LISTOPAD

Przyszedł listopad

i nie odchodzi,

usiadł w kącie i w okno spogląda.

A za oknem też listopad,

w opadłych liściach brodzi,

w sercach pożółkłych i uschłych

jak moje.

 

Dzień się wkrada jak szczur,

po szarych szparach niemrawo szura,

zmierzchem podszyty,

pochłonięty liści spadaniem,

liści niechętnym krążeniem

ku chłodnej ziemi.

 

Wiatr światło rozwiewa,

ptaki nikłe i ciche zdmuchuje.

Noc wczesna schodzi,

noc wśród liści się mości

już śpiących,

sama jak senny ptak.

A w nocy miesiące wstają

i podchodzą blisko,

ze snu i ze słońca i z daleka,

złotawe, zielone i modre.

I każdy miesiąc jak bukiet

przyniesiony z łąki kwietnej

i każdy jak kamień nagrobny.

 

Przyszedł listopad,

więc odejdzie.

Po nim grudzień

usiądzie bez słowa i w okno popatrzy.

A za oknem drzewo stoi,

już grudniowe,

na siwym niebie nagie,

a pod nim wszystkie jego liście

niepotrzebne,

a nad nim powoli krążące,

w ciszy opadające

białe zapomnienie.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • aksolotl rok temu
    i ten też. bardzo dobry wiersz. aż się człowiek zastanawia, co autor robi na "takim" portalu?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania