Lilith

Mama i tata zawsze powtarzali nam, żebyśmy nie chodziły do lasu po zachodzie słońca. Kiedy byłyśmy bardzo małe, rodzice nie musieli tłumaczyć nam, czemu coś jest zakazane, jednak w końcu nadszedł czas na wyjaśnienia. Pewnego dnia zapytałyśmy tatę, dlaczego nie wolno nam chodzić wieczorem do lasu.

– W głębi lasu znajduje się jaskinia, w której mieszka wiedźma. Kiedy słońce świeci wysoko na niebie, a zwykli ludzie zajmują się swoimi zwykłymi sprawami, wiedźma śpi w swojej pieczarze i nikomu nie zagraża. Kiedy słońce schowa się za horyzontem, wiedźma wychodzi na łowy i porywa małe dziewczynki, które nie słuchają rodziców i chodzą wieczorem po lesie.

Byłyśmy wystarczająco dorosłe, żeby żądać wyjaśnienia, ale wystarczająco naiwne, aby uwierzyć w bajkę o czarownicy.

Tata i mama mówią, że urodziłyśmy się tego samego dnia, jedna pięć minut po drugiej. Jeśli założymy te same ubrania, wyglądamy dokładnie tak samo. Mama nie lubi, kiedy tak robimy, bo nie potrafi nas rozróżnić.

Pewnego popołudnia bawiłyśmy się z naszym psem na skraju lasu. Rzucałyśmy mu patyk, a on biegał za nim i przynosił go w zębach. Właśnie biegł do nas z patykiem, kiedy zatrzymał się i skierował wzrok na las. Spojrzałyśmy w to samo miejsce, ale słońce już prawie zaszło i trudno było cokolwiek zobaczyć. Obie podskoczyłyśmy ze strachu, gdy pies nagle zaczął szczekać na coś, co dostrzegł między drzewami. Kilka lat temu nasz tata wyjechał na trzy tygodnie i zostałyśmy same z mamą. Kiedy wrócił, nasz pies szczekał z radości tak głośno, że musiałyśmy zakrywać sobie uszy rękami. Teraz szczekał dokładnie tak samo. Do tego zaczął merdać ogonem, który obijał się głośno o jego uda. Obie wiedziałyśmy, co stanie się za chwilę. Pies rzucił się biegiem w stronę lasu i przepadł między drzewami. Przez chwilę po prostu patrzyłyśmy w miejsce, w którym zniknął. Potem jedna z nasz zaczęła biec w kierunku lasu.

– Nie idź tam sama! Trzeba zawołać tatę! – krzyknęłam za nią.

Myślałam, że mnie nie słyszy, ale zatrzymała się tuż przed linią drzew i spojrzała w moją stronę.

– Chodź ze mną, we dwie szybciej go znajdziemy! – odpowiedziała, ale kiedy zobaczyła moje wahanie, po prostu wbiegła między drzewa.

Pobiegłam do domu i zawołałam tatę. Nie musiałam niczego wyjaśniać. Spojrzał mi w oczy i od razu domyślił się, co się stało. Zniknął w lesie na kilka godzin. Wrócił z zadrapaną do krwi twarzą i porwaną koszulą. Natychmiast zawiadomił policję i zorganizował poszukiwania, ale już wtedy nie widziałam w jego oczach nadziei, że jeszcze kiedyś zobaczy swoją córkę.

Pamiętam, jak jeden z policjantów mówił tacie, że przez dwadzieścia lat pracy nie miał do czynienia z tak dziwnym przypadkiem zaginięcia. Psy gubiły trop po kilkunastu metrach. Policja przeszukała cały las, ale nie znalazła żadnego śladu. Zupełnie jakby moja siostra wyparowała, kiedy tylko przekroczyła linię drzew. Kilka dni po zaginięciu usłyszeliśmy szczekanie pod drzwiami. Pies był głodny i wychudzony, ale poza tym nic mu się nie stało. Ciekawe czy widział, co stało się z moją siostrą.

Pewnego wieczora, kiedy leżałam już w łóżku, usłyszałam podniesiony głos mamy. Straciła nad sobą panowanie tylko na chwilę, bo przez kilka następnych minut docierał do mnie tylko niewyraźny szum rozmowy. Wyślizgnęłam się z pokoju, przeszłam na palcach przez korytarz i stanęłam u szczytu schodów.

– Nie rozumiem, jak możesz tak szybko się poddawać – usłyszałam głos mamy. – Poczekajmy przynajmniej kilka miesięcy. Potem pomyślimy o przeprowadzce.

– Powtarzałem ci to już setki razy. Nie chcę, żeby moja córka mieszkała sto metrów od miejsca, w którym zaginęła jej siostra. Im szybciej się stąd wyniesiemy, tym lepiej dla niej.

– Jakoś nie zauważyłam, żeby szczególnie się tym wszystkim przejęła – powiedziała mama lekko przytłumionym głosem, jakby bała się reakcji taty.

Tata nie odpowiedział od razu. Kiedy się odezwał, jego głos drżał z wściekłości.

– Nie mów o sprawach, o których nie masz pojęcia. Nie znasz całej...

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Tata zaklął pod nosem i poszedł otworzyć. Był to policjant, który chciał opowiedzieć rodzicom o kolejnym dniu poszukiwań. Wróciłam do mojego pokoju i położyłam się do łóżka. Po raz pierwszy odkąd zaginęła moja siostra przez całą noc nie zmrużyłam oka. Myślałam o ostatnich słowach taty i o tym, czego nie zdążył powiedzieć.

Mama miała rację, kiedy powiedziała, że nie przejęłam się zaginięciem siostry. Nie wiedziałam, co stało się z nią stało, ale byłam przekonana, że nie spotkało ją nic złego. Czasami, szczególnie wieczorem, wydawało mi się, że jest blisko mnie i nie chce, żebym się o nią martwiła. Wiedziałam, że jest bezpieczna.

Kilka dni później rodzice powiedzieli mi, że niedługo wyprowadzimy się do innego miejsca. Pokazali mi nawet zdjęcie naszego nowego domu. Bardzo szybko zaczęliśmy przygotowywać się do przeprowadzki. W całym mieszkaniu pojawiło się mnóstwo kartonów z rzeczami, które tata zaczął stopniowo przewozić do nowego mieszkania. Jeden z kartonów został za słabo oklejony taśmą i częściowo się otworzył. Był wypełniony książkami, które kiedyś stały na najwyższej półce w salonie. Zawsze byłam za niska, żeby jej dosięgnąć, nawet kiedy stanęłam na krześle. Otworzyłam karton i wyciągnęłam bardzo zniszczoną książkę leżącą na samej górze. Na pierwszej stronie zobaczyłam dedykację: Dla L. z okazji ukończenia liceum.

Nikt w naszej rodzinie nie miał imienia zaczynającego się na literę L. Przez okno widziałam rodziców, którzy rozmawiali, stojąc przy samochodzie. Odruchowo chciałam do nich pobiec i zapytać, do kogo należała kiedyś ta książka, ale coś mnie powstrzymało. Miałam dziwne przeczucie, że lepiej nie mówić im o moim znalezisku. Zamknęłam karton, a książkę schowałam u siebie w pokoju. Pierwszy raz ukrywałam coś przed rodzicami.

Od tego czasu zaglądałam do wszystkich otwartych kartonów, jednak nie dowiedziałam się niczego nowego. W mieszkaniu zostało niewiele rzeczy. Wszystko było albo w kartonach, albo zostało już przewiezione do nowego domu. Jedynym miejscem, z którego jeszcze nic nie zostało zabrane, była piwnica. Mama i tata trzymali tam mnóstwo rzeczy z czasów młodości. Zawsze bałam się chodzić tam sama, ale ciekawość wzięła górę nad strachem.

Poczekałam, aż rodziców nie będzie w domu i zeszłam do piwnicy. Jedną ze ścian w całości zasłaniały stojące jeden na drugim kartony. Były zbyt ciężkie, żebym mogła je zdjąć i zajrzeć do środka. Po drugiej stronie pomieszczenia stała wielka szafa, do której chyba nigdy wcześniej nie zaglądałam. Musiałam stanąć na krześle, żeby dosięgnąć kilku najwyższych półek. Dokładnie wszystko sprawdziłam, ale nie znalazłam nic ciekawego. Na samym końcu przejrzałam stary album na zdjęcia, który niestety był pusty. Weszłam na krzesło, żeby odłożyć go na miejsce. Kiedy stanęłam na palcach, żeby dosięgnąć najwyższej półki, krzesło zachwiało się i poleciałam do tyłu. Uderzyłam plecami i głową o podłogę. Na chwilę pociemniało mi w oczach. Plecy bolały mnie tak, jakbym położyła się na rozżarzonych węglach. Cała piwnica wirowała mi przed oczami. Długo leżałam na ziemi i płakałam, nie mogąc się podnieść. Chciałam zawołać rodziców, ale przecież nie było ich w domu.

Po jakimś czasie ból osłabł na tyle, że mogłam się poruszyć. Podniosłam lekko głowę i dotknęłam bolącego miejsca. Pod włosami wyczułam rosnącego guza. Rodzice na pewno go zauważą i będą pytać, co mi się stało. Chciałam wstać, ale znowu zaczęło kręcić mi się w głowie. Usiadłam na ziemi i spróbowałam skoncentrować wzrok na albumie ze zdjęciami. Coś leżało obok albumu. Zdjęcie. Musiało z niego wypaść, kiedy spadłam z krzesła. Na zdjęciu byli rodzice stojący przed naszym domem. Wyglądali dużo młodziej, szczególnie mama. Na schodach prowadzących do domu siedział nasz pies, o połowę mniejszy niż teraz. Nie było żadnej daty ani podpisu. Kiedy przyjrzałam się bliżej, zobaczyłam, że mama trzyma rękę na zaokrąglonym brzuchu. Uśmiechała się, ale patrzyła w obiektyw smutnymi oczami. Nagle usłyszałam trzask zamykanych drzwi samochodu. Rodzice wrócili wcześniej. Rozejrzałam się szybko po piwnicy, żeby sprawdzić, czy nie zostawiłam po sobie żadnych śladów. Potem wstałam i pobiegłam do pokoju tak szybko, jak pozwalały mi na to bolące plecy.

Przez resztę dnia prawie w ogóle nie wychodziłam z pokoju, więc rodzice jeszcze nie zdążyli zauważyć guza na mojej głowie. Kiedy wieczorem położyłam się spać, miałam wrażenie, że leżę na rozbitych butelkach. Po kilku godzinach męczarni stwierdziłam, że nie dam rady zasnąć. Usiadłam na łóżku i wyjęłam spod materaca zdjęcie, które zabrałam z piwnicy. Gdy tylko na nie popatrzyłam, przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Nie wiem, jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej. Kobieta ze zdjęcia nie była moją mamą. Wyglądała bardzo podobnie, ale jednak inaczej. Spojrzałam jeszcze raz w jej smutne oczy. Tym razem zobaczyłam w nich coś jeszcze. Była czymś bardzo zaniepokojona, jakby wiedziała, że niedługo spotka ją coś złego.

Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Las tonął w ciemnościach, widziałam tylko niewyraźne kontury drzew. Im dłużej patrzyłam w ten mrok, tym lepiej rozumiałam wszystko, co działo się wokół mnie. Ognisty ból, który czułam w plecach, zaczął powoli rozlewać się po całym ciele, wypalając wszystko na swojej drodze. Moje ręce i nogi nie należały już do mnie, ale wciąż mogłam nimi poruszać jak kukiełką zawieszoną na sznurkach.

Mama i tata zawsze powtarzali nam, żebyśmy nie bawiły się zapałkami. Przemknęłam się obok sypialni rodziców, zeszłam po schodach do kuchni i wyjęłam trzy pełne pudełka z drugiej szuflady od dołu. W całym mieszkaniu stało mnóstwo kartonów, które niedługo miały zostać przewiezione do naszego nowego domu. Wzięłam kilka najlżejszych i zabarykadowałam nimi schody. Potem pootwierałam szeroko okna, żeby zapewnić stały dopływ tlenu. Na koniec podpaliłam wszystkie kartony i wyszłam z mieszkania.

Las był coraz bliżej. Ognista łuna rozświetliła noc, ale między drzewami nadal panowała ciemność. Jeszcze nigdy nie wychodziłam z domu tak późno w nocy. Przyspieszyłam kroku, starając się nie poślizgnąć na wilgotnej trawie. Nie mogłam doczekać się, aż znowu zobaczę moją siostrę. Czy to nie ona stoi teraz na skraju lasu? W końcu będziemy mogły spędzać ze sobą czas tak jak kiedyś. Obok niej zobaczyłam jeszcze jedną postać częściowo skrytą w mroku. Przestałam przejmować się wilgotną trawą i zaczęłam biec w ich kierunku. Już niedługo będziemy razem. Zza pleców dobiegły mnie pierwsze wrzaski. Wiedziałam, że jutro rano zaczną się poszukiwania kolejnej zaginionej dziewczynki. Wiedziałam też, że w lesie jesteśmy bezpieczne. Nigdy nas nie znajdą.

Zachęcam do komentowania :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania