Poprzednie częściLuiza Część Pierwsza

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Luiza Część Druga

Wrota kościoła otworzyły się, cicho skrzypiąc. Luiza stała przed nim ze spuszczoną głową. Obok radośnie podskakiwały małe, ubrane na biało dziewczynki z koszyczkami pełnymi kolorowych, pachnących kwiatów.

- Jesteś gotowa? - do córki podbiegła Aleksandra.

- Tak - wymamrotała Luiza - Jestem.

Matka poprawiła jej welon i suknię. Uśmiechnęła się do dziewczynek, ale potem groźnie przyjrzała się pannie młodej.

- Pamiętaj, co ci mówiłam. Masz wyglądać jak dziewica. Rozumiesz?

- Tak.

Aleksandra ostatni raz poprawiła strój córki i weszła do kościoła. Luiza głęboko westchnęła.

Po kilku minutach rozległ się piękny, głośny marsz weselny, grany przez pana Tadeusza, organistę. Radosne dziewczynki zaczęły podskakiwać i sypać kwiatki na ziemię. Panna młoda powoli weszła do kościoła.

Wszyscy byli zachwyceni. Luiza była piękna. Miała na sobie długą, białą jak śnieg suknię z satyny z delikatną koronką, długi, biały welon i pantofelki. Wyglądała jak prawdziwa księżniczka. Przylegająca do ciała suknia pięknie podkreślała kobiece kształty młodej Luizy, sprawiając, że wyglądała jeszcze doroślej.

Chłopcy w kościele nie mogli oderwać od niej oczu. Kręcili się wokół niej już od jakiegoś czasu. Składali jej wymyślne komplementy, kupowali drogie prezenty (jeśli było ich na nie stać), wyznawali miłość. Luiza jednak nie była nimi zainteresowana. Uwiodła młodego wikarego z miejscowej parafii, on całkowicie jej wystarczał.

Wszystko zaczęło się, gdy dziewczyna poszła na pierwsze zajęcia przygotowujące do przyjęcia sakramentu bierzmowania. To właśnie tam spotkała księdza Alberta, miał on przygotować grupę 35 osób do tego ważnego wydarzenia.

Luiza była oczarowana młodym duchownym. Był dość wysokim mężczyzną ze sporym brzuchem (to ciekawe, chyba większość księży taki ma) i krótkimi, mocno kręconymi włosami, lekko posiwiałymi.

Ksiądz Albert był młody, ale nie należał do nastolatków. Miał 37 lat - dawniej dla Luizy to było już dużo, jednak gdy poznała tego wikarego, wszystko się zmieniło. Zupełnie inaczej zaczęła to postrzegać, można powiedzieć, że odkryła urok starszych panów.

Ksiądz Albert również bardzo zainteresował się Luizą. Gdyby nie był duchownym, nie byłoby w tym nic dziwnego - panna Roger była jedną z najpiękniejszych dziewczyn w okolicy. Oboje bardzo się zaprzyjaźnili. Na początku tylko spotykali się, żeby ze sobą rozmawiać. Poruszali różne tematy. Wikary był pod ogromnym wrażeniem inteligencji pięknej Luizy, z czasem jednak zaczął dostrzegać też jej urok zewnętrzny. Czuł się z tego powodu trochę źle, wiedział, że to coś, na co ksiądz nie może, a przynajmniej nie powinien sobie pozwolić. Piękna dziewczyna obudziła w nim dawnego, młodego chłopaka, który uganiał się za ślicznotkami i pragnął spędzać w ich towarzystwie każdą noc.

Pewnej słonecznej niedzieli Luiza i ksiądz Albert siedzieli na plebanii, pijąc gorącą herbatę, jedząc pyszne ciastka i rozmawiając. Tego dnia poruszyli temat religijny - wspólnie zastanawiali się nad przykazaniami, a konkretnie nad tym najważniejszym - przykazaniem miłości.

Dziewczyna pamiętała tę rozmowę, jakby odbyła się wczoraj. Była krótka. Bardzo krótka.

- Proszę księdza, Bóg powiedział, że mamy się nawzjem kochać - powiedziała.

- Tak, mamy kochać drugiego człowieka tak samo, jak kochamy siebie samych - uśmiechnął się wikary.

- No właśnie. Kocha ksiądz siebie?

- No, chyba tak... Dlaczego pytasz?

- Bo według przykazania miłości ksiądz powinien kochać na przykład mnie tak samo, jak siebie. Prawda?

Luiza do końca życia zapamięta zarumienioną twarz duchownego. Do końa życia zapamięta tę chwilę, gdy ksiądz Albert delikatnie wziął ją za rękę i zaprowadził do swojego pokoiku.

Kochali się długo i namiętnie. Proboszcz pojechał na wycieczkę z grupką dzieci i kilkoma rodzicami, wybrali się w góry. Mieli wrócić dopiero za trzy dni. To był dziwny zbieg okoliczności, jednak Luiza i wikary bez wahania skorzystali z okazji. Przez trzy dni (i noce) potajemnie się spotykali. Panna Roger przychodziła na plebanię, gdzie ksiądz Albert najpierw częstował ją herbatą i ciastkami, a potem zabierał do swojego łóżka.

Działo się tak tylko przez dwa dni, bo potem Luiza przychodziła na plebanię i od razu po zamknięciu drzwi rzucała się kochankowi w ramiona. Ksiądz zanosił ją do swojego pokoiku, w którym kochali się tak, że gdyby ktoś to zobaczył, wezwałby egzorcystę, sądząc, że młodzi zostali przez coś opętani. Potrafili robić to nawet przez kilka godzin, zdarzało się, że Luiza wymykała się nocą z domu koło 21:00, a wracała nad ranem. Kompletnie wykończona, ale szczęśliwa.

Mieli jednak pecha. Gdy proboszcz wrócił do miasteczka, nadal się spotykali, tyle że było to o wiele bardziej niebezpieczne. Luiza nie przychodziła zatem na plebanię. Umawiała się ze swoim duchownym w innych miejscach, zazwyczaj jeździli na pola uprawne za miasteczkiem. Było tak nazywane, jednak nie miało praw miejskich i było po prostu dużą wsią.

Luiza i wikary kochali się, schowani w złocistym zbożu. Spotykali się nocą, więc nikt ich nie widział. Mieli pecha. Pewnej nocy wracali razem przez pola. Dziewczyna postanowiła towarzyszyć ukochanemu aż do plebanii. Ksiądz się zgodził. Był w niej do szaleństwa zakochany, chciał mieć ją przy sobie jak najdłużej.

Mieli strasznego pecha. Proboszcz wyjątkowo wstał tego dnia nad ranem i wyszedł na dwór, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Poszedł do ogródka, którym pieczołowicie się zajmował. I właśnie stamtąd wypatrzył zakochaną parę, trzymającą się za ręce.

Tego, co się potem działo, nie dało się w żaden sposób opisać. Proboszcz wezwał na plebanię rodziców Luizy. Dziewczyna dostała zakaz przystąpienia do sakramentu bierzmowania w tym roku, a ksiądz został natychmiast przeniesiony do innej wsi. Zakochani na szczęście zdążyli się jeszcze pożegnać przed jego wyjazdem.

Rodzice Luizy byli wściekli. Od razu zaczęli szukać męża dla niespełna 15-letniej córki. Obawiali się, że może ona być w ciąży. Nie dość, że współżyła z mężczyzną przed ślubem, to jeszcze jej wybrankiem był katolicki ksiądz! To było najgorsze, co się mogło przytrafić rodzinie w takiej miejscowości. Rodzice dziewczyny doskonale o tym wiedzieli.

Nie mieli pojęcia, kogo powinni zapytać, czy zechce wziął ich Luizę za żonę. Zgodnie stwierdzili, że absolutnie nie może to być ktoś młody, a tym bardziej ze wsi. To musiał być ktoś z innego miasta, najlepiej jakiś podstarzały, doświadczony, zamożny dżentelmen. Tak się akurat składało, że Tomasz znał kogoś takiego.

Stanisław Emmanuel von Lietstaffle był bliskim przyjacielem jego brata, Tadeusza. Mężczyzna był Anglikiem austriackiego pochodzenia. Mieszkał w Londynie, gdzie przeprowadził się z Wiednia. Przyczyny wyjazdu z Austrii nie były znane nikomu oprócz brata Tomasza. Stanisław był bardzo cichym i tajemniczym człowiekiem, ciężko było coś z niego wyciągnąć. Zwykle odpowiadał na pytania bardzo krótko i zwięźle.

Tomasz poprosił brata, żeby zapytał swojego austriackiego przyjaciela, czy nie byłby zainteresowany atrakcyjną, młodą dziewczyną. Tadeusz obiecał, że z nim porozmawia. Kilka dni później przyjechał razem z nim do domu Tomasza.

Luizy nie było w domu. Jej rodzicom od razu spodobał się wysoki, cholernie przystojny Austriak. Mało tego - był bardzo bogatym i wpływowym człowiekiem, miał ogromne możliwości. Prawdę mówiąc mógł zrobić niemal wszystko, gdyby chciał.

Tomasz i Aleksandra pokazali mu zdjęcie córki. Stanisław rzucił okiem i zmusił się do uśmiechu. To był dla państwa Rogerów szok. Każdemu ich Luiza się podobała, gdy chłopak, ale nawet dojrzały mężczyzna na nią spojrzał - od razu dostawał wytrzeszczu gałek ocznych. Stanisław jednak nie wykazywał choćby najmniejszego zainteresowania piękną dziewczyną. Udawanie nie najlepiej mu wychodziło. Zgodził się jednak wziąć ślub z panną Roger.

Luiza wiedziała to od wujka Tomasza. Reszta została ustalona za jej plecami.

Teraz powoli szła do ołtarza, a małe dziewczynki sypały przed nią kwiatki na czerwono-złoty dywan, rozłożony na podłodze. Nie miała wyjścia. Musiała wyjść za tego mężczyznę.

Wszyscy wzdychali na widok pięknej panny młodej. Szła z lekko opuszczoną głową, nieco przygarbiona. Miała wyglądać jak dziewica. Którą nie była.

Luiza stanęła przed ołtarzem. Marsz weselny ucichł, w starym kościele zapadła cisza. Ksiądz proboszcz uśmiechnął się do młodej pary.

- Witam was wszystkich bardzo serdecznie. Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim tych dwoje ludzi.

Luiza zerknęła na Stanisława. Ku swemu zdumieniu zauważyła, że wygląda na bardzo nieszczęśliwego. Stał wyprostowany, ze splecionymi na brzuchu dłońmi. Głowę miał lekko opuszczoną, oczy wbite w podłogę.

- Czy ty, Luizo Esmeraldo Roger, chcesz wziąć tego tu obecnego Stanisława za męża?

Dziewczyna spojrzała na pierwszą ławkę. Siedziała tam jej najbliższa rodzina. Wszyscy - ojciec, matka i bracia - pokiwali głowami z uśmiechami na twarzach.

- Tak - powiedziała drżącym głosem Luiza.

- Dobrze. A czy ty, Stanisławie Emmanuelu von Lietstaffle, chcesz wziąć obecną tu Luizę za żonę?

- Tak - wydusił z siebie Austriak.

- Dobrze, a teraz podajcie sobie prawe dłonie. Luizo, zacznij pierwsza. Powtarzaj za mną słowa przysięgi małżeńskiej. Ja, Luiza...

- Ja, Luiza...

- Biorę sobie ciebie, Stanisławie, za męża.

- Biorę sobie ciebie, Stanisławie, za męża.

- I ślubuję ci miłość.

- I ślubuję ci miłość.

- Wierność.

- Wierność.

- I uczciwość małżeńską.

- I uczciwość małżeńską.

- Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.

- Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.

- Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący.

- Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący.

- W Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

- W Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

- Teraz ty, Stanisławie.

Austriak zaskoczył wszystkich i powoli, z pamięci wyrecytował słowa przysięgi małżeńskiej. Proboszcz był pod ogromnym wrażeniem.

- A teraz proszę o obrączki - powiedział z uśmiechem.

Mały ministrant podał młodej parze dwa śliczne, srebrne pierścionki. Najpierw Stanisław założył jedną Luizie, potem ona wsunęła mu na palec drugą.

- Dobrze - proboszcz podniósł głos - Luizo Esmeraldo Roger i Stanisławie Emmanuelu von Lietstaffle, z dumą i uroczyście ogłaszam was mężem i żoną!

Wszyscy wstali. Kościół wypełniły radosne okrzyki i oklaski.

- Pan młody może teraz pocałować pannę młodą - ksiądz z uśmiechem odsunął się na bok.

Luzia obawiała się, że Stanisław wsunie jej w usta język, będzie ją całował długo i namiętnie. Dziewczyna spodziewała się obrzydliwego pocałunku, ale doznała szoku. Austriak lekko się pochylił w jej stronę i delikatnie cmoknął ją w policzek. I to wszystko.

Wziął ja pod rękę i razem wyszli z kościoła. Rozradowani goście składali młodemu małżeństwu życzenia i obdarowywali ich pięknymi kwiatami.

Do Luizy podeszła jej najbliższa rodzina. Również życzyli jej wszystkiego najlepszego, po czym rzucili się na szyję swojemu wybawcy, Stanisławowi.

Następnie wszyscy udali się na wesele.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Joanna Gebler 07.01.2020
    Super opowiadanie. Nie wiem czemu, ale po krótkim opisie narzeczonego Luizy, nie mogę wyzbyć się uczucia, że okaże się psychopatycznym mordercą hahah. Czekam z niecierpliwością na kolejne części, piąteczka :)
  • Klaudunia 07.01.2020
    Super, bardzo się cieszę! Dziękuję : )
  • TheRebelliousOne 07.01.2020
    Jeszcze mi emocje nie opadły po poprzedniej części, a Ty już dajesz następną? Girl, you're on fire! :D Tak też coś czuję, że ten cały narzeczony nie jest tym, za kogo się podaje. Może nie "mordercą", ale na pewno ma jakiś sekret. Anyway, leci kolejne 5, bo ten tekst mnie zaciekawił :)

    PS.: Piszesz kilka opowiadań naraz? Podziwiam, ja tak nie potrafię...
  • Klaudunia 07.01.2020
    Dzisiaj napisałam całe to opowiadanie i drugie, podobnej długości. Wena ; )
    Wykorzystuję wolny czas na rozwijanie pasji, na przykład pisanie
  • Bajkopisarz 08.01.2020
    No to rozbieramy Luizę na części :)

    „Jesteś gotowa? - do córki podbiegła Aleksandra” – szyk: Aleksandra podbiegła do córki brzmi moim zdaniem lepiej.

    „pana Tadeusza, organistę” – organistę Tadeusza. I wystarczy

    „kobiece kształty młodej Luizy” – bez młodej Luizy, bo wiadomo, że o nią chodzi

    „niej oczu. Kręcili się wokół niej już od jakiegoś czasu. Składali jej wymyślne komplementy, kupowali drogie prezenty (jeśli było ich” – zaimkoza Cię dopadła

    „grupę 35 osób” – kiedyś bym się upierał, że liczby powinny być słownie. Teraz nie wiem. Ale jeśli już cyframi, to konsekwentnie wszędzie, bo dalej w tekście masz np. „trzy” słownie. Nie dotyczy godzin.

    „Mieli jednak pecha. Gdy proboszcz” – wtrącenie o pechu nie ma tu sensu, bo potem tego nie rozwijasz. Wracasz do tego dopiero później, więc w tym miejscu można to usunąć.

    „Obawiali się, że może ona być w ciąży. Nie dość, że współżyła z mężczyzną przed ślubem, to jeszcze jej wybrankiem był katolicki ksiądz!” – ta konstrukcja przyczynowo-skutkowa nie pasuje. „Nie dość” nawiązuje bezpośrednio do ciąży, chociaż u Ciebie dotyczy tego że współżyła z księdzem. Ja bym sugerował przenieść obawę o ciążę na koniec drugiego zdania.

    „był bliskim przyjacielem jego brata, Tadeusza. Mężczyzna był Anglikiem austriackiego pochodzenia. Mieszkał w Londynie, gdzie przeprowadził się z Wiednia. Przyczyny wyjazdu z Austrii nie były znane nikomu oprócz brata Tomasza. Stanisław był bardzo cichym i tajemniczym człowiekiem, ciężko było”

    5 x był na tak krótkim odcinku. Za dużo tych powtórzeń.

    „Luiza wiedziała to od wujka Tomasza” – a tu nie powinien być wujek Tadeusz?

    „Najpierw Stanisław założył jedną” – jedną obrączkę, ale piszesz o pierścionkach, więc powinno być jeden. A potem drugi.

    „pochylił w jej stronę i delikatnie cmoknął ją w policzek. I to wszystko.
    Wziął ja pod rękę i razem wyszli z kościoła. Rozradowani goście składali młodemu małżeństwu życzenia i obdarowywali ich pięknymi kwiatami.
    Do Luizy podeszła jej najbliższa rodzina. Również życzyli je”

    Znów zaimkoza.

    Fabularnie rozwija się dobrze, po wygładzeniu będzie ok.
  • Klaudunia 08.01.2020
    Dziękuję. Lubisz dokładną analizę, co? : )
  • Bajkopisarz 08.01.2020
    A i owszem. Uważam, że szczegół jest czasem ważniejszy od ogółu.
  • Klaudunia 08.01.2020
    Bajkopisarz Dobre podejście.
    Ale nie trać czasu, przecież ja się na tym nie znam. Zaimkoza i tak dalej.
  • Bajkopisarz 09.01.2020
    Zawsze możesz się zapoznać. A właściwie to najlepiej pożegnać - z połową zaimków ;)
  • Dekaos Dondi 08.01.2020
    Klauduniu→Ta część mi podeszła nawet bardziej. Ta retrospekcja... i później powrót do ślubu.
    Tak to jest. Na zewnątrz dla ludzi... cacy cacy....zmusić, by wstydu nie było, a co się w człowieku wyprawia, to nie ważne.
    Błędy popełniają wszyscy. Nikt w cudzym umyśle nie siedzi→Pozdrawiam→5
  • Klaudunia 08.01.2020
    Wielkie dzięki ; )
    To prawda
  • Dekaos Dondi 08.01.2020
    Klauduniu→Mnie zaimkozę wygarnął dawno temu Canulas.
    I bardzo dobrze. Do dzisiaj zapamiętałem. Ale jeszcze i tak popełnię:))
  • Zaciekawiony 08.01.2020
    Nie wiem czemu uparłaś się przy kochanku-pedofilu i Luizie tak bardzo młodej. Miłość nie staje się bardziej romantyczna, gdy jest bardziej zakazana.

    "Luiza była piękna. (...) suknia pięknie podkreślała kobiece kształty młodej Luizy" - a niby czyje inne kształty miałaby podkreślać, skoro doskonale wiemy o kim jest akapit? Powtarzasz to imię ze 30 razy w dość krótkim tekście.

    Chm... młody wikary w wieku 37 lat. Który należy do starszych panów... Ja bym raczej powiedział, że to średni, dojrzały wiek, tymczasem opisuje się go tak, jakby świeżo przyszedł z seminarium.

    Chm... dziewczyna nazywa się Luiza Roger? I rzecz dzieje się jakby w Polsce?

    Przez pierwsze dwa dni robili sobie wstępną herbatkę, ale potem to już się sobie rzucali w ramiona, dziewczyna często się wymykała z domu i zostawała na noc. Tyle tylko, że mogła tak robić do powrotu z wycieczki Wikarego. Którego wycieczka trwała trzy dni. Czyli całe to mnogie wymykanie się i wielokrotne zostawianie na całą noc trwało jedną dobę...

    "Mieli jednak pecha.
    (...)
    Mieli pecha.
    (...)
    Mieli strasznego pecha. " - to to mieli trzy razy tego samego pecha.

    Luiza, Luizę, Luizy, Luiza, Luiza...

    "czy zechce wziął" - wziąć

    No i teraz jej zagrają na weselu "Już mi niosą suknię z welonem..."
  • Klaudunia 17.01.2020
    To nie ma być romantyczne. Zresztą to zbyt skomplikowane, żeby tłumaczyć. Potem się wszystko wyjaśni
  • Zaciekawiony 17.01.2020
    Klaudunia
    Ok. A reszta uwag?
  • Klaudunia 18.01.2020
    Zaciekawiony Faktycznie, masz rację. Dzięki : )
    Trochę za dużo tych samych słów

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania