Ludzie z Centralnego

To opowiadanie dedykuję Jerzemu Gółkowskiemu

Jest ich iluś. Dokładnie nie wiem ilu. Nigdy nie próbowałem policzyć. Z resztą nie wszystkich kojarzę. Paru poznałem w miarę dobrze. Kilku znam przelotnie, a o innych wiem tylko ze słyszenia. Ci ostatni mogą nawet nie istnieć, lecz być jedynie legendą miejską. Takich plotek w Śródmieściu nie brakuje.

Są biedni i brudni. Ten brud to niemal ich cały majątek. Tego przynajmniej nikt im nigdy nie odbierze.

Czy są bezdomnymi? Nie, maja przecież swój dom. Jest nim Dworzec Centralny w Śródmieściu Warszawy. Tam śpią, tam piją i jedzą, tam też srają i szczają. Czasami nawet tam umierają. Właściwie robią tam wszystko, co robi się w domu.

Skąd ich znam? No cóż czasami, jak tam przechodzę, to któryś mnie zagadnie. Niekiedy to nawet ja sam ich zagaduję. Bywa, że im daję pieniądze a bywa, że odmawiam. To w zależności od humoru. Oczywiście nie ja jeden. Moi kumple również ich znają. Bidon to nawet kilka razy się z nimi upił. On chla z każdym.

Teraz pragnąłbym opisać ich indywidualnie. Zacznę od Stasia. Staś miał długie życie studenckie. Najpierw studiował polonistykę, ale mu tam nie wyszło. Poszedł więc na anglistykę, ale tam też mu nie wyszło. Mając już dość tych wszystkich filologii udał się na historię sztuki. Czy wyszło mu? Nie wyszło! Studiował jeszcze ze dwa, może trzy kierunki, które mu nie wyszły. W końcu zamieszkał na Centralnym i to mu jedynie wyszło.

Brak magistra powoduje jednak u niego kompleksy. Zwłaszcza, że w jego środowisku to rzadkość. Dla porównania, taki Jasio to ma dwa fakultety - z historii i z filozofii. Jednak, też ma niespełnione ambicje, gdyż z tej filozofii to liczył na doktorat. Ponoć nawet znalazł promotora. Ten wręcz obiecał mu miejsce na uczelni. Temat miał oryginalny, bo pisał o szamanizmie afrykańskim. Jednak pech chciał, że na głowę profesora spadła doniczka, a na chodnik spadł mózg profesora. A jak to bywa przy oryginalnych tematach, nowego promotora nie znalazł. Mówili mu : „Możesz się doktoryzować z Marksa bądź ze św. Tomasza, ale nie z szamanizmu. To g... nie filozofia." Był tak wściekły, że nie może zostać na uczelni, że postanowił nie podjąć żadnej innej pracy. Widzimy, gdzie go to zaprowadziło. Ponoć, nawet mieszkając na dworcu, ten doktorat ukończył i trzyma przy sobie.

Właściwie, to na Centralnym filozofów jest chyba najwięcej. Są np. „Długopis” i „Kałuża” (nie wiem, jak się naprawdę nazywają). Pierwszy to Wolterianin, a drugi stronnik świętego Augustyna. Przy takim połączeniu musi dochodzić między nimi do spięć. Z reguły są to debaty bardzo kulturalne, ale zdarzają się wyjątki. Już kilkakrotnie zdarzyło się, że jeden z nich jebnął drugiego tulipanem.

W przejściu podziemnym, na gitarze grywa Czesio. Jego repertuar to głównie warszawski folk, ale nie tylko. Można u niego usłyszeć, różnie rytmy np. rocka. Gra i śpiewa dobrze; i nic w tym dziwnego, gdyż z wyróżnieniem ukończył akademię muzyczną.

Innego typu artystą jest Hubert. To malarz, tworzący w stylu impresjonistycznym. Ma długie, siwe włosy i dobrze się z nimi komponującą brodę. Na ASP wszyscy go chwalili i twierdzili, że jeśli tylko będzie miał znajomości, to każda galeria przyjmie jego dzieła. A że ich nie ma, musi sprzedawać w podziemiu. Ceny są niskie. Najsłabsze obrazy idą za jedno piwko, lepsze za wódeczkę.

Nieraz przy wyjściu można spotkać Antka, który prosi ludzi o trochę pieniędzy. Jest bardzo chudy i zawsze chodzi w tym samym szarym dresie. Lubi mówić: „kurwa”. Ponoć maksimum, bez tego słowa, wytrzyma kwadrans. Nawet jak śpi to je powtarza. To zamiłowanie do łaciny jest u niego oczywiste; wszak to filolog klasyczny.

Zapewne zastanawiacie się, czy są tam jakieś ścisłe umysły. Oczywiście, że są. Humaniści nie mają monopolu na nieudacznictwo. Jest tam chociażby taki jeden matematyk; ma nawet ksywkę matematyczną – „Ułamek”. Stary facet. Nie mógł uczyć w szkole, gdyż ma potężna wadę wymowy, a o inny zawód,z jego wykształceniem, trudno. Umie dzielić biliony przez tryliony, lecz zarabiać już nie. Jego pasją są warcaby. Ma stałego sparingpartnera Roberta. Grają we wszelkie warianty warcabów: polskie, francuskie, amerykańskie etc. Robert jest archeologiem. Zawsze interesowało go to ,co jest pod ziemią i spotkało go szczęście, że pod ziemia zamieszkał. Na Centralny przeprowadził się z kanałów.

Pisząc o nich, nie sposób pominąć Witka. To grubasek (ma duże kości), który jest zawsze pijany. Z tym alkoholem, to on jest zaznajomiony od dawna. Chciał napisać doktorat na kulturoznawstwie z roli alkoholu w kulturze warszawskiej. Wprawdzie nie była to praca z nauk społecznych, lecz z humanistycznych; mimo tego, postanowił zrobić badania w terenie. Podczas robienia wywiadów tak się wczuł w temat i środowisko, że aż tam pozostał. Doktorat natomiast poszedł w pizdu.

Najniższym z nich jest Jarek. Jest bardzo niski, gdyż jest karzełkiem. Jest też łysy, ale to nie ma z karzełkowatością nic wspólnego. Tak mi się przynajmniej wydaje. Jest fizykiem i uwielbia najróżniejsze obliczenia. Bada przykładowo natężenie , które wydają przyjeżdżające pociągi. Na co mu to? Ja nie wiem.

Na koniec wspomnę o „Sulejmanie” (to chyba pseudonim a nie prawdziwe imię, chociaż kto tam wie?). Sprzedaje on w tych podziemiach książki. Jego nieoficjalny antykwariat,ma szeroką gamę tematów. Mówi, że to dawne książki jego i kolegów z Centralnego. Krążą jednak plotki, że kilka z nich ukradł. Studiował astronomię i dlatego lubi nocą wychodzić na powierzchnię. Patrzy wówczas na gwiazdy.

Jest ich jeszcze wielu. Wszystkich nie będę przecież opisywał. Brakuje miejsca i czasu.

I tak żyją sobie na dworcu. Jedni z nich są szczęśliwi, inni smutni. Rozmawiają o Sokratesie i Gombrowiczu. Czasem coś czytają, czasem coś piszą. Dużo myślą. Na pewno więcej, niż ci z powierzchni.

Ja też kiedyś do nich dołączę. Dokładnie nie wiem kiedy, ale wcześniej czy później to się stanie. Jak ukończę tę socjologię ,to nie będę miał żadnego wyuczonego zawodu. Natomiast za ladę nie pójdę. Oczywiście będę mógł rozpocząć nowy kierunek, ale ile można. Jestem chyba za inteligentny i za wrażliwy, żeby pozostać w mieście.

I w ten sposób wyląduje na Centralnym. Będą przychodziły matki z dziećmi i wytykały mnie palcami. Będą ostrzegały swoje pociechy.

-Tak skończysz jak będziesz za dużo czytał!

-To ciebie czeka jeśli zainteresujesz się filozofią!

-Taki jest los tych, którzy odróżniają teorią Newtona od Einsteina!

-Widzisz, ten Pan jako jedyny w klasie przeczytał wszystkie lektury!

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2017

Opowiadanie pochodzi z bloga "zapisać marzenia.pl"

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (23)

  • oldakowski2013 30.11.2018
    Parę błędów interpunkcyjnych, ale one nie mają żadnego wpływu na opowiadanie. Podobało mi się, znam przypadki tu opisane, szkoda mi tych ludzi, ale cóż zrobić. Moi niektórzy koledzy też tak "upadli" i za nic w świecie nie można było im pomóc. Ode mnie piątka. (przebywając w Grecji poznałem takiego jednego pana, który pod wpływem nauki popadł w niełaskę innym mieszkańcom. Z początku pokazywano go sobie palcem, później tego zaprzestano. Można było porozmawiać z nim na wszystkie tematy, naprawdę dużo wiedział. Nie pracował, zaniedbał się, chodził w zniszczonych ubraniach, za żadne skarby nie dał sobie pomóc, warto jednak było z nim porozmawiać.) I takich ludzi, których opisał pan Marek jest wielu.
  • Dziękuję. Za błędy przepraszam
  • Niesamowity tekst.
    Po pierwsze primo ;) - bezbłędny pod względem techniki, szyku zdań, narracji, prowadzenia. Czuć dryg.
    Zabawny, zgodnie z założeniem. Może jestem naiwna, ale czy opisane przypadki to prawda, półprawda? Czy może tylko wyobraźnia, wpisująca się w konwencję.
    Znam wiele przypadków bezdomnych. Pana, który po śmierci żony się stoczył. Tak bardzo ją kochał, że zajmował się nią do końca, a gdy umarła, wpadł w alkoholizm i skończył na ulicy. Wciąż o niej mówi, pijany.
    Panów, którzy pracować nie chcą. Bardziej im taki styl życia odpowiada.

    Ja sama żyłam parę lat temu na marginesie, wśród różnych punków, na squatach, wśród ludzi, którzy z ideologi woleli takie życie i taką ułudę wolności. Niektóre miejsca Europy bardzo temu sprzyjają, mają tak rozwiniętą pomoc socjalną, że da się zyć jak pączek w maśle, mnóstwo misji, pomocy, żyć nie umierać. Tylko zima jest wrogiem.

    Ale natykałam się na osobników prymitywnych, często. Zdemoralizowanych do cna. Gotowych dźgnąć nożem za pewne dobra. Dochodziło do patologicznych kłótni o cieplejszy śpiwór.

    Bywało szczęśliwie. Latem, pod mostem, czułam się przy dźwiękach gitary bardziej domowo niż w domu. Chłopcy zachowywali się bardziej dżentelmeńsko niż bananowcy na mieście. Bywałam szczęśliwa.

    To stare dzieje.
    Ale uczonych, filozofów, ludzi wielce wykształconych - nie spotykałam. Raczej zatrutych hipisowską lub anarchistyczną filozofią, owładniętych głodem backpackingu, zagubionych. Bezdomność uzależnia. I jest na dłuższą metę męcząca.

    Napisz, proszę, jak to nie problem, ile prawdy w tym, co opisujesz.
    Ciekawam.

    Dobry tekst.
  • Miło mi że tekst się podoba. Ile jest w tym prawd? Trudno podać procent. Opowiadanie jest pełne sarkazmu, ale jakaś prawda w nim jest. Zadedykowałem je mojemu przyjacielowi Jerzemu Gółkowksiemu. Jak do wygooglujesz zrozumiesz o co chodzi.
  • Sarkazm czulam.
    Bylam tylko ciekawa, czy jest w tym baza prawdy.
  • Canulas 30.11.2018
    Helloł.
    Jeśli E Make P mówi, że dobry tekst, to mnie to wystarczy w zupełności.

    " Nie, maja przecież swój dom." - drobna literówka.
    "Nie mógł uczyć w szkole, gdyż ma potężna wadę wymowy" - i jeszcze tu plus, kawałek dalej, brak spacji.

    Tak jeszcze w kilku miejscahc nie ma odstępów, ale jeśli będziesz chciał, sam znajdziesz.
    Tekst natomiast jest śmietny. Melodyjny i z bardzo dużym wyczucieam. Pięknie się po tym płynie.
  • Dzięki
  • Artbook 30.11.2018
    Witaj Marek Adam Grabowski :-) Kawał prawdziwego życia opisałeś. Rzeczywiście lekko się czyta i z dużym zainteresowaniem pochłonąłem całość. Podoba mi się w Twoim tekście to, że nie tylko opisujesz poszczególne osoby, ich życiorys i życiowe zmagania, ale w tym tekście znajduje się sporo zdań, które skłaniają do refleksji i przemyśleń dla tych z "na powierzchni" ;-)

    Jeśli to tekst typu: "z życia wzięte", to jak skończysz Marek tę socjologię, to pozostań "na powierzchni", inteligentnych i wrażliwych bardzo potrzeba ;-) Pozdrawiam, piąteczka za świetny tekst!
  • Dzięki. Jeśli podoba ci się moja twórczość możesz odwiedzić mój blog Zapisać marzenia https://sites.google.com/view/zapisacmarzenia/strona-g%C5%82%C3%B3wna
    Ps. Nie studiuje socjologi. Podmiot liryczny to nie ja.
  • Dzięki. Jeśli podoba ci się moja twórczość możesz odwiedzić mój blog Zapisać marzenia https://sites.google.com/view/zapisacmarzenia/strona-g%C5%82%C3%B3wna
    Ps. Nie studiuje socjologi. Podmiot liryczny to nie ja.
  • Artbook 30.11.2018
    Spoko ;-) Dzięki za wyjaśnienia związane z podmiotem lirycznym ;-) Zajrzę na Twoją stronkę...
  • Freya 30.11.2018
    Chodziłem do szkoły na ul. Złotej, więc zaliczałem Centralny prawie codziennie, ale w swoim tekście opisujesz zapewne obecne czasy, a ja nie chadzam już tamtymi ścieżkami. Taka jest druga strona medalu - czasem bardzo prostych zaniedbań, które odcisnęły swoje piętno na życiorysie tych ludzi. Znając pewne środowiskowe sytuacje, zakładam iż niektórzy z nich "uszyli" swoje C.W. na nowo, tak aby właściwie się zaprezentować podczas prośby o pieniądze, ponieważ to jest także jedną z manier nabywanych w grupach ludzi "niesłusznie pokrzywdzonych" przez los. Czasem funkcjonuje to jako mechanizm obronny, aby wytworzyć wobec siebie jakąś wartość, a nie tylko samą odrażającą pustkę...

    Musisz się bardziej przyłożyć do poprawności zapisu, aby tekst lepiej wyglądał; w funkcji Profil masz opcję Publikacje i tam możesz dokonać korekty. Pzdr
  • Przepraszam za błędy. Jak znajdę czas to poprawię. Gdyby co opowiadanie nie jest reportażem. Jest próba zwrócenie uwagi poprzez hiperbolę i sarkazm na niedostosowanie społeczne części inteligencji.
  • Enchanteuse 30.11.2018
    Bonjour.

    "Można u niego usłyszeć, różnie rytmy np. rocka"

    Bez przecinka tu.

    O rany, bywam na Centralnym czasem, wiec czuje to opowiadanie blisko siebie.
    Ono w ogóle jest strasznie bliskie: ci ludzie wzbudzają na poczatku żalosc, litość, a na końcu sympatię.
    I pojawia się poczucie wyobcowania, przynajmniej u mnie: nie chcę juz utozsamiac sie z ludzmi spoza dworca, ktorzy patrza z pogarda na tych, " co im w zyciu nie wyszlo". Nie chcę też utożsamiać się z tymi z dworca, bo kto chce być uznawany za nieudacznika?

    U bohatera pojawia się odwieczny problem, w którego ja jestem w samym centrum: pasja czy realne dane, statystyki.
    Ja wybrałam statystykę lekko muśnięta pasją.
    Caly czas zastanawiam sie, czy to mnie kiedyś wewnętrznie nie pożre. Bo ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest pracowanie w zawodzie, na jaki w większosci wypadkow skazuje moj kierunek.

    Ale to tak na marginesue.

    A propos tekstu: bardzo mi się podobała męska narracja, jej stanowczość i określoność.
    Jaki koñ jest, kazdy widzi. A jest wlasnie taki, bo ja tak mowie.
    Parfait.
    No i tak kreslac bohateriw, ukazuje się nam barwny kalejdoskop dworca na tle ludzi Nadziemnych, którzy widziani od spodu wydają się być strasznie płascy.
    Piękne to, proszę pana. Kupuję w całości.
  • Bardzo dziękuję. Komentarz miły i rzetelny. Widać, że dokładnie czytałeś.
  • Enchanteuse 30.11.2018
    Marek Adam Grabowski
    jestem kobietą. Ale nie szkodzi, pewnie nie ujawniłam płci w komentarzu ;)
  • Przepraszam. Nick wydał mi się męski.
  • Enchanteuse 01.12.2018
    Marek Adam Grabowski nie szkodzi :)
  • Bożena Joanna 30.11.2018
    Twój tekst przedstawia problem bezdomnych z Dworca Centralnego w zupełnie innym świetle niż czyni to radio i telewizja. Pamiętam, jak kiedyś zwrócono uwagę na bezdomną, która otaczała się książkami i słownikami języka angielskiego. Twoi mieszkańcy podziemia są ludźmi o wysokim potencjale umysłowym, ale którzy w realnym życiu nie znaleźli miejsca na realizację swych pasji i umiejętności. Pewnie w większości są samotni i nie potrafią zatroszczyć się o swój byt materialny. Żyją na marginesie społeczeństwa, stało się to dla nich sposobem na życie. Czy potrafiliby powrócić do normalnego życia? Obawiam się, że chyba nie. Trudno wyleczyć się z alkoholizmu ludziom, których wspiera rodzina, a co dopiero samotnikom z dworca, o których nikt się nie troszczy. Patrzysz na tych ludzi ze współczuciem, zwracasz uwagę na zawody, które nie gwarantują spokojnego życia. Dotyczy to głównie humanistów, którzy po studiach muszą podjąć pracę odbiegającą od ich kwalifikacji i ideałów. Twoi podziemni ludzie budzą współczucie i sympatię. Ciekawe opowiadanie. Serdecznie pozdrawiam!
  • Dziękuję. Widać, że uważnie przeczytałaś moje opowiadanie.
  • Ozar 03.12.2018
    Bardzo dobry tekst, mało tego całkiem sensowny. Miałem w swoim życiu kontakt z takim bezdomnym. który mieszkał w rurach CO, bo tam było ciepło. To był gość z doktoratem z fizyki. Niestety jak opowiadał popadł w nałóg i rodzina go wyrzuciła z mieszkania. To był bardzo mądry człowiek i kiedy przychodził do mnie do firmy, a akurat nikogo nie było czasami dawałem mu swoje śniadanie, a nawet 5/10 zł żeby sobie kupił coś do zjedzenia. On już dawno nie pił, ale nie miał powrotu, zresztą nie chciał wrócić mając pretensję i to zrozumiałe, że jak mu się noga podwinęła to wszyscy się od niego odwrócili. Ten gość spokojnie mógł być normalnym człowiekiem, ale nie chciał, taki wybór i ja to uszanowałem. Czytam już chyba trzeci twój tekst i muszę przyznać, że masz talent do opisywania w krótkich tekstach takich typowych życiowych problemów. A do tego lekkość pióra i piszesz tak, jakbyś chciał ta historię po prostu komuś opowiedzieć. Fajnie się czyta. 5 i poczytam resztę na pewno.
  • Bardzo mi miło. Cieszę się, że twoje doświadczenie życiowe pokrywa się z moim.
  • Bardzo mi miło. Cieszę się, że twoje doświadczenie życiowe pokrywa się z moim.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania