Ludzie i wilki

Duże Oko siedział przy ognisku i wpatrywał się w płomień, bo tej nocy pełnił straż nad spokojnym snem gromady. Nagle gdzieś na wzgórzu zawył wilk, a z doliny odpowiedziały mu dwa inne. Zapewne drażniły je bijące od obozowiska zapachy, ale latem nie były wygłodniałe, więc trzymały się z daleka.

Nie zawsze jednak tak było i Duże Oko przed laty sam omal nie padł ich łupem. Gromada przebywała wtedy daleko stąd i spędzała zimę w jaskini. Zima była sroga, ciągle brakowało żywności i drewna do ogniska. Dlatego któregoś dnia Duże Oko i kilkoro innych dzieci poszło do lasu po chrust. Kiedy wracały, pojawiły się wilki i ruszyły za nimi. Z początku trzymały się z daleka, ale z czasem zaczęły podchodzić bliżej. Dzieci ruszyły biegiem, lecz w kopnym śniegu szybko traciły siły, a wilki zaczęły je okrążać. W końcu pochód się zatrzymał, bo kilkoro dzieci upadło ze zmęczenia. Duże Oko oraz pozostałe stały i wniebogłosy wołały pomocy. Kiedy dzieci się zatrzymały, przystanęły też wilki i błyszczącymi oczami wpatrywały się w pewny już łup. Nie zaatakowały jednak od razu i to uratowało dzieci. Na szczęście w jaskini usłyszano dochodzące z lasu krzyki i kilku mężczyzn rzuciło się na pomoc. Przybiegli w samą porę, bo wilki właśnie rozpoczęły atak. Po krótkiej walce kilka zwierząt padło, a reszta rozbiegła się. Dzieci zostały uratowane, choć niektóre były poranione, a jedno z nich nie dożyło wieczora. To było najgroźniejsze spotkanie z wilkami w historii gromady, bo nawet najstarsi jej członkowie nie pamiętali podobnego.

Z reguły wilki bezpośrednio nie atakowały ludzi, ale kręciły się w ich pobliżu. Gdy gromada, odchodząc, opuszczała dotychczasowe obozowisko, natychmiast zjawiały się one w poszukiwaniu resztek pożywienia. Towarzyszyły też ludziom w czasie wędrówki. Czasem jedynie na pagórkach w oddali widziało się pojedyncze osobniki, które - stojąc jak zwiadowcy - śledziły każdy ich ruch. Innym razem kilka sztuk podchodziło całkiem blisko gromady i szło krok w krok z nią. Niekiedy znikały na kilka dni, ale zawsze wracały, mimo że były odpędzane i często zabijane. Gdy ludzie zatrzymawszy się na noc, piekli mięso, zaraz zbiegały się wilki, węsząc z podniesionymi do góry nosami. Niektóre były tak wygłodniałe, że potrafiły nawet wyrwać z ręki kość człowiekowi, który nieopatrznie usiadł nieco na uboczu. Czasami nocami - mimo czuwających przy ogniskach strażników - wilki odważały się wskakiwać między śpiących i porywać resztki jedzenia. Gdy gromada zatrzymywała się na dłużej i urządzała obozowisko, w pobliżu zalegały również wilki. To sąsiedztwo miało czasem dla ludzi też i dobre strony. Zwierzęta bowiem nie tylko czyhały na resztki, ale i polowały. Idąc więc po wilczych śladach, ludziom łatwiej było tropić zwierzęta. Byli nawet łowcy, którzy robili to lepiej od innych i byli za to bardzo cenieni.

Dawno temu Duże Oko wybrał się zimą na polowanie. Długo chodził, zaglądał w różne zakamarki, ale nie spotkał żadnego zwierzęcia. Śnieg przykrył wszystko, więc nie mógł nawet liczyć na orzechy czy zamarznięte owoce. Słońce już się chyliło się ku zachodowi, gdy zobaczył dwa wilki. Nie kręciły się tu i tam, jak w poszukiwaniu pokarmu, ale biegły prosto przed siebie. Wyglądało na to, że wiedzą, dokąd i po co biegną. Duże Oko ruszył ich tropem i wkrótce dotarł nad brzeg głębokiego jaru. W dole zobaczył martwego jelenia i szarpiące go drapieżniki. Ponieważ sam nie mógł nic zrobić, więc wrócił do obozowiska i nazajutrz zaprowadził nad wąwóz grupę mężczyzn. Gdy ludzie zeszli na dół, znaleźli jeszcze dwa jelenie zupełnie zasypane śniegiem. Prawdopodobnie zwierzęta wpadły tam i z powodu głębokich zasp nie były w stanie się wydostać. Wyciągnięcie jeleni do góry zajęło łowcom cały dzień, a potem przez noc musieli ich pilnować, bo zbiegły się chyba wszystkie wilki z okolicy, żeby skorzystać z gotowej już uczty. W ciągu drugiego dnia zdobycz została zaciągnięta do obozowiska i tak gromada zyskała na jakiś czas zapas mięsa, a Duże Oko wielkie uznanie.

Koczownicza gromada w miarę pokonywanych przez nią odległości przekraczała coraz to nowe granice wilczych rewirów. Na tych granicach znikały dotychczas towarzyszące jej wilki, a pojawiały się nowe. Duże Oko był bystrym obserwatorem i te zmiany zauważał. Widział na przykład, że przez jakiś czas kręcił się blisko gromady duży ciemny basior, potem zniknął i pojawiła się szara wilczyca. Swoimi obserwacjami próbował podzielić się ze współplemieńcami, ale nie znalazł zrozumienia. Ludzi to nie interesowało, bo każdy - obojętnie jak wyglądający - wilk był dla nich tylko utrapieniem. Duże Oko pozostał więc sam ze swoimi spostrzeżeniami, ale nadal obserwował te zwierzęta i rozpoznawanie ich sprawiało mu nawet przyjemność.

Mijały lata, gromada wędrowała i coraz to nowe wilki kręciły się przy niej. Wszystko było niby tak samo, ale Duże Oko zauważył, że niektóre z nich zaczęły trzymać się ludzi na stałe i ciągnęły za nimi. Rzadko polowały, natomiast wyjadały resztki lub kradły ludziom jedzenie dosłownie spod ręki. Idąc za gromadą, wchodziły wraz z nią w coraz to nowe wilcze rewiry. Musiały wtedy walczyć z miejscowymi wilkami, niektóre przypłacały to śmiercią, a inne szukały schronienia... w pobliżu ludzi.

Którejś nocy Duże Oko - podobnie jak teraz - siedział samotnie przy ognisku. Nagle usłyszał szelest i zobaczył w pobliskich zaroślach świecące wilcze oczy. Po chwili zwierzę pokazało się na skraju kręgu światła z ogniska. Wtedy Duże Oko - sam nie wiedząc dlaczego - podniósł z ziemi kość i wyciągną rękę w jego stronę. Wilk przypadł do ziemi i podczołgał się do człowieka. Następnie chwycił kość i odskoczył w cień. Nie odszedł daleko, bo Duże Oko wyraźnie słyszał trzask kości miażdżonej w wilczych szczękach. Gromada pozostała w tym miejscu jeszcze jakiś czas, więc Duże Oko miał okazję obserwować „swojego” wilka. Jak inne kręcił się on w pobliżu, ale w poszukiwaniu pożywienia odważał się nawet czasem za dnia wchodzić pomiędzy ludzi. Obrywał za to, odskakiwał ze skowytem, ale zawsze wracał. Duże Oko zauważył też, że zwierzę było śmielsze, gdy on był blisko i zawsze próbowało wchodzić do obozowiska od tej strony, gdzie był Duże Oko.

Pewnego dnia, gdy wilk znowu wszedł do obozowiska, Duże Oko wziął jakiś ochłap i podszedł do niego. Zwierzę stało zaniepokojone na sztywnych nogach, ale gdy człowiek dał mu mięso, chwyciło je i bez pośpiechu odeszło. Odchodząc otarło się o jego gołą łydkę. Duże Oko był myśliwym, więc dotykanie zwierząt było dla niego codziennością i nie budziło żadnych emocji. Tamto dotknięcie było inne i Duże Oko miał wrażenie, pozostawiło ono na jego nodze jakiś niewidoczny ślad - bardzo przyjemny.

Między wilkiem a Dużym Okiem został nawiązany tajemniczy kontakt. Zwierzę w jego obecności przestawało zachowywać się jak dzikie i coraz śmielej wchodziło między ludzi. Członkowie gromady z początku patrzyli na to niechętnie, ale ponieważ wilk nie był agresywny, powoli zmienili zdanie. Z czasem nawet dzieci przestały się go bać i tak został wśród ludzi na stałe.

Strażnik ognia wspominałby jeszcze dłużej swoje przeżycia, ale niebo na wschodzie zaczynało jaśnieć. Nadchodziła zła pora przedświtu. Pora, gdy nocne drapieżniki wracające z nieudanych łowów odważały się zakradać do ludzkich obozowisk, aby porwać cokolwiek do jedzenia. Pora, gdy obcy ludzie - których nadejścia stale się obawiano - mogli zaatakować śpiących. Duże Oko wstał, wyciągnął z ogniska płonącą gałąź i powoli, uważnie zaczął obchodzić obozowisko. Krok w krok za nim szedł jego oswojony wilk.

Wkoło panowała cisza. Kolejna noc minęła gromadzie spokojnie.

Następne częściLudzie sowieccy

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Opowiadanie ciekawe, nieco straszne, a może nawet i makabryczne; ale też na swój sposób mistyczne. Mam tylko jedną uwagę krytyczną - czy ma miejsce w prehistorycznej Europie, gdyż pewne niedomówienia utrudniają zlokalizować czas i miejsce? Pozdrawiam 5
  • Marian rok temu
    Witam Marku.
    Odpowiedziałem Ci już na innym portalu.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania