Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

List z przyszłości 01 / Prolog

Spadł nam samiec z pantałyku.

Nastąpiła subwersja płci.

Zwyciężyły. Koafiury kolorytu akwarystycznego gruzu.

Niewiarygodne, a jednak.

Stało się.

 

Cywilizacja mężczyzn upadła. I aż chciało by się powiedzieć: że wyrznęła z kretesem. Chociaż, jak na sztucznie skleconą abominację, którą przy życiu utrzymywała jedynie monogamia, to i tak zaskakująco długo dogorywała. Chwała jej za to i nie ma co się pastwić nad nieboszczykiem. Bo co to da? Wbrew głoszonym obecnie dogmatom nowej religii, należy powiedzieć sobie prawdę – rządy samca nie były znowuż aż takie złe. Prawdopodobnie jedyną ich winą - jest pozostawienie po sobie okropnego niesmaku, którego nijak nie można się pozbyć. Owszem gorycz zemsty wykręca ludziom twarze, ale nie gorzej niż porażka.

Gdyby tylko mógł trafić się wtedy jakiś opyszały piewca przyszłości. Z mordą nie wyparzoną najlepiej. Który odważyłby się prorokować upadek imperium płci brzydkiej, to z pewnością by do tego nie doszło. Nasz zdrowy rozsądek musiało przyćmić dwanaście tysięcy lat patriarchat. Poczuliśmy się za pewnie i nie zauważyliśmy w porę nadchodzącej katastrofy. Wręcz książkowy przykład pychy. Zaprzepaściliśmy swoje prominentne miejsce w naturze i pociągnęliśmy za sobą cywilizację fallusa.

A taka była zaawansowana, przystojna, okrąglutka. Dosłownie jak przednia kamerka twojego smart-fona. Nie zrozum mnie źle. Choć płaczu są nieprzebyte wapory to akurat po niej nikt już nie szlocha. Zapewniam cię. Dawno temu przestaliśmy. Bo ileż można? Na dobrą sprawę nie mamy nawet czego wspominać. Niewiele uchowało się historii po minionych wiekach. A zwłaszcza pewnych anteriorów, którym można by zawierzyć. Nie dziwota, gdyż minęło może sześćset? a może siedemset lat? Odkąd te szyte grubymi nićmi społeczeństwa padły trupkiem i zamieniliśmy się w zwierzęta. Nie znamy nawet dokładnej daty końca, bo Kałużnice jak zwykle mącą w swoich podaniach.

Tak, kobiety dobrały się do władzy. Teraz to one grają pierwsze skrzypce. Kontrolują wszystko, łącznie ze zniewolonym samcem. Trafiło się ślepej kurze ziarno. Ależ folgują sobie teraz. Do nieuwierzenia. Zerwały się z jarzma naturalnego porządku i siłą wcisnęły samca pod obcas. Zgotowały nam Wspólne Księstwo Matriarchatu z Monastyrem na czele. Ale taka jest już kolej rzeczy. Zwłaszcza po zaliczeniu sromotnego gruchnięcia o dno stworzenia. Kiedy szare masy za bardzo napatrzą się na śmierć (musowo taką zaserwowaną w niewyobrażalnych męczarniach). To później naciągają jak oszalałe do religii. Jak trwoga to do Ciemiężonej! A nom omen było na co popatrzeć, oj było!

Zatem od początku.

Przygotowaliśmy się na wojny. Wyprodukowaliśmy i uzbroiliśmy tysiące atomówek. Lecz paradoksalnie nigdy ich nie użyto. Naddatek niszczycielskiej siły groził bowiem rychłym końcem świata. Cały glob wzięto za zakładnika. Później tylko każdy patrzył sobie na ręce, panicznie bano się wciśnięcia czerwonego guzika.

Przygotowaliśmy się na braki konwencjonalnych źródeł energii. Wiedzieliśmy doskonale, że ropa nie będzie przecież płynąc wiecznie. Dlatego zbudowaliśmy silniki zasilane: słońcem, falami morskimi, wiatrem, wodorem oraz każdym innym odorem, jaki tylko udało nam się znaleźć.

Lecz niezwykle przezornie - najlepiej przygotowaliśmy się na choroby. Znacząco urozmaiciliśmy gammę dostępnych medykamentów. Wspaniałe środki bez dwóch zdań, niektóre zażywaliśmy mimochodem, będąc cali i zdrowi. Wyłącznie dla zabawy.

Chyba aż za bardzo byliśmy wyczuleni na wszelkie możliwe zło. Za mocno poszliśmy do przodu i zapomnieliśmy o tyle. Ktoś nam wrzucił mordercze tempo. Bo przegapiliśmy jeden niesamowity banał. Z pozoru drobny nie liczący się szczególik - w porę nie dostrzegliśmy obumierającej empatii naszych serc. Toteż kompletnie zniszczył nas brak miłości.

Istnieją macanci teorii spiskowych którzy twierdzą, że taki był właśnie cel. Mawiają, że jacyś Iluminaci lub inni Masoni specjalnie nastawili nas przeciwko sobie. - Otóż nie do końca wiadomo. A teraz to ze świecą szukać. Wiadomo tylko że ludzie z jakiegoś powodu zatracili kompatybilność i nie pogłębili uczuć wyższych.

Cywilizację bezlitośnie zabiła - wręcz ponuro zaszlachtowała - gwałtownie postępująca depopulacja globu. Tak po prostu. Nie było komu wodzy trzymać. Został sam technologiczny pęd machiny bez operatora.

Kiedy szło nam świetnie i nic nie zapowiadało tragedii. Populacja osiągnęła dziesięć miliardów i kwantytatywnie wkroczyliśmy w nowy wiek. Długość życia dzięki medycynie wydłużyła się prawie dwukrotnie i zapanował względny pokój. Nie prowadzono żadnych działań militarnych na szeroką skalę. Zatem pozostało tylko świętować i kochać bliźniego. Prokrastynacja na całego. Zapomniano jedynie: że hoduje się przecież człowieka. Istotę parszywie pazerną, słabo miłością pałająca. Zatem niedługo trzeba było czekać na pierwsze bolączki chowu spod cywilizacyjnego klosza. Bywają takie gatunki które słabo rozmnażają się w niewoli. Może my też tak mamy? Gdyż ci którzy zaistnieli, nawet nie myśleli o latorośli, oj nie. Mało kto chciał potomka, którym należałoby się zajmować i upierdliwie wiecznie przejmować, gdy wkoło panowała hekatomba pokus ku rozwiązłości. Nowych rodzin nie przybywało za wiele. Niesamowicie ciężko było znaleźć drugą połówkę. Kapitalistyczni ludzie dobierali się kierowani parafernaliami i wedle precjozów. Wiecznie im coś nie pasowało, jakby zacietrzewili się na własny gatunek oraz intencjonalnie szukali ości niezgody między sobą.

Prostą matematyką zakrawając o wyobraźnie licząc - każdy związek heteroseksualny bądź też homoseksualny (z odrobiną wysiłku), musi zwrócić do społeczeństwa dwójkę potencjalnych reproduktorów, ażeby dług monogamiczny zaciągnięty spłacić i naród mógł się odrodzić niczym feniks, tyle że nie z popiołów, ale z własnej ludzkiej materii. Owoc trzewi stworzyć i spuściznę im przekazać. Zmuszony jestem napomnieć o tak prostych kwestiach, bo z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, przerwaliśmy ten łańcuch pokoleń. A stało się to u schyłku dwudziestego pierwszego wieku. Zapomnieliśmy, czy jak? Chyba nikt nie był zainteresowany kolebką życia.

A już, zwłaszcza gdy w koło latała tyle perspektyw na karmienie własnego „Ja”, które najwidoczniej lubić spędzać czas w samotni i myśli wyłącznie o sobie. No więc jak można było obronić się przed bombardowaniem z niżu demograficznego? Które spadło nam na głowę? Nie można. Na to tarczy jakoś jeszcze nikt nie wymyślił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zsrrknight dwa lata temu
    świetnie napisane. Widziałem pojedyncze błędy interpunkcyjne, ale to w zasadzie drobnostki. Tematyka też dość ciekawa, choć nieco zagmatwana. Językowo bardzo mi się podoba, dużo tu fajnych sformułowań i ogólnie cała narracja jest zbudowana na mocnych, nieco ironicznych fundamentach.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania