego obecność. Co chwilę docierało do jej uszu warczenie. Brzmiało dokładnie jak niedźwiedź. Czas zacząć polowanie. Chce ją dopaść i rozszarpać na strzępy. Pożreć i pozbyć się uczucia głodu. Była naprawdę przerażona. Próbowała wmówić sobie, że to wszystko jest snem, ale to nic nie dawało. To działo się naprawdę. Uciekała przed nim, przystawała czasem przy drzewie, żeby sprawdzić, jak daleko uciekła. Jednak mgła utrudniała widoczność. Sapała ciężko, wypuszczając przy każdym oddechu z ust parę. Kątem oka dostrzegła ruch z prawej strony. Miała świadomość, że zaraz ją dopadnie. Zaczęła dalej uciekać, jednak nie wiedziała nawet w którą stronę biec. Nie zauważyła w pewnym momencie skarpy przed sobą i upadła na ziemię z dwóch metrów. Nie miała już czasu na dalszą ucieczkę. Wczołgała się pod skarpę i zwinęła w kłębek. Po chwili poczuła wibracje. Bestia stanęła na skraju skarpy. Była tuż nad jej brzegiem. Usłyszała ciche warczenie. Bestia zaczęła węszyć. Po chwili Wiktoria miała wrażenie, że odeszła, ale się myliła. Leśną ciszę zakłóciło wycie. Wiktoria nie wiedziała, co się dzieje. Wtedy bestia dostrzegła ją, i zaatakowała. Wiktorii całe życie przeleciało w jednym momencie przed oczami...

Odległy krzyk sprawił, że Beata się obudziła. Pierwsze, co poczuła, to pieczenie. Całe ciało ją piekło. Spróbowała otworzyć oczy, ale nie była w stanie. Wciągnęła nosem powietrze. Poczuła swój ulubiony zapach - zapach benzyny. Przypomniała sobie, że pojechały z mamą do lasu na wycieczkę. Miały wypadek, sarna wyskoczyła im na drogę.

- Mamo? - wyszeptała cicho. - Jesteś? - skupiła się na dźwiękach, ale słyszała jedynie szybkie bicie swojego serca. Poczuła zapach krwi. Otworzyła powoli powieki. Szyba w samochodzie była wybita, w środku był potężny kawał drzewa. Jej mama wyglądała, jakby spała, jednak ciało było zmasakrowane. Nogi i ręce były nienaturalnie poskręcane. Beata wciągnęła powietrze nosem i szybko odwróciła wzrok. Uważała, że to co się stało, to jej wina. To ona namówiła mamę na wycieczkę. Z jej oczu popłynęły, jak grochy, łzy. Szlochała najpierw po cichu, ale potem przestała się powstrzymywać. Krzyk, przepełniony rozpaczą i żalem rozniósł się głośno w milczącym lesie...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marian 10.03.2022
    Smutne, ale może być.
    "Brzmiało dokładnie jak niedźwiedź. Czas zacząć polowanie. Chce ją dopaść i rozszarpać na strzępy. Pożreć i pozbyć się uczucia głodu." -> Te zdania są bardzo sztuczne i jakoś nieskładne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania