LISEK BOGDAN Z ZACZAROWANEGO LASU

Pewnego razu Lisek Bogdan jak zwykle przeciągał się na swoim wygodnym posłaniu. Była nim mięciutka kępa mchu rosnąca na skraju Zaczarowanego Lasu. Poranne słoneczko łaskotało go w pyszczek, a kropelki rosy dyndały na jego lisich wąsikach. Zapach polnych kwiatów i mokrej trawy zapowiadał kolejny piękny dzień na polanie zamieszkanej przez jego leśnych przyjaciół.

Lisek zaczął dzień od codziennej gimnastyki. Najpierw ziewnął wydając cieniutki lisi szwargot. Potem rozprostował tylne łapki. Już szykował się do zrobienia kociego grzbietu, kiedy doznał dziwnego uczucia. Mimo radosnego nastroju nie czuł satysfakcji z merdania swoją ruda kitą. Kiedy odruchowo kłapnął pyszczkiem pchełkę frywolnie pląsającą po jego zadku, nagle osłupiał. Kitka Liska Bogdana zniknęła!!!

Nasz biedny mały przyjaciel długo płakał w bezsilności.

- Kto polubi liska bez kitki?! – zanosił się łkaniem rudy nieszczęśnik

Lisi płacz przerodził się w głośny lament, dlatego już po chwili kępę mchu otoczyli mieszkańcy lasu przywiedzeni ciekawością.

- Co Ci się stało Lisku Bogdanie? - zawołał Ryś Kacper

- Dlaczego płaczesz? - troskała się Żmija Klaudia

- Czy szyszka spadła Ci na twój rudy łepek? - zapytała Klępa Anita

- Nie...! - wykrzyknął przez łzy Lisek Bogdan

- A może mrówka weszła Ci do uszka? - dociekał Ropuch Kamil

- Nie...! - łkał lisek

- Wiem! Na pewno przyśnił Ci się pożar lasu! - zawołał jak zwykle pewny siebie Borsuk Robert

- Nie...!!! Ktoś ukradł moją kitkę...!!! - wybuchł płaczem Lisek Bogdan i odwrócił się zadkiem do zebranych.

Wszyscy westchnęli z niedowierzaniem, a rudy Lisek Bogdan w milczeniu poczłapał ze spuszczonym łebkiem w poszukiwaniu kitki.

 

***

 

Było tuż przed południem, kiedy Liskowi zaschło w gardle. Szedł już prawie pół dnia, więc postanowił znaleźć jakąś kałużę pozostawioną przez wczorajszy deszczyk.

Zauważył dołek wypełniony wodą, otoczony polnymi kwiatkami. Postanowił skorzystać z darmowego wodopoju. Nachylił rudy łepek i już miał chłepnąć jęzorkiem pyszną deszczówkę. kiedy nagle usłyszał głośny bzyk tuż nad uszkiem! Lisek podskoczył jak oparzony na swoich cienkich jak patyczki nóżkach.

- Bzzzzz... Bzzzzz... - nie przestawał bzyczeć mały intruz

- Kim jesteś...?! Zostaw mnie w spokoju! Chciałem się tylko napić pysznej deszczówki z twojego bajorka...!

- Bzzzzz... Kim jesteś rudy złodziejaszku...!? Bzzzzz...

- Jestem Mały Lisek Bogdan z Zaczarowanego lasu...! Szukam swej zaginionej kitki... Nie rób mi krzywdy...!

Bzyk nagle ustał. Lisek otworzył oczka i ujrzał malutkie skrzydlate stworzonko w żółtoczarne paski, siedzące na listku kaczeńca. Tuż naprzeciw jego mokrego noska.

- Jestem Pszczółka Mariola, córka Królowej Pszczół z Miodowego Sadu... Bzzz... - cieniutkim głosem przemówił owadek

- Dlaczego mnie zaatakowałaś Pszczółko? Przestraszyłem się, że użądlisz mnie w jedno z moich rudych uszek – wydukał spłoszony Lisek Bogdan

- Bzzzz... Przepraszam Lisku... Bzzz... Mam dziś bardzo zły humor i bardzo chcę kogoś użądlić!

- Kto Cię tak zezłościł Pszczółko? – zapytał zatroskany malec

- Bzzzz... Mój okrutny ojciec zmusza mnie do małżeństwa wbrew mej woli...! Bzzzzz... - zabzyczała żałośnie Mariola - Każe mi wyjść za... Bzzzz.... Za.... Bzzzz... Za...

- Uspokój się Pszczółko, możesz mi powiedzieć – przerwał Lisek

- Za SZERSZENIA CZESIA!!! Bzzzzzzzzz.... O ja nieszczęśliwa!!! - wybuchła płaczem Pszczółka Mariola

Lisek współczuł nowej koleżance tak bardzo, że na chwilkę zapomniał o swojej zaginionej kitce.

- Jak mogę Ci pomóc Pszczółko?

- Jestem taka smutna... Bzzzz... Może mógłbyś odszukać Ważkę Edytę... Ona zawsze umie poprawić mi humor... Bzz...

- Gdzie ją znajdę? - zainteresował się Lisek gotowy do pomocy

- Nie wiem... Bzzz.. Ojciec zabrania mi się z nią spotykać... Bzzz...

- Dlaczego Pszczółko? - dociekał rudzielec

- Bzzzz... Ważka Edyta zawsze ma ze sobą czarodziejski nektar z dzikiego kwiatu... Bzzz... Ten nektar zawsze mnie rozwesela... Bzzz... Gdybym miała go całą górę, nigdy już bym nie płakała... Bzzz... Bez niego zawsze będę smutna...

- Chętnie pomogę Ci ją odszukać, ale nie wiem gdzie...

- Bzzz.. Możesz spróbować w spróchniałym przewróconym dębie... Bzzz... Dużo owadków z naszego sadu ucieka z domków i zamieszkuje w przewróconym dębie Ważki Edyty, żeby nie zabrakło im czarodziejskiego nektaru... Bzzz... Nie muszą już wtedy pracować w ulach i martwić się co myślą o nich inne pszczółki z roju... Bzzz... Tylko jedzą czarodziejski nektar... Bzzz...

- Skoro wtedy przestaniesz płakać... - starał się wesprzeć pszczółkę

- Musisz się spieszyć Lisku! Bzzz... Zanim przyjdzie on... Bzzz...

- Kto Pszczółko!? - wystraszył się

- Wielki latający wąż Bzzz... Wielki jak topola... Bzzz... I dłuższy niż rzeka... Ma czerwone oczy i zęby jak rosomak... Bzzz... Mój okrutny ojciec mi nie wierzy... Ale ja go widziałam... Bzzzz... Groził, że połknie cały nasz sad, i jeśli nie będziemy posłuszni będzie ział nicością, która strawi cały świat i wszyscy zawiśniemy w czeluściach niebytu, nad przepaścią zła, Bzzz... Czarne morze smoły wchłonie nasze dusze i stopimy się z wygasłym jądrem ziemi...! Bzzz... A truchło naszej nadziei...

- Muszę już iść Pszczółko Mariolu... - przerwał Lisek Bogdan

- Poczekaj Lisku... Bzzz... Wieczorem przyleci Truteń Leszek z kolegami i będziemy się bawić z tajemnym ulu, do samego świtu... Bzzz... Bąk Maciek zna wiele śmiesznych zabaw! Bzzzz... Połkniemy magiczny enzym z piołunu i...

- Żegnaj Pszczółko... - krzyknął z oddali rozpędzony Lisek Bogdan

Biegnąc co tchu przed siebie, nasz rudy przyjaciel żałował, że Pszczółka nie miała jego kitki...

 

***

Kiedy słonko zaczęło zmieniać barwę, i zamiast żółciutkiej kuleczki stało się lekko pomarańczowym plackiem, Lisek był już daleko od swojego Zaczarowanego Lasu i ulubionej kępki mchu. Idąc polanką otoczoną kwitnącymi jabłonkami usłyszał dziwne odgłosy. Wiedziony ciekawością skręcił w kierunku pachnących drzewek, pokrytych tysiącem kwiatków.

Przy jednym z nich zauważył zwierzątko oparte o pień. Lisek stwierdził, że wyglądało dość osobliwie. Chociaż miało cztery łapki tak jak on, nie przypominało lisa ani rysia. Po chwili zagadka dziwnych odgłosów się wyjaśniła...

- Ojej... Mój biedny brzuszek... - zajęczało stworzonko

- Kim jesteś? Nigdy nie spotkałem takiego zwierzątka jak ty... - zagadnął ostrożnie Lisek, aby nie spłoszyć nowego znajomego

- Jestem jenotem i mam na imię Artur – wydukał Jenot Artur – I boli mnie brzuszek bo...

- Bo niepotrzebnie napiłeś się wody z brudnej kałuży! - przerwał mu piskliwy głos dobiegający zza innego drzewka

Zaciekawiony Lisek dostrzegł niewielką postać spieszącą w ich stronę.

- Witaj nieznajomy wędrowcze! Jestem Kuna Monika i opiekuję się tą piękną polanką i jej mieszkańcami. A Ty kim jesteś? - zagadnęła

- Jestem Lisek Bogdan z Zaczarowanego Lasu i szukam swojej zaginionej kitki... - powiedział smutniejąc

- Nie martw się! Jeśli Twoja kitka jest w pobliżu, na pewno ją znajdę! - wykrzyknęła pewna siebie Monika

- Naprawdę? Jak cudownie! - wykrzyknął Lisek – Ale jak Ci się za to odwdzięczę...? Nie mam nic ze sobą... - znów posmutniał

- Nie martw się Lisku Bogdanie! Wystarczy, że nazbierasz mi wiaderko szyszek... Bardzo lubię łuskać ziarenka z leśnych szyszeczek!

Ucieszony Lisek spojrzał na opartego o pień Jenota Artura, wciąż trzymającego się za obolały brzuszek.

- Jenotku! Może nazbierasz leśnych szyszek Kunie Monice, a ona znajdzie lekarstwo na twój bolący brzuszek! - zawołał radośnie Lisek Bogdan

- Nie troskaj się Lisku...! – przerwała kuna Monika – Na pewno zadbam o naszego chorybzdę... Nie musisz się nim przejmować... Mówiłam Ci, że opiekuję się całą polanką i jej mieszkańcami...

- Tylko nie szyszki... - załkał Jenot Artur – Jestem już winny pięć wiaderek...

- Nasza maruda się w końcu odezwała – sapnęła Kuna Monika marszcząc brwi– Płacz Ci nie pomoże na ból brzuszka... A nawet może zaszkodzić...

Lisek zdziwił się na widok zaciśniętych piąstek Kuny Moniki.

- Proszę Cię Kuno Moniko! Nie zaciskaj znowu piąstek...! - krzyknął Jenot Artur i zasłonił brzuszek

- Dlaczego boisz się piąstek Kuny Moniki...? Przecież brzuszek cię boli, bo napiłeś się deszczówki z brudnej kałuży...

Lisek zdziwił się jeszcze bardziej widząc Kunę Monikę pocierającą zaciśniętą piąstką o futerko.

- Tak...! „NAPIŁ SIĘ WODY...” To dlatego boli go brzuszek... - wysyczała Monika – A Ty Lisku lepiej zacznij już zbierać dla mnie szyszki, bo zaraz się ściemni...

- Ale... Przecież jeszcze nie znalazłaś mojej kitki... - wydukał coraz bardziej zaniepokojony Lisek Bogdan

- Jesteś mi winny wiaderko szyszek... A jeśli się nie pospieszysz, to jutro będziesz mi winny dwa wiaderka – wysyczała Kuna - Takie mam zasady, mówiłam Ci przecież, że TO MOJA polanka... - wycedziła Kuna pocierając piąstkę o futerko

- Lepiej zrób szybko to, co ci każe Kuna Monika, Lisku...! – zawołał żałośnie Jenot Artur – Bo Ciebie też może zaraz rozboleć brzuszek...!

- Ale... - nie dokończył Lisek Bogdan usłyszawszy tupot czyichś nóżek

- Chodu...!!! - krzyknęła Kuna Monika i dała dyla w krzak dzikich porzeczek

- Zmykaj Lisku! - uciekając w popłochu zawołał Jenot Artur – To Tchórzofretki z sąsiedniej polany! Jesteśmy im winne osiem łubianek poziomek...! Uciekaj co sił Lisku...!

Lisek Bogdan zaczął biec przed siebie najszybciej jak umiał. Był zawiedziony, że nowi znajomi też nie pomogli mu odnaleźć kitki...

 

***

 

Po długim czmychaniu nasz mały rudzielec znalazł się w bezpiecznym miejscu. Niestety nie wiedział, w którą stronę ma teraz iść.

Było już prawie zupełnie ciemno. Przysiadł na trawce, która zdążyła się pokryć rosą od wieczornego chłodku. Był daleko od Zaczarowanego Lasu, ale tak naprawdę sam nie wiedział jak bardzo. Zachodzące słoneczko żegnało kolejny dzień, osuwając się za czerwonawy horyzont. Lisek Bogdan był zmęczony wędrówką i zrobił się śpiący. Oglądając piękny zachód słońca zatęsknił za swoją wygodną kępką mchu na skraju Zaczarowanego Lasu. Postanowił rozejrzeć się za legowiskiem, na którym mógłby zwinąć się w kłębuszek, jak co wieczór.

Wtedy jego uwagę zwrócił dziwnie wyglądający pieniek. Zapadał już zmrok, więc wytężył swoje lisie oczka. Mimo to, nie zdołał rozpoznać osobliwego kształtu. Zdziwił się jeszcze bardziej kiedy okazało się, że pieniek ma długie sterczące uszy i zaczyna chichotać...

- Chi chi chi... Nie bój się rudy intruzie, nie chciałem cię wystraszyć...! Co robisz tutaj sam, o tak późnej porze!? - zawołała uszata plamka

- Jestem Lisek Bogdan z Zaczarowanego Lasu! Poszukuję swojej zaginionej kitki... - odpowiedział Lisek ze wstydu pochylając łepek

- Straciłeś kitkę...!? To straszne! Nie wiem co bym zrobił bez swojej kitki... - zafrasował się nieznajomy – Ale gdzie moje maniery...! Jestem Zajączek Łukasz i kicam sobie po trawiastych łąkach, skubiąc zieloną trawkę nasączoną świeżą rosą

- Miło mi cię poznać Zajączku Łukaszu! Rzeczywiście... Twoja kitka jest bardzo ładna... Dobrze, że nikt jej nie ukradł, tak jak mojej... - uprzejmie odpowiedział Lisek Bogdan

- Nie smuć się, na pewno kiedyś znajdziesz swoją zgubę! - pocieszał Zajączek

- Szukam już cały dzień i jestem zmęczony, a mojej kitki ani widu ani słychu... - odpowiedział zrezygnowany Lisek

Zajączek Łukasz zamyślił się na widok sympatycznego rudzielca o smutnym pyszczku. Chwilę milczał, aż w końcu zastrzygł uszami, jak zwykle kiedy wpadał na jakiś pomysł...

- Chyba wiem kto może odzyskać twoja kitkę...! - zawołał podekscytowany Zajączek

- Ojej! Naprawdę...? Och jak się cieszę Zajączku Łukaszu! - wykrzyknął Lisek Bogdan

- Znam kogoś, kto umie spełniać marzenia, ale musisz go bardzo ładnie o to poprosić i dać mu coś w zamian... - wytłumaczył Zajączek

- Prezent?! - wykrzyknął ucieszony Lisek

- Tak... Coś w tym rodzaju... - przytaknął Zajączek

- Wiem!? Nazbieram pysznych poziomek...! Albo nie... - podskakiwał na rudych nóżkach podniecony Lisek – Nałapię słodkiej żywicy w liść babki...!

- Nie musisz nic zbierać Lisku... Najcenniejszy prezent przyniosłeś już ze sobą... - obniżył głosik Zajączek

- Nie rozumiem... - zdziwił się Lisek – Czy możesz podejść bliżej Zajączku? Zapadł już mrok i nie widzę twego pyszczka, a boję się cieni...

- Nie bój się Lisku... - wyszeptał Zając Łukasz powoli kołysząc uszami – Strach nie dotyczy wybranych... Zaufaj mi... Ja już wiem, co to oznacza... - ponuro wycedził przez kiełki i uniósł łapki ku niebu – Zaprzedałem JEMU swą wolę i przeznaczenie, za słodki niebyt absolutu...! „I zaprawdę powiadam...! Jam jest Panem wszej ciemności...!!! I klękać będzie to, co żywe na me skinienie... I nie będzie litości w godzinie próby...! W czeluściach nienawiści płacz się wzniesie, i nie będzie już ratunku dla tych co wątpili...” I nadejdzie ON!!! - Zjadacz Dusz... I w gniewie potężnym, zionie ogniem tysiąca ogni...! A imię JEGO jest...!!!

- Chyba pobiegnę dalej szukać swojej kitki...! - zawołał Lisek Bogdan odwracając się zadkiem, gotowy do czmychnięcia

Coś dziwnego stało się z trawą pod jego łapkami. Była bardzo śliska... Nie mógł się rozpędzić. Z tyłu dobiegał go coraz donioślejszy głos Zająca... Lisek przyspieszył, ale jego łapki były dziwnie ociężałe... Z wielkim wysiłkiem próbował przyspieszyć... Im bardziej się starał, tym mocniej zastygał w bezruchu... Złowieszczy głos otoczył go ze wszystkich stron i po stokroć odbijał się ogłuszającym echem... W końcu Lisek zamarł bez ruchu, jakby ktoś uwięził go w bryle lodu. Zrobiło się całkiem ciemno...

 

***

 

Lisek Bogdan z trudem otworzył oczka. W pierwszej chwili nie wiedział gdzie jest. Wydawało mu się, że słyszał czyjeś wołanie. Hałas postawił go na nogi. Czujnie podniósł pyszczek i zaczął węszyć. Dopiero wtedy zorientował się, że jego łapki wyczuwają znajomą kępkę mchu..

- Ech Lisku... Swoim krzykiem postawiłeś na nogi cały Zaczarowany Las! - oznajmiła zaspana Żmija Klaudia

- Przybiegłem na ratunek najszybciej jak mogłem...! Nie dokończyłem nawet śniadania...! - zawołał Ryś Kacper – Chyba miałeś zły sen...!

- Jak się cieszę, że Was widzę przyjaciele...! Nie mogłem znaleźć swojej kitki i zgubiłem się w lesie...! A wtedy...

- Tej kitki? - zapytała Klępa Mariola wskazując rogami piękną rudą szczoteczkę, bujnie zdobiącą zadek Liska

- Moja kitka....!!! - wykrzyknął ucieszony Lisek Bogdan

- Co ci się właściwie śniło? - ciekawił się Borsuk Robert

- Śniło mi się, że... - zadumał się Lisek - Chyba... Chyba... Nie pamiętam Borsuczku...

- Najważniejsze, że już po wszystkim i jesteś znów bezpieczny w naszym pięknym Zaczarowanym Lesie... - jak zawsze mądrze podsumował Ropuch Kamil

Wszyscy roześmiali się serdecznie i zaczęli radośnie hasać po polanie, a Lisek Bogdan wolny od trosk ze złych koszmarów, zamerdał kitką na myśl o tym, że jutro znów słoneczko pogłaszcze ciepłymi promykami jego kosmaty pyszczek na dzień dobry.

 

KONIEC

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania