Łowca - rozdział 1

-po co to robisz? - zapytał jeden z przechodni.

Bezdomny milczał z nadzieją, że ciekawski człowiek sam znajdzie odpowiedź na to pytanie.

Przecież to takie proste. John Miller nie miał domu, jedzenia, ani pieniędzy. Musiał to robić.

Niby jak inaczej przeżyłby w Bostonie. Żebranie to jedyne wyjście jakie mu pozostało.

- widać, że jesteś żałosnym biedakiem i w dodatku głuchy! Nie słyszysz śmieciu? Po co to robisz do cholery?

John Miller nadal siedział w ciszy, trzymając w rękach tabliczkę z napisem "zbieram na jedzenie".

To jeden z nielicznych bezdomnych w Bostonie, któremu bardziej zależało na jedzeniu niż na piciu alkoholu.

Oni i tak mu nie wierzyli. Żałośni bogacze. Mieli wszystko czego chcieli, a nic nie potrafili docenić.

John wiele by oddał, żeby chociaż na chwile znaleźć się w ciepłym łóżku. Chciałby zobaczyć lodówkę pełną jedzenia.

Nie pamiętał już nawet jak to jest mieć przy sobie bliskich. Dzieci, do których można się przytulić, żonę, przy której

co dzień budził się i zasypiał, czym tak właściwie jest szczęście?

Często śnił o tym. Budząc się płakał. Zdawał sobie sprawę, że to tylko głupie sny, niemożliwe do zrealizowania

marzenia. Był przecież nikim.

Nieznajomy człowiek, który tak strasznie uczepił się Johna nie odpuszczał. Zdenerwował się, że taki śmieć jak on

ignoruje go. Wyrwał z rąk Johna tabliczkę z napisem "zbieram na jedzenie", potargał ją i wyrzucił za siebie.

- Jesteś nikim rozumiesz? NIKIM! - krzyczał nieznajomy kopiąc przy tym Johna

Ludzie, którzy widzieli całe zajście nawet nie zwracali na to uwagi. Przecież to tylko głupi bezdomny.

Pewnie coś ukradł i zasłużył na to, by go bić.

John Miller choć już 2 lata błąka się po ulicach Bostonu nigdy nie trafił na podobnego człowieka.

Dlaczego on się tak go uczepił? Może miał zły dzień w pracy i chciał się na nim wyżyć? Może pokłócił się z żoną?

Może po prostu z kimś go pomylił? Nie znał odpowiedzi, ale nie gniewał się na przechodnia. Każdy może mieć słabszy dzień.

Nieznajomy po czasie odpuścił i poszedł w stronę centrum miasta.

Zakrwawiony John wycierał twarz brudnymi rękoma, postanowił wstać i udać się do pobliskiego baru mlecznego

na krokiety z mięsem. Zawsze tam chodził, gdy tylko udało mu się zdobyć jakieś pieniądze. Uwielbiam tam przychodzić.

Widząc równe 8 zł w jego starej zawszonej czapce pragnął skakać z radości.

Co on by zrobił bez tej pracownicy baru mlecznego? Piękna i młoda Janett lituje się zawsze nad starym Johnem i

pozwala mu zjeść krokiety w tym nędznym barze. Cud dziewczyna. Tak zawsze o niej mówił.

Była dla niego naprawdę bliska. Ona jedyna znała jego dobre serce. Zawsze służyła pomocą. Nie wybaczyłby sobie gdyby

tej pięknej dziewczynie stała się krzywda..

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ciekawy początek. Pamiętaj tylko, żeby wypowiedzi bohaterów zawsze zaczynać z wielkiej litery. 4 :)
  • IWG 27.12.2016
    Początek tekstu - mała litera. Akapity/entery są zrobione w środku zdania, to minus. 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania