Lot Feniksa

1:13 AM

Trzech mężczyzn w kombinezonach, mocno przypiętych do przewróconych do tyłu prostych metalowych foteli, od godziny siedziało, czy jak na to inaczej spojrzeć, bardziej leżało w ciasnej blaszanej puszce na szczycie ogromnej rakiety. Każdy z nich mocno się pilnował, ale i tak w powietrzu cały czas unosiło się ledwo wyczuwalne nieprzyjemne wrażenie nerwowości. Atmosfera była dosyć napięta, i to bynajmniej nie dlatego, bo ktoś miał jedną, drugą lub trzecią potrzebę.

– Centrum misji do Feniksa. Kontrola przedstartowa zakończona. Powodzenia.

Kosmonauci spojrzeli po sobie, a potem jak na komendę wybuchli histerycznym śmiechem, zachowując się zupełnie jak trójka nastolatków albo ktoś, kto właśnie usłyszał wyborny żarcik. Znali się nie od dziś i wiedzieli, że nikt się nie obrazi. Z tyłu głowy mieli cały czas myśl, że ich sprzęt już nieraz udowodnił swoją wartość, i mają naprawdę spore szanse wyjść cało z tej przygody i wykonać przynajmniej część zaplanowanych zadań, a już na pewno zapisać się złotymi zgłoskami w annałach ludzkości. Chcieli odreagować, gdyż wiele elementów w projekcie było wynikiem dosyć sporej improwizacji i pomimo licznych kontroli potrzebny był cud, żeby wszystko idealnie zgrało się w czasie misji.

– Gotowi, żeby tworzyć historię? – Dowódca na środkowym miejscu, któremu aż napłynęły łzy do oczu, uspokoił się dopiero po dłuższej chwili, i zadał otwarte pytanie, nie kierując go jednak do nikogo konkretnego.

– Zaa-wsze – odpowiedział mu pilot z lewej.

– A ja zapomniałem czegoś – dodał zastępca z prawej, który ściągnął rękawice i zaczął gorączkowo przeszukiwać liczne kieszenie białego kombinezonu. – Ale to chyba nic ważnego.

– Przesadzasz. No to jedziemy. Sekwencja rozpoczęta. – Elon ręką w grubej rękawicy przestawił od niechcenia kilka przycisków na tablicy przed nimi.

– Dwadzieścia…

– O Boże, Boże, Boże! – Zastępca pstryknął palcami. – Wiem! Ale gdzie to jest?

– Dziewiętnaście… osiemnaście…

– Cholera, nie możemy lecieć.

– Że co?

– Siedemnaście... Szesnaście...

– Przerwać? – Elon zaczął się poważnie niepokoić i na wszelki wypadek położył dłoń na klapce zabezpieczającej przycisk Abort.

– Piętnaście. Czternaście.

– Nie! Nie! Czekaj! Mam! Mam! – Zielona pamięć została wciśnięta do czytnika obok panelu komputera głównego, i zastępca nacisnął przycisk Play, ale nic się nie stało. – Kurwa! Nie działa! No nie wierzę! – Wściekły zaczął uderzać pięścią w metal. – Działaj! No działaj! Amerykańskie! Rosyjskie! Wszystko z Tajwanu!

– Trzynaście… Dwanaście...

– If you're lost, you can look and you will find with me... – w końcu zabrzmiało z głośników w kabinie. – Time after time.

– Żartujesz chyba! Puść jakiś rock and roll!

 

Rok wcześniej

 

Tesla Enterprises

– Elon, akcje spadają. – Mężczyźni na spotkaniu zarządu w wynajętej restauracji byli mocno przerażeni widmem kolejnej wielomiesięcznej walki o utrzymanie firmy i zachowanie próżniaczego stylu życia, do którego mocno się przyzwyczaili.

– No i co z tego? – Założyciel i właściciel od niechcenia wyjrzał przez okno na sto szóstym piętrze. – Łatwo przyszło, łatwo poszło. Wypuście nowy model, i wszystko wróci do normy. Trochę mocy w bateriach albo nowy kolor nie powinny być problemem.

– Ale jest wirus na świecie. Nie mamy gdzie kupować litu.

– Wirus. Świrus. Co mi tu jeszcze wymyślicie? Wirus jest mały, a wy ogromni. No chyba, że nie. – Pokazał palcami wymowny gest kilku cali. – Zróbcie coś. Za to wam kurwa płacę. – Wściekły założył okulary przeciwsłoneczne, z impetem wstał i przy okazji przewrócił stolik przed nim, a potem wyszedł z sali.

 

***

 

– Elon, ci gentlemani mogą dostarczyć każdą ilość litu. – Zastępca geniusza przerwał mu godzinę rozmyślań w ogromnej tropikalnej salce tematycznej, w której miał styczność z piękną roślinnością, hamakami i relaksującymi zachodami słońca na ścianach. – To pan Jang i jego zastępca.

– Ale rynek kontrolują Chińczycy. – Elon uniósł ze zdziwienia brwi, patrząc na swojego kolegę i elegancko ubranych Azjatów.

Zapadła niezręczna cisza.

– Ci panowie są częścią prywatnego międzynarodowego konsorcjum, które zajmuje się profesjonalnym doradztwem i ochroną.

– Triada?

– Wolimy określenie nowocześni biznesmeni. – Jeden z Azjatów odezwał się idealną angielszczyzną, nie zmieniając ani na jotę mimiki na twarzy.

– Oksford?

– Stanford. Ale potrafimy się dogadać.

– Co chcecie w zamian?

– Dostęp do kodu źródłowego autopilota.

– Wykluczone!

– Pana wybór. – Chińczyk wzruszył ramionami.

– Potrzebny jest jeszcze chip.

– Sprzedaje pan samochody. My kupimy kilka z nich. Win-win.

– Nie ma mowy. Po moim trupie. – Elon wstał z hamaka i wyszedł.

– Spokojnie, u niego to normalne. – Jego zastępca zaczął uspokajać gości. – Dajcie mu kilka dni.

– Nam się nigdzie nie spieszy. – Tym razem obaj mężczyźni wzruszyli ramionami.

 

***

 

– Wykorzystają to w rakietach albo jakimś innym wymyślnym cholerstwie. – Elon spojrzał beznamiętnie na zastępcę w swojej pracowni na szczycie budynku i wrócił do przestawiania elementów jakiegoś projektu w rzeczywistości rozszerzonej. – Ale wiem, że masz rację.

– Co zrobisz?

– I tu się zaczyna zabawa. – Elon przełączył widok. – Pamiętasz projekt „Bezpieczna enklawa”?

– Oczywiście.

– Kod jest szyfrowany, i Chińczycy to wiedzą. Wiedzą też, że procesory wymagają regularnego ładowania uaktualnień. Będą je dostawać…

– Ale?

– Jak się sprawa zakończy, to damy im taką sekwencję, że procki zaczną przekłamywać.

– Przecież mogą w końcu zgadnąć sposób generacji kluczy.

– Na pewno nie przez następne kilka lat. – Elon uśmiechnął się szeroko.

– Czegoś mi nie mówisz.

– Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.

– Oni cię za to zabiją.

– Za dużo się filmów naoglądałeś. Raz się żyje przyjacielu. Ludzie mnie kochają, i mam wielu przyjaciół. Uzgodnij warunki pierwszej dostawy.

 

***

 

– Mam! – Elon obejmował w pasie Dorothy, sekretarkę głównego dyrektora, i pokazywał jej, jak trafić kijem golfowym w piłeczkę.

– Ale co masz? – Jego zastępca rozejrzał się po sekretariacie z błyskiem w oku.

– Lit.

– Przecież jest umowa z Chińczykami.

– Już nie. Uaktualnienie poszło już na serwery. Mogą sobie w dupę wsadzić nasz kod.

– Jesteś niemożliwy.

– Cała przyjemność po mojej stronie. Zostawisz nas w końcu w spokoju? Mamy tu ważne biznesowe spotkanie.

 

***

 

– Odcięli nas. To koniec. Nie będzie więcej baterii. – Elon był w szoku, patrząc znowu na dyrektorów na nadzwyczajnym spotkaniu zarządu, zwołanym w najnowocześniejszej sali biurowca firmy, z okrągłym stołem konferencyjnym i podświetlanym płaskim kręgiem świetlnym nad nim. – Moi dostawcy się nie wywiązali.

– A pan nie jest już właścicielem.

– Że co kurwa?

– Na tajnym głosowaniu większą głosów został pan usunięty z zarządu. To nie jest takie skomplikowane. Wystarczyło mieć ponad pięćdziesiąt procent zwyczajnej większości głosów. Nie dostał pan załącznika?

– Nie możecie.

– Możemy. I właśnie to zrobiliśmy. Ci panowie odprowadzą pana do wyjścia.

 

Posiadłość Elona

– Pan Elon?

Geniusz spojrzał bez zainteresowania na mężczyznę w czarnym garniturze i obowiązkowych lustrzanych okularach, który przyjechał z jego byłym zastępcą i zakłócił mu spokój w skromnej posiadłości, do której musiał się niedawno przenieść.

– Właściwie to Elona nie ma w domu, ale mogę mu zostawić wiadomość.

– Czy wyglądam na kogoś, kto by tu nie stał, gdyby nie wiedział wszystkiego, co można o panu wiedzieć?

– Niezupełnie. Co tam znowu? Nie zapłaciłem jakiegoś mandatu? Czy wymyśliliście jakiś nowy podatek? – Elon kiwnął głową w kierunku byłego zastępcy. – I co ten szczur tu robi do jasnej cholery?

– Mamy ofertę. Pięć zabytkowych rakiet Saturn 5 z lądownikami, w sam raz na pana uszczuploną kieszeń.

– Nie jestem zainteresowany.

– Na pewno pan jest, tylko pan jeszcze o tym nie wie.

– Jeszcze czego.

– Spokojnie. – Wtrącił się milczący zastępca. – Elon, na słowo.

– Jaja sobie robisz?

– No chodź.

Panowie odeszli na bok, a jego kumpel od najmłodszych lat powiedział wprost:

– Wiemy razem, że chciałeś przelecieć się na księżyc. Nie zaprzeczaj. Znam cię nie od dziś. Weź choć raz przykład ze srok. Są bardzo mądre. Nauczyły się, że lepiej przynieść orzechy do rozłupania niż samemu się nimi zająć. Ty masz problem, oni rakiety, które dadzą za darmo. Przestań wybrzydzać jak panienka.

– Nie ma nic za darmo. Nie było cię przez pół roku. Nie wiesz, jak to jest, jak zostawiają cię wszyscy znajomi, jak ludzie udają, że cię nie znają.

– Drzewo sukcesu trzeba podlewać potem i krwią geniuszy i odkrywców.

– Ignorancja jest cechą ziejących nienawiścią.

– No dobrze już dobrze. Wygrałeś. Nie chce mi się bawić w te głupoty. – Zastępca podniósł rękę. – Ćwierć rynkowej ceny do spłaty, jeśli będziesz mieć zyski. I pomoc konsultingowa przy zakładaniu ich bazy.

– Zgoda. Ale na rakietach ma być wielki smok.

– Żeby się Chińczycy wkurzyli?

– Coś w tym guście.

– Cieszę, że jednak jesteś rozsądny.

– "I nałożył stos na biały garb wieloryba, sumę całej wściekłości i nienawiści odczuwanej przez jego własną rasę. Gdyby jego pierś była armatą, strzeliłby w nią swoim sercem".

– Zawsze to lubiłeś.

– To fakt. Trzeba wiedzieć, kiedy się zgodzić – mruknął zamyślony geniusz, który już zastanawiał się nad tym, czego będzie potrzebować.

 

Gdzieś w Ameryka country

– Zastanawiacie się państwo, co jest najważniejsze w życiu. Ja też zadaję sobie codziennie to pytanie, a potem patrzę w lustro… i znowu się golę. – Kilka osób na ogromnej sali roześmiało się na głos, podczas gdy Elon spojrzał swoim zwykłym kpiącym wzrokiem i po chwili zrobił niezwykle poważną minę. – Jestem człowiekiem i Amerykaninem. To mnie napawa niezwykłą dumą. Cieszę się z tego, co zrobiłem z życiu. Cieszę się, że moje firmy dostarczają najlepsze samochody i najlepsze pociągi na świecie. Ale człowieczeństwo to coś więcej. To przekraczanie kolejnych granic i sięganie tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł. – Tu upił trochę wody ze szklanki przy mównicy, uważnie spojrzał po zgromadzonych słuchaczach, z których część wydawała się kojarzyć słynne słowa, i zaczął spacerować po scenie. – I wiecie co? Mam już dosyć tych wszystkich nudnych rzeczy na Ziemi. Dlatego was opuszczę. Postanowiłem, że teraz zajmę się kosmosem. – Nie dał im czasu na przetrawienie tych słów, tylko nacisnął palcem guzik na pilocie, na co na ścianie pokazał się slajd z wizerunkiem rakiety.

Ludzie w salce wstali i zaczęli z entuzjazmem klaskać.

– Kroczyć tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł.

Oklaski były coraz głośniejsze.

– Podróżować tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek.

Do oklasków dołączyły gwizdy i tupanie, a Elon zaczął patrzyć wzrokiem zwycięzcy, który wie, że właśnie zdobył serca uczestników prezentacji, a wraz z nimi milionów czytelników i sponsorów. Były miliarder stał teraz w blasku jupiterów i dał im mniej więcej pięć minut, a potem uciszył gestem dłoni.

– Badania są jednak drogie i trwają wiele lat. I ja Elon znalazłem na to rozwiązanie. I powiecie, że zwariowałem.

Publiczność się zaśmiała.

– Ale to samo mówiliście wcześniej.

Śmiechów było więcej.

– Panie i panowie! Oto ono. – Elon nonszalanckim ruchem dłoni przez prawe ramie przełączył slajd, a zgromadzeni mogli zobaczyć wielki napis „Apollo 20, 21 i 22”.

Owacjom w sali nie było końca.

 

***

 

„Założyciel Tesla Motors kupił pięć zabytkowych rakiet Saturn 5, dzięki którym chce zbudować na orbicie małą stację kosmiczną naśladującą laboratorium Skylab. Ekscentryczny geniusz po dobrowolnej rezygnacji z roli w firmie Tesla i utracie większości majątku chce poświęcić swój cenny czas podbojowi kosmosu. Złośliwi mówią o recyclingu starych śmieci, ale kalkulacje przedstawione podczas pierwszej publicznej prezentacji robią ogromne wrażenie”.

 

***

 

– Stoję przed wami, bo jesteście przyszłością narodu. – Elon przerwał i popatrzył z mównicy. – Wiele razy stałem przed ludźmi i mówiłem o kolejnym projekcie, który miał być najbardziej rewolucyjnym. Służyłem najlepiej jak mogłem, ale też szukałem poklasku, sponsorów i chciałem, żeby wszyscy mnie pokochali. To mnie nakręcało i dawało energię do działania. Miałem też po drodze wiele porażek, i bardzo często myślałem, że to już koniec. Wtedy czułem, że mój świat się zawalił. Jest nawet taka jedna dziedzina, w której cały czas nie mam sukcesu. Ludzie mieli i mają mnie tam dosyć, ale nawet tam się nie poddałem. I próbowałem jeszcze raz, i jeszcze raz. Dziękuję tym, którzy czterdzieści trzy razy poświęcili swój czas i napisali do mnie, co myślą, co czują, i czego im brakuje w tym, co robię. Choć dziś trudno w to uwierzyć, wiem, że to najcenniejsze. Za każdym razem, za każdą próbą, nauczyłem się czegoś nowego. Tak samo było z Teslą. Dzięki zwolnieniu moja kreatywność dostała niesamowity impuls, dzięki któremu mogła skierować się na zupełnie nowe tory. Mogłem poznać kolejnych ludzi i się rozwijać. Dzisiaj wiem, że moi byli współpracownicy doskonale sobie radzą z wieloma sprawami, a ja mogę dać z siebie jeszcze więcej. Wiem też, że choć wtedy tego nie widziałem, to byłem hamulcem postępu tamtych struktur. Dlatego czasem lepiej odejść i nie rozdrapywać starych ran. To tak jak z miłością. Jeżeli kogoś kochamy, to musimy być przygotowani na to, że ta osoba może chcieć odejść. Nie zatrzymujmy jej i nie róbmy dramatu. Lot w kosmos też wiąże się z ryzykiem, i chcę je podjąć. I robię to nie dla tego, bo szukam poklasku. Mogłem wysłać roboty, ale wtedy straciłbym niepowtarzalną możliwość wykonania wielu eksperymentów. Poza tym czuję, że to moje powołanie. Chcę wam tylko powiedzieć jedno. Pieniądze da się odrobić. Jak nie dziś, to jutro lub pojutrze. Można, a nawet trzeba bankrutować. Kryzysy i politycy też przychodzą i odchodzą. To normalne. Nie należy się na tym skupiać. Każdy z was ma jedno życie. Musi próbować aż do skutku, aż znajdzie swoją drogę i to, co naprawdę sprawia mu przyjemność. Dziękuję.

 

Epilog

 

„W Waszyngtonie wybuchł ogromny skandal. Po udanym locie Elona wielu dziennikarzy zaczęło prowadzić niezależne śledztwa. Wynika z nich, że NASA miała mieć naciski ze strony rządu na sprzedanie za jednego dolara wyposażenia, dzięki któremu Elon stworzył na księżycu pierwszą amerykańską bazę. Według niektórych źródeł były miliarder był również objęty ochroną służb specjalnych. Miało to być podziękowanie za to, że przez lata wielokrotnie dokładał wszelkich starań, żeby technologia Tesli pozostawała w rękach amerykańskich”.

 

***

 

– Kontrola do Feniksa – zabrzmiało w ciasnym module Liberty na powierzchni srebrnego globu.

– Tu Feniks. – Elon niewielkimi skokami zbliżył się do panelu głównego komputera i spojrzał na Dorothy na ekranie.

– Widziałeś gazety?

– Nie przejmuję się użytecznymi idiotami, zawistnymi głupcami i biurokratami. Część ludzi nigdy nie dorośnie, ale nie można im mieć tego za złe. Bawią się w te swoje małe bezsensowne wojenki i dalej nie mogą zebrać do lotu, bo to przekracza ich możliwości. Ale się nie dziwię. Doradcy prezydenta ledwo zdali egzamin z astrofizyki na tróję, podobnie jest z innymi. Walczą, żeby zachować swoje stołki, i nie mają czasu na nic innego. Tylko śmiali, wytrwali, prawi i szlachetni mogą osiągnąć coś wielkiego.

– Wiesz o tym, że jesteś zadufanym w sobie dupkiem?

– Dupkiem, który jest na Księżycu. I realistą, który nie mówi, że wszyscy są równi we wszystkim. Nikt nie miał w życiu tyle zwątpienia co ja, tyle problemów i nieprzespanych nocy. To nie jest tak, że wszystko przychodziło mi łatwo, szybko i przyjemnie, jak wszyscy myślą. Tak wiele razy musiałem się użerać z tymi, którzy chcieli osiągnąć swoje małe cele lub byli dziesięć kroków za mną, i trzeba było im wszystko tłumaczyć jak dzieciom.

– No dobrze. Masz rację, jak zawsze. – Kobieta odruchowo poprawiła włosy, i dodatkowo się uśmiechnęła. – Dobra wiadomość jest taka, że symbol smoka widoczny jest z Ziemi. Inne reklamy też. A Ray bardzo dziękuje wujkowi za prezent.

– Dobrze, że go dostał na czas.

– A przy okazji, co widzisz na skanerze w kwadracie AZ5?

– Poczekaj. Kwarc, kwarc i jeszcze raz kwarc. Aaaa, i Hel 3 – stwierdził zadowolony po sprawdzeniu.

– I zabawa zaczyna się od nowa. A myślałeś, że to koniec, i że chcą tylko wykopać ciebie z Ziemi.

– No bo chcieli, ale trochę się przeliczyli. Teraz mogę myśleć nawet o projekcie „Arka”.

– A co to za cudo?

– Mała kapsuła na krawędzi czarnej dziury. Czas będzie tam płynął wolniej niż na zewnątrz, i Adam, i Ewa będą mogli przenieść się w przyszłość.

– Za dużo się naoglądałeś „Orville”.

– Grunt to sięgać tam, gdzie nikogo nie było. I jak zamkną drzwi, wejść oknem. Pamiętaj Dorothy. Podążaj za głosem serca i intuicją. Wszystko inne jest mniej istotne. Bądź całe swoje życie głodna. Pozostań nienasycona, pozostań nierozsądna.

– Jesteś niesamowity.

– Wiem. I za to mnie kochasz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania