List do Boga cz.2/2

Nazywała się Lijana. Dowiedziałem się tego od Petera Jenksa... znanego i cenionego kobieciarza w naszej urokliwej placówce. Poprosiłem go o możliwość spotkania z pięknością o niebiesko-szarych oczach. Zgodził się po wielu prośbach. Ustaliliśmy, że w następny dzień, niedaleko przewiązki łączącej część dla chłopców z częścią dla dziewczyn, odbędzie się spotkanie organizacyjne. Stara Jones nigdy tam nie zaglądała. Wreszcie nadszedł upragniony poranek, zerknąłem na zegarek i udałem się pod ustalone miejsce. Peter już tam czekał.

 

- Słuchaj to sprawa wygląda następująco... o północy spotykamy się dokładnie w tym samym miejscu. Nikomu nic nie mówisz. Nawet Michaelowi. - Powiedział stanowczym głosem.

- Dobrze. Dla Lijany wszystko. - Odpowiedziałem z uśmiechem.

- Heh... widzę, że jesteś zdeterminowany... dlaczego tak ci zależy na tej dziewczynie?

- Bo ją kocham... - Stwierdziłem sucho.

- No dobra, nie denerwuj się tak... słoneczko. - Powiedział uśmiechając się szeroko Peter. - Widzimy się o północy. Nie daj się złapać. - Uścisnęliśmy sobie dłonie na pożegnanie.

 

Przez cały dzień rozmyślałem o nadchodzącym, nocnym wypadzie. Nie doskwierała mi nawet wychowawczyni. Wreszcie nadeszła 23:55 - zerknąłem na Michaela. Spał. Ubrałem buty, które leżały obok łóżka. Chwyciłem zegarek. Jak najciszej wyszedłem z pokoju.

 

Jenks czekał w umówionym miejscu. Wyglądał na nieco zdenerwowanego. Podaliśmy sobie dłonie.

 

- Ledwo umknąłem starej Jones... - Wyszeptał po chwili.

- Jak to?! Gdzie? - Spytałem z przerażeniem w głosie.

- Jak wychodziłem z pokoju... szła wtedy do toalety... ledwo zdążyłem uciec. - Westchnął Peter. - Nieważne. Musimy po prostu być ostrożni. To tak... idziesz za mną i nic nie mówisz. Dobrze? - Popatrzył na mnie groźnie.

- Dobrze, dobrze... - Odpowiedziałem cicho.

 

Przeszliśmy przez przewiązkę w stylu ninja. Do dziś wspominam ten wypad jako... hmm... interesujący. Peter Jenks prowadził mnie przez rozmaite korytarze, aż dotarliśmy pod sypialnie dla dziewczyn. Przyznam szczerze, że podczas wypadu z Michaelem, na pewno nie szliśmy tak długo. Podeszliśmy pod jakieś drzwi. Mój towarzysz delikatnie zapukał. Po krótkiej chwili, pojawiła się przed nami naprawdę ładna blondynka

 

- Peter! Co ty tu robisz? - Spytała zaskoczona.

- Cicho! Możemy wejść do środka? Jest ze mną kolega, który chciałby kogoś poznać. - Odpowiedział stanowczo Jenks.

- No dobra...

 

Dziewczyna odsunęła się od drzwi i pozwoliła wejść nam do środka. Od razu ją dostrzegłem. Siedziała na fotelu. Podszedłem do niej nieśmiało. Popatrzyłem w jej piękne oczy.

 

Minęło trochę czasu. Za oknem świtało. Rozmowa z Lijaną była tak cudowna, przez co miałem wrażenie jakby czas się zatrzymał. Wreszcie musiałem już wracać z Peterem. Pożegnaliśmy się z dziewczynami. Blondynka miała na imię Karina. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie... niestety dopiero tydzień później.

 

Czas radośnie mijał. Wreszcie nadeszły moje siedemnaste urodziny. Peter Jenks uciekł wówczas z Róży podczas słynnej akcji "Piorun", w której pięciu chłopaków uciekło z domu dziecka. Wszystkich, za wyjątkiem słynnego kobieciarza, odnaleziono. Oczywiście dostali brutalną karę w gabinecie Emmy Jones. Później wybuchła afera, ponieważ w toalecie znaleziono zwłoki chłopczyka. Jones została zwolniona, a obowiązki przejęła ówczesna wychowawczyni dziewczyn - Maria Soloczkin. Była to dobroduszna kobieta, która zniosła wszelkie restrykcje dotyczące spotkań chłopców i dziewczynek. Najstarsi mogli też przebywać na korytarzach do 22. Fakt ten został przeze mnie i Lijanę wykorzystany. Chodziliśmy ze sobą. Spędzaliśmy jak najwięcej czasu.

 

Wreszcie osiągnęliśmy pełnoletność i według przepisów domu dziecka, mogliśmy go opuścić. Oczywiście dostaliśmy propozycję od Marii, abyśmy zostali i jej pomagali. Przyznam, że początkowo chciałem się zgodzić, ale przykre wspomnienia związane z tym miejscem były zbyt silne. Opuściliśmy Róże.

 

Potem było... kiepsko, bardzo kiepsko Boże... znaleźliśmy kawalerkę. Wynajmowaliśmy ją za grosze, gdyż właściciel, pan Gongol to naprawdę dobry człowiek. Lijana znalazła pracę jako ekspedientka w miejscowym sklepie. Ja wciąż szukałem. Nic nie umiałem znaleźć... prosiłem cię... ale nie udawało się.

 

Po dwóch latach... Lijana... awansowała na stopień asystentki kierowniczki. Była bardzo sumienna w wykonywaniu swojej pracy. Mimo jako takiego wspierania mnie, w gruncie rzeczy oddalaliśmy się od siebie. Często płakałem. Pracy przestałem szukać, bo stwierdziłem, że to nie ma sensu, a ty Boże mi w ogóle nie pomagałeś.

 

Kolejny rok przyniósł awans mojej ukochanej do stopnia kierowniczki. Nie mieliśmy dla siebie czasu, a jak już się pojawiał to była to kłótnia o brak szukania przeze mnie pracy. Wreszcie przyszedł dzień takiej kłótni, że wyszedłem na miasto. Po powrocie zastałem puste szafki. Lijana wyjechała. Próbowałem dzwonić, wysyłałem wiadomości, robiłem wszystko... prosiłem też ciebie o pomoc... ale nic to nie dało. Postanowiłem udać się do pobliskiego baru i upić się. Robiłem tak codziennie. Wreszcie zacząłem ćpać heroinę. Ledwo wiązałem koniec z końcem. Pan Gongol wreszcie wyrzucił mnie z kawalerki za brak płacenia czynszu.

 

Schronienie znalazłem w "alejce ćpunów", którą poznałem przez znajomego dilera. Tam dawałem sobie w żyłę, ćpałem na umór i piłem niezliczone ilości alkoholu. Byłem wrakiem człowieka. Następne trzy lata spędziłem na terapiach odwykowych za radą znajomego księdza, którego poznałem jeszcze w dzieciństwie. Spotkałem go w sumie przypadkowo, kiedy szukałem zgubionego woreczka z proszkiem. Wytłumaczył mi pewne sprawy, podczas wielu rozmów w jego parafii. Jednak wola ćpania była silniejsza ode mnie... za każdym razem wymykałem się z terapii. Wracałem do tego woreczka z proszkiem.

 

Czas na słowa zakończenia. Księdza, który zachęcał mnie do rzucenia narkotyków, nigdy już nie odwiedziłem. Mam już dość tego życia. Ja, Michael Terric, w wieku 26 lat kończę z tym życiem. Spotkamy się już niedługo. Przepraszam za swoje grzechy, przepraszam Lijanę i innych, których skrzywdziłem. Przepraszam Ciebie. Do zobaczenia!

 

---------------------

 

Michael Terric zmarł przez zastrzelenie w alei ćpunów. Nikt go nie próbował powstrzymać. Zwłoki pochowano na miejscowym cmentarzu.

 

----------------------

 

Koniec!

Następne częściList od...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 12.07.2015
    Schronienie znalazłem w "alejce ćpunów", którą poznałem przez znajomego dilera. Tam dawałem sobie w żyłę, ćpałem na umór i piłem niezliczone ilości alkoholu. Byłem wrakiem człowieka - To zdanie oddaje realia osób uzależnionych. Przeczytałam oba rozdziały, wiesz, że ja się nie wypowiadam za długo. Więc powiem opowiadanie bardzo dobre. Emocje były, a ja to lubię. Przyjemne opowiadanie. Zakończenie też dobre, choć proste. Prostota była tu ok, niczego nie koloryzowałeś.
    I się rozgadałam 5
  • Chris 12.07.2015
    Jesteś... No mega i tyle :) 5
  • Clariosis 29.09.2020
    Bardzo dobre opowiadanie. Nie było ani przerysowane, ani przegadane - bohaterowie zachowywali się adekwatnie do sytuacji i do wieku, za co duży plus. Smutny jest jednak koniec - bohater tyle przeszedł, uzyskał coś tak pięknego jak miłość, a zmarnował to wszystko gdyż się poddał. Nie ma chyba gorszego stanu niż słabość, z której nie można się uwolnić... Gdy człowiek się podda to już nic go nie ruszy, a wszystko wokół odchodzi, próchnieje. I jeszcze winą za całokształt obwinił Boga - w końcu go prosił, w końcu tyle się modlił, a nie został wysłuchany... Pytaniem jednak jest, kto naprawdę był winny tego stanu rzeczy - ten do którego przemawiał, czy może przemawiający? A może tak naprawdę żaden, tylko niefortunny splot wydarzeń?
    Pięć.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania