Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Lew
O jedenastej jestem na intensywnej terapii w Zabrzu, bo tam o godzinie 0:00 24 lutego roku trafiła Marysia. Dzwonię i czekam. Nie wiem gdzie jestem, nie wiem co zobaczę.
– Istnieją takie miejsca? – pytam sam siebie – Kto tu pracuje? Skazańcy?
Drzwi otwiera mi chuda salowa. Mówi, że to przejście służbowe, że nie mogę tędy wejść, że to i tamto.
– Co mnie to obchodzi? Tu jest moje dziecko! Żyje?
W końcu wpuszcza mnie tym służbowym przejściem. Wskazuje ławkę i każe czekać. Na ścianach wiszą podziękowania rodziców dzieci, którym się udało. Tych co śmierci zagrali na nosie ale też tych, którzy uszkodzeni przez jej bliskość już do ostatniego oddechu będą przeklinać dzień swoich narodzin, bo będą upośledzeni, bo nie mają własnych nerek, wzroku, słuchu, jelit, żołądków i cholera wie czego jeszcze. Bo mama ich zostawi, bo są chorzy i nie wpisują się dobrze w cywilizację sukcesu. Czy powieszę tu kiedyś zdjęcie Marysi? Nie próbuję nawet odpowiedzieć na to pytanie. W końcu z zamyślenia wyrywa mnie głos.
– Pan J.?
Kiwam głową, że tak.
– Proszę do środka – mówi.
Wtedy pierwszy raz w życiu jestem dorosły. Nie ma miejsca na żarty, na niedomówienia, nie ma głaskania po głowie. Jest prawda i narzuta na starej wersalce. Taka ohydna narzuta, tysiąc razy prana, pełna wilgoci, pewnie od łez. Wygląda naprawdę źle. Z lwem, liliami, nasiąknięta strachem tych co siedzieli tu przede mną. Siedzę na tej wersalce, a on szpakowaty z diabelską bródką i szelmowskim uśmiechem zaczyna swój nadziany szpilami monolog.
– Niestety – mówi, a ja po tym słowie mocno łapie się narzuty z lwem, może ona mnie uratuje – operacja się nie udała. Nie udało się zamknąć brzucha. Nie zamieściła się wątroba. Poza tym i to jest najpoważniejszy problem, córka ma wady serca. Stan jest bardzo ciężki. W każdej chwili grozi jej śmierć. Może dostać sepsy. Jest sztucznie wentylowana. Wentylacja jest bardzo agresywna.
– Co to znaczy agresywna? – pytam.
– Sto sztucznych wdechów na minutę. To niszczy jej płuca, ale nie ma innego wyjścia.
Zadaję jakieś głupie pytania, nie słucham odpowiedzi. Wiem tylko, że jest źle. Kręci mi się w głowie. Najchętniej położyłbym się ma tej wersalce i zasnął przytulając się do lwa. Nie! Wstaje, dziękuje. On znowu się uśmiecha. Siadam na krześle, na korytarzu. Nie wiem czy jestem sam, ale czuję się samotny.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania