Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Londyn (tytuł roboczy)
Kaśka
Październik zapowiadał się cudownie. Prawdziwa Polska złota jesień. Wracałam z uczelni i byłam podekscytowana myślami, które galopowały w mojej głowie. Ludzie na ulicy wydawali się tacy pochłonięci sobą, każdy gdzieś się spieszył, nie zwracając uwagi na innych. A ja czułam się miło rozprężona i wcale nie musiałam się spieszyć. Do autobusu Lublin – Zamość miałam jeszcze ponad godzinę więc śmiało mogłam cieszyć się jesiennym słońcem, kolorowymi liśćmi i myślami, od których nie mogłam się opędzić. Miałam nadzieję, że Robert będzie czekał na mnie w Zamościu na dworcu i będę mogła mu o wszystkim opowiedzieć.
Około 15.00 byłam na miejscu. Już z daleka widziałam mojego Roberta.
- Cześć kochanie! –przywitał mnie radośnie. – Ale tęskniłem!
- Już jestem! Super, że udało ci się przyjść po mnie! – powiedziałam ucieszona, całując go w policzek.
Szliśmy do mojego domu, Robert często odbierał mnie z dworca kiedy w piątki wracałam z uczelni. Lubiłam ten czas, kiedy oboje mieliśmy tę świadomość, że to początek weekendu i mamy dla siebie czas aż do poniedziałku.
- Co dziś robimy? – zapytał Robert. – Chcesz gdzieś iść? Znajomi? Klub? Czy raczej spokojny wieczór?
- Robert, dziś może chodźmy do mnie. Musimy porozmawiać. – zaczęłam.
- Coś się stało? – zmartwił się Robert.
- Nie, nic się nie stało. – uspokoiłam go. – Mam już wszystkie papiery związane z wyjazdem. Mam też bilet. Lecę do Londynu w lutym.
- Ojej, tak szybko. A dziekański? – zmartwił się Robert.
- Już mam przyznany. Wszystko załatwione. Jestem na uczelni do ferii a potem… - oboje wiedzieliśmy, że to dla nas szansa. Ja miałam podszkolić język w Londynie i pokombinować tak, żeby jak najszybciej ściągnąć Roberta do siebie. Chcieliśmy tam zostać, popracować trochę, coś zarobić i wtedy może wrócić.
Mieliśmy przed sobą pełne trzy miesiące aby oswoić się z rozstaniem. Nie było łatwo, ponieważ ja i Robert to zgrany duet. Jesteśmy razem od piaskownicy. Zawsze czułam, że taka miłość jak nasza to coś wyjątkowego. Poza tym każdy nam jej zazdrościł. W Robercie kochały się wszystkie dziewczyny z osiedla, z mojej i z jego szkoły, potem wszystkie koleżanki ze studiów, które miały okazję go poznać. Przyjemnie było mi iść z nim ulicą widząc jak inne dziewczyny się za nim oglądały a on widział tylko mnie. Kochałam go najmocniej na świecie, był taki tylko mój.
Pamiętam jedno popołudnie, które spędziłam z Anitą, moją przyjaciółką. Pojechałam do niej rowerem, chociaż odległość która nas dzieliła nie była wcale mała jak na rower. Miałam wtedy hopla na rower, sport i ekologię. Siedziałyśmy w jej pokoju gdy Anita wpadła na pomysł, że powróży mi z kart tarota. Od jakiegoś czasu bardzo interesowała się magią, kartami, duchami i cholera wie czym jeszcze. Wyjęła karty Tarota. Były duże i bardzo eleganckie. Kazała mi je potasować i przełożyć „na trzy”. Popatrzyła uważnie w te rozłożone karty i powiedziała bardzo poważnie:
- Kaśka, ale ty z Robertem nie będziesz…
- Co? – zapytałam zaniepokojona. – Jak nie będę?
- No, zwyczajnie. Nie będziecie razem. Poznasz kogoś… - dodała.
- Zwariowałaś? – oburzyłam się. – Jak poznam kogoś? Przecież ja kocham Roberta! Nie wyobrażam sobie życia bez niego a ty mówisz, ze ja z nim nie będę? Co za brednie! Gdzieś ty się uczyła wróżyć? Wariatka! – skomentowałam obracając całą tę wróżbę w głupi żart.
Dni, tygodnie i w końcu te trzy miesiące z Robertem minęły bardzo szybko. Obracałam się tylko pomiędzy Lublinem, Zamościem, kolokwiami i egzaminami. Z jednej strony nie mogłam się doczekać lutego a z drugiej strony bałam się rozłąki z Robertem i tego co przede mną. Obiecywałam i sobie i Robertowi, że zrobię wszystko aby go ściągnąć do Londynu. W roku 1996 nie było to wcale takie łatwe. Polacy potrzebowali wizy, zaproszenia i sporych kombinacji aby dostać się do Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii. Dla mnie to była wielka szansa na naukę języka w kraju gdzie się go używa na co dzień. Poza tym większość z nas, studentów filologii angielskiej robiła co mogła aby chociaż na trochę tam wyjechać. Najpierw wyjechała Gośka z bratem i obiecali, że jak się tam zadomowią to pomogą mi. I pomogli.
Komentarze (2)
Kilka uwag:
Londyn (tytuł roboczy) -> Londyn (czytelników nie powinno się wtajemniczać w zakulisowy rozwój publikacji, bo i tak mało kogo to obchodzi).
„Około 15.00 byłam na miejscu.” -> „Około trzeciej po południu byłam na miejscu.” (studenci anglistyki lubią używać zegara 12-godzinnego: AM/PM)
„Polacy potrzebowali wizy, zaproszenia i sporych kombinacji aby dostać się do Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii.” -> „Polacy potrzebowali wizy, zaproszenia i sporych kombinacji aby dostać się na wyspę” („Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii” brzmi zbyt formalnie; przecież to ma być opowiadanie, nie porada jak aplikować o wizę).
„W Robercie kochały się wszystkie dziewczyny z osiedla, z mojej i z jego szkoły, potem wszystkie koleżanki ze studiów, które miały okazję go poznać.” — brzmi mało wiarygodnie, chyba że Robert jest jedynym mężczyzną w miasteczku. Staraj się unikać podobnej charakterystyki, bo czytelnik jeszcze sobie pomyśli, że piszesz dla naiwnych podlotków.
Ale ogólnie ciekawa i dobrze napisana historia. ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania