Loving Monsters #00
"Twarze mogą się zmieniać, ale choćbyś chciał się odciąć, wojna jest wojną. Dokonujesz wyboru i tego się trzymasz. Wierzę w to dziś i wierzyłem wtedy. Wpadasz w tarapaty gdy zaczynasz się wahać. Zapominasz o co walczysz i już po tobie."
Ziemię spotkało już wiele złego. Zaczynając od wielkiego bombardowania kosmicznego, przez epoki lodowcowe i masowe wymieranie gatunków, aż po bliższe nam kataklizmy, takie jak wielkie trzęsienie ziemi w Shaanxi, powódź w Chinach z 1931 r., tsunami, zamiecie, pożary, wojny, jedna za drugą... ale żadne z nich nie zmieniło świata tak bardzo jak wydarzenie sprzed roku. Dzień ten nie wyróżniał się w żaden szczególny sposób. W miastach panował gwar, ludzie pracowali, dzieci uczyły się i bawiły. Co złego mogłoby się stać? Nikt nie spodziewał się zagrożenia na skalę światową, póki nie nastąpił potężny wybuch, który rozniósł zarazę po całej Ziemi. Fala uderzeniowa okryła cały glob, a ludzie zobaczyli nad swoimi głowami oślepiające światło, i... zaczęło się. Spróbujcie tylko to sobie wyobrazić. Każdy żywy organizm posiada w sobie mikro-maszynki zwane nanitami. Winne są przeróżnym potwornym (dosłownie) mutacjom, które odbierają człowiekowi świadomość i robią z niego bezmyślną bestię. Każdy człowiek, zwierzę, a nawet roślina podczas wybuchu wchłonęły ogromną ilość nanitów. Większość z tych mikro-maszyn jest uśpiona, ale ich aktywacja to tylko kwestia czasu. Gdy tylko to nastąpi, przyczyniają się one do mutacji organizmu. Wszyscy są wtedy w niebezpieczeństwie. Dlatego właśnie, zaraz po oficjalnym ogłoszeniu katastrofy, została powołana do działania organizacja zwana Providence. Nazwa nie jest przypadkowa, choć sposoby działania ludzi z niej nie sugerowały wcale nic dobrego. Byli bohaterami tylko na pokaz. Agenci mieli chronić ludzkość przed bestiami atakującymi wszystko co żyje i nie tylko. Uznawani byli za opiekunów świata, przecież pomagali i ratowali im życie. Szkoda tylko, że działania Providence miały również drugie dno. Każde złapane E.V.O. (bo tak zwane były mutanty) zostało zamykane w klatce a następnie wykorzystywane do badań, które miały na celu wynalezienie antidotum. Bynajmniej, nie przypominało to wizyty u lekarza, istoty te zostawały rozrywane żywcem podczas przeprowadzania dysekcji na poziomie molekularnym. Nikt nie przejmował się tym, czy dane E.V.O. było kiedyś samotną matką, dzieckiem, czy kimś ważnym na scenie politycznej i gospodarczej, w tamtym czasie były to po prostu potwory, których należało pozbyć się, by nie krzywdziły ludzi i nie niszczyły miast. "Badania" te były bardzo brutalne, ale tak naprawdę nikt się tym nie interesował, póki widział w stworze jedynie bestię zabijającą bliskich.
Jedynym wyjątkiem w całej placówce stała się dr. Holiday, która uparcie próbowała przemówić swojemu przełożonemu do rozsądku, jednak ten słysząc jak kobieta lekceważy jego metody, za każdym razem stwierdzał, że może znaleźć sobie nowa asystentkę w każdej chwili. Rebecca bardzo szybko przekonała się, że jako jedyna z takimi poglądami nie będzie miała łatwo, być może nawet niezbyt długo utrzyma się na tym stanowisku. Przedstawiła je jednak Szóstemu - najemnikowi, dawnemu płatnemu zabójcy, który zostawił karierę mordercy by pomóc w zwalczaniu światowej plagi. Wkrótce po jego przybyciu do Providence wiele się zmieniło. Doktor Rebecca Holiday przejęła stanowisko dr. Fella, a Biały Rycerz, dawny partner Agenta 6 został przywódcą organizacji. Ale jak do tego doszło? Cofnijmy się w czasie i przyjrzyjmy bliżej wcześniejszym wydarzeniom...
* * *
Rok po wybuchu
- Szósty! - W całym budynku rozległ się zdenerwowany kobiecy głos. Różowo-włosa młoda dziewczyna patrzyła wściekłym spojrzeniem na mężczyznę, który plątał się po ciemnym pokoju. Nie zwracał na nią specjalnej uwagi, co tylko jeszcze bardziej ją irytowało. Był wysoki, dobrze zbudowany, a jego oczy ukryte jak zwykle pod ciemnymi okularami nie zdradzały żadnych emocji. Zerknął tylko na dziewczynę i wrócił do pakowania swoich najważniejszych rzeczy. W porównaniu do niego, wściekła dziewczyna wyglądała bezbronnie, mimo chęci mordu w spojrzeniu. Drobna budowa ciała, szczupłe ramiona i niezbyt imponujący wzrost sprawiały, że wyglądała na kruchą i delikatną. Nic bardziej mylnego. Jak wiadomo, pozory często mylą, zwłaszcza, że to właśnie ta kobieta, jako jedyna osoba płci żeńskiej w "rankingu" jest najniebezpieczniejszą na świecie.
- Kiedy miałeś zamiar mi o tym powiedzieć?! - dodała, zanim mężczyzna zdążył zareagować. Nie specjalnie przejmował się wzrokiem dziewczyny, który, gdyby tylko było to możliwe, mógłby zabić go na miejscu.
- W swoim czasie - mruknął pod nosem, ignorując to, jak Piąta się denerwuje.
- To znaczy? -warknęła chłodno, obserwując każdy jego ruch, tak samo jak wąż dokładnie obserwuje swoją przyszłą ofiarę. -Gdybym tu nie przyszła, sam byś nie powiedział. A może miałeś zamiar wysłać wiadomość, gdy byłbyś już na miejscu i rozwijał swoją cudowną karierę bohatera, co?
- Uspokój się, Piąta. Po prostu chcę zmienić coś w swoim życiu.
- A przy okazji nas zostawić... -stwierdziła ściszonym głosem, nagle stała się spokojniejsza. -Mnie też - szepnęła, po czym zatrzymała go, chwytając za dłoń mężczyzny. -Szósty, dlaczego chcesz to zrobić? Najpierw Pierwszy, teraz ty... Martwię się, że niedługo cała drużyna się po prostu rozsypie.
- Ale tutaj nie chodzi o ciebie, czy o resztę - westchnął bezsilnie. - Ja po prostu nie chcę żyć dłużej w ten sposób. Stać mnie na coś więcej.
- Chcesz bawić się w bohatera? -spytała, z trudem powstrzymując się od lekceważącego śmiechu. -Jesteś najemnikiem. Co takiego nie pasuje ci w twoim życiu?
- Piąta, do cholery, nie o to chodzi. Nie chcę bawić się w bohatera, ale nie chcę też być już dłużej tym, kim jestem teraz. Wolę robić coś, co przyda się ludziom.
- Więc jednak bohater -parsknęła tylko i puściła jego dłoń. -Od kiedy jesteś taki czuły na cierpienie ludzi?
- Odkąd ten problem dotyczy nas wszystkich! -krzyknął nagle, przybliżając się do dziewczyny. Ona zamilkła momentalnie. -przecież wiesz, co stało się z Pierwszym. To jest dla nas szansa, możemy go jeszcze uratować.
- A jeśli wcale nie da się tego zrobić? -zapytała cicho, wyciągając ręce w jego stronę, by zdjąć Szóstemu ciemne okulary. Ten jednak zatrzymał ją, chwytając za nadgarstki.
- Jeśli nie... to go stracimy -przyznał beznamiętnie i minął ją. Zaczął sprawdzać jeszcze ostanie szafki i nie odwracając się do niej, powiedział spokojnie:
- Nie powinniśmy być już razem. To nie ma sensu.
Mężczyzna nie otrzymał odpowiedzi. Dziewczyna zbierała się chwilę, by coś jeszcze powiedzieć, ale odpuściła sobie to i po chwili wyszła. Szósty wyglądał tak, jakby się tym wcale nie przejmował, ale wewnętrznie bił się z myślami. Postawił sobie jednak jasny cel i miał zamiar dążyć ku niemu. Nie żegnał się z nikim. Jego przyszłość nie była pewna. Nie lubił też momentu spojrzenia na przyjaciół, które mogło być ostatnim. Te dwa światy nigdy nie będą żyć razem. Wątpił szczerze, że jeszcze się spotkają, ale tą myślą z nikim się już nie podzielił. Tak właśnie odjechał bez słowa, nie rzucając nawet spojrzenia na dziewczynę, która wyglądała za nim przez okno. W odróżnieniu od niego, ta pokazywała wszelkie swoje uczucia jednym spojrzeniem. Przepełniał ją smutek, który aż wylewał się w postaci pojedynczych łez spływających po delikatnie zaróżowionych policzkach. Tęsknota wypełniła ją, gdy Szósty tylko przekroczył próg drzwi. To oznaczało dla niej koniec wszystkiego pięknego, co miała w ciągu ostatnich paru lat. On był tym, co powodowało uśmiech, co podnosiło ją po upadku, co odganiało wszelkie troski i zmartwienia. Zniknął tak nagle jak niegdyś pojawił się w jej życiu. Nigdy nie przypuszczała, że światowa plaga, jaką były nanity, przyczyni się do odebrania jej szczęścia. Od samego początku odpychała wiadomość, że to może w jakikolwiek sposób ją dotknąć, zmienić coś w jej życiu, relacjach i w niej samej. Trudno było jej określić jak bardzo się myliła. Teraz nie pozostało jej nic więcej jak odrzucić uczucie, które podarował jej parę lat temu Szósty i stać się taką, jaka była wcześniej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania