Lewa górna piątka

nieobycie wewnątrz własnego umysłu,

faza pierwsza (staram się nie wierzyć, że będą kolejne):

wpuszczam w siebie świeżo wyhodowane

zwierzęta rasy poodle metal.

każde nazywa się John Bongiovi, choć to samica.

 

odkulturalnienie: wszystkie łojowe klapki,

jakie założyłem na uszy, mają wyrzeźbione (szpilką?

agrafką? nie pamiętam czym i kiedy to robiłem)

godło terytorium bez właściwych nut.

 

wiem, dramatyzuję: otworzyłem okno

i radzę deszczowi, by nie przestawał padać, bo mam

na dziś do dentystki, a jeśli dalej będzie lał - wiadomo:

nie pojadę ze strachu przed kompletnym rozmięknięciem.

 

zatem: domatorskość, ta brzydka choroba, przez którą

rozmył się sens dwóch pierwszych zwrotek.

 

próbuję rozbawić się wymyślając historyjki.

kolesiowi wichura zdmuchnęła szopę, gdy ją

odbudował - okazało się, że w środku leży stos

dzieł Lenina. rozumiem coś z tego?

 

chcę się kochać, ale nie ze sobą

(Monika Miller raczej nie wpadnie w odwiedziny),

stłuc szklany posąg Magdaleny Ogórek, bo chociaż

nosicielka jego kształtu jest atrakcyjna

- jednak bez przesady, by choćby w wyobraźni z taką

(jest z niej mocno azbestowy kwiatek,

jeśli "Shot through the heart"

- moja pikawa natychmiast wyrzygałaby pocisk).

 

a teraz, drogie dzieci, odbryzg prawdziwie

konfesyjnej liryki: popsułem kolejną pralkę

notorycznie ją przeładowując,

 

rozpalam pod kuchnią starymi programami

z Teatru Muzycznego w Lublinie. pierdzielić takie

pamiątki, wsiurskie snobowanie się tym, że w 2002

roku moja matka była na Baronie Cygańskim,

a w 2003 na Carmen

(chyba, prócz hipersentymentalizmu,

tylko po to trzymałem je w szufladzie).

 

padaj, padaj. może tour bus wpadnie w poślizg,

muzyka, której słucham, stoczy się z łoskotem z nasypu.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania