Łukasz cz.2
Z jednej, już zaschniętej rany, znowu zaczęła sączyć się krew. Wyszłam z łazienki i skręciłam do sąsiadującej z nią kuchni. Usiadłam na taborecie. Łukasz położył na stoliku wodę utlenioną i jakieś bandaże. Postawił drugi taboret na wprost mnie i usiadł na nim okrakiem. Wziął moją rękę i polał ją wodą utlenioną. Zapiekło. Syknęłam cicho. Chciałam ją cofnąć, ale Łukasz skutecznie mnie przed tym powstrzymał. Piana, która powstała na ranie szczypała coraz bardziej. Poczułam ulgę, gdy wreszcie ją otarł i w końcu zabandażował. Widziałam, jak zerkał na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami, gdy zawijał mi bandażem drugą rękę. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Ciągle trudno mi było się uspokoić. Łukasz chyba to zauważył.
- Weź to – powiedział, z uśmiechem podając mi jakąś tabletkę i szklankę wody.
- Co to? - zapytałam niepewnie.
- Będzie ci się lepiej spało. Nie bój się, nie otruję cię – zażartował.
Połknęłam tabletkę, a Łukasz odprowadził mnie do swojego pokoju. To musiała być jakaś mocna tabletka, bo ku mojemu zaskoczeniu, szybko zasnęłam.
Ciągle bolała mnie głowa. Z trudem otworzyłam oczy. Przez moment nie wiedziałam, gdzie jestem. Ściany pokoju były jasnoszare, szafki – ciemnobrązowe, a na jednej z półek stała chyba cała kolekcja małych samochodzików. Powoli usiadłam na łóżku i przetarłam lekko piekące oczy. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem w mieszkaniu Łukasza. Czułam, jakby cały wczorajszy dzień zniknął z mojego życia. W pamięci miałam tylko czarną dziurę. Wstałam i poszłam do kuchni. Stanęłam w przejściu, opierając się o framugę. Dość przystojny blondyn, wyższy ode mnie o około piętnaście centymetrów stał odwrócony tyłem i coś gotował. Nie wiem, co było lepsze: zapachy, które mnie dochodziły, czy ten widok.
- Cześć, Łukasz – powiedziałam sucho.
- Hej, wyspałaś się? - zapytał.
- Średnio – stwierdziłam, siadając przy stoliku.
Z uśmiechem postawił przede mną talerz z jajecznicą.
- Kawa? Herbata?
- Herbata – odpowiedziałam bez namysłu. - I tak mam już wystarczająco podniesione ciśnienie.
Chwilę później obydwoje siedzieliśmy przy stoliku, jedząc śniadanie. Trudno mi było cokolwiek przełknąć. W mojej głowie kotłowały się tylko pytania dotyczące Dawida oraz wczorajszego wieczoru, z którego miałam coraz więcej przebłysków. Łukasz najwyraźniej nie należał do chłopaków, którym trzeba wszystko łopatologicznie tłumaczyć i szybko domyślił się, co było powodem mojego nieobecnego wzroku. Spojrzał na mnie.
- Michał dzwonił, ale po Dawidzie ani śladu. Szukają go – powiedział. - Znajdą go, zobaczysz – dodał, widząc, że odwróciłam wzrok.
- A właściwie to, skąd się wzięły u ciebie moje rzeczy? I dlaczego miałam przyjść akurat do ciebie? - zapytałam, zmieniając temat. Chyba nie chciałam, żeby Łukasz zauważył, jak bardzo martwiłam się o brata.
- Po tym, jak cię porwali, Dawid przyszedł do mnie i poprosił, żebym się tobą zaopiekował, gdyby jemu coś się stało. Nie chciał, żebyś został sama.
Zamurowało mnie. Od zawsze mieliśmy z Daiwdem bardzo dobry kontakt, a po śmierci rodziców, to już rozumieliśmy się bez słów, ale nigdy nie pomyślałabym, że aż tak mu na mnie zależy. Doskonale wiedział, że spośród wszystkich jego kolegów, to Łukasza zawsze lubiłam najbardziej. Od najmłodszych lat miałam do niego słabość. Nie raz huśtał mnie na kolanach i uczył grać w karty. Zawsze, gdy Łukasz przychodził w odwiedziny do Dawida, przynosił mi landrynkę. To było bardzo słodkie z jego strony. Teraz moja sympatia do tego o sześć lat starszego blondyna szybko rosła. Mój brat dobrze wybrał mi opiekuna. Choć miałam już dziewiętnaście lat i mogłabym sama sobie poradzić, to obecność Łukasza działała na mnie bardzo kojąco.
- Mam mądrego brata – westchnęłam półszeptem.
- To fakt – uśmiechnął się, patrząc na mnie nonszalancko.
Zmusiłam się do zjedzenia śniadania, po czym zamknęłam się w pokoju. Siedziałam na łóżku wgapiona w ścianę przed sobą. Moje myśli kłębiły się wokół Dawida: gdzie jest? Co robi? I czy w ogóle żyje? Z zamyślenia wyrwał mnie wchodzący do pokoju Łukasz:
- Ja idę do restauracji. Wrócę wieczorem. Lodówka jest pełna, także czuj się jak u siebie – uśmiechnął się.
- Ok – odparłam bez emocji.
Popatrzył jeszcze przez moment na mnie i wyszedł.
Cały dzień spędziłam sama. Przed oczami miałam widok leżącego na ziemi, zranionego brata, który karze mi uciekać. Ta otaczająca mnie zewsząd cisza doprowadzała mnie do szaleństwa. Z braku lepszego zajęcia postanowiłam bliżej przyjrzeć się rzeczom stojącym na półkach. Łukasz chyba fascynował się tymi modelami samochodzików. Miał ich naprawdę pokaźną kolekcję: od pierwszych prototypów samochodów do najnowszych modeli. Każdy pojazd miał swoją, osobną gazetkę z jego dokładnym opisem, która stała półkę wyżej. Obok tych czasopism były jakieś książki o zarządzaniu, podatkach, poradnik dla młodego przedsiębiorcy i podręcznik robienia drinków. No tak, to cały Łukasz... Kiedyś stwierdził, że zarobi pierwszy milion przed trzydziestką i uparcie do tego dąży. Założył własną restaurację, która okazała się strzałem w dziesiątkę, potem zrobił kursy barmańskie i teraz w weekendy jeździ z kolegą na wesela barmańskie, oferując nie tylko kolorowe drinki z palemką, ale także przeróżne atrakcje i animacje dla dzieci i dorosłych. Chyba tym mi trochę imponował... Widziałam w nim chłopaka z moich marzeń: nie dość, że niebieskooki blondyn, to jeszcze zaradny, obrotny, wie, czego chce, a jaki delikatny w stosunku do mnie... A przynajmniej taki był w moich myślach... Chyba czasem trochę wyidealizowanych myślach.
Późnym wieczorem, gdy siedziałam w kuchni, usłyszałam przekręcający się w zamku klucz. Po chwili do kuchni wszedł Łukasz.
- Ty pod samochód wpadłeś, czy co? - zdziwiłam się, widząc jego przekrwione oko, zadrapany policzek, zakrwawioną chusteczkę, którą trzymał pod nosem i poplamioną krwią szarą koszulkę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania