Łukasz cz.4
- Zabierz mnie stąd – szepnęłam.
Było mi słabo. Zrobiłam kilka kroków w tył. Dobrze, że Michał stał tuż obok. Przytrzymał mnie w pasie i pomógł wyjść z pomieszczenia. Coś do mnie mówił, ale miałam na tyle zatkane uszy, że nie słyszałam ani jego głosu, ani Łukasza. Usiadłam na krześle. Byłam jak w transie. Dopiero po chwili usłyszałam spokojny głos Michała:
- Ola, słyszysz mnie? Popatrz na mnie.
Mrugnęłam kilka razy, podniosłam wzrok i wzięłam głęboki oddech.
- Już dobrze?
- Chyba tak – jęknęłam.
W dalszym ciągu trzęsły mi się ręce, a serce stało w gardle. Wyduszenie z siebie każdego słowa było nie lada wyzwaniem.
- To był Dawid?
Popatrzyłam na niego w zamyśleniu.
- Ola? - ciągnął dalej.
- Nie, to nie on – pokręciłam głową.
Widziałam ulgę na twarzach chłopaków. Mnie też ulżyło, gdy głośno to stwierdziłam.
- Jesteś pewna? - dopytywał Michał. - Nie mogłaś tego stwierdzić po twarzy.
- Na pewno to nie on – powiedziałam bez cienia zawahania. - Dawid ma węższe ramiona i nie ma tej blizny na obojczyku, co ten facet – wystarczająco często brat trzymał mnie w ramionach, bym teraz to wiedziała.
Przez cały dzień prawie nie odezwałam się słowem. Późnym wieczorem siedziałam z Łukaszem w kuchni. Na talerzu przede mną leżały dwie kanapki z szynką, sałatą, pomidorem i jajkiem. Pomimo że wyglądały naprawdę smacznie, ja nie potrafiłam nic przełknął. Cały czas przed oczami miałam zakrwawioną twarz tamtego człowieka.
- Zjedz coś – wyrwał mnie z zamyślenia głos blondyna.
- Przepraszam cię, ale kompletnie nie mam ochoty – odparłam.
- Znajdzie się, zobaczysz – uśmiechnął się i delikatnie położył swoją dłoń na mojej.
- Chciałabym w to wierzyć.
- To uwierz. On za bardzo cię kocha, żeby mógł cię zostawić.
Siedzieliśmy tak jeszcze kilka minut w kompletnej ciszy. Zmęczenie na tyle dawało mi w kość, że oczy same mi się zamykały: bezwiednie, bezszelestnie, coraz częściej i na coraz dłużej. Nie chciałam jednak iść do pokoju. Bałam się, że gdy tylko zostanę sama, znowu będę mieć koszmary lub w ogóle nie zasnę. Obecność Łukasza dodawała mi otuchy. Jego ciepłe dłonie, szczery uśmiech i spokojne, życzliwe spojrzenie otulały mnie niczym puchowa kołdra w mroźną noc. Odniosłam wrażenie, że nie robi tego tylko z koleżeńskiej troski. To coś więcej. No i ten pocałunek...
- Tylko nie uśnij mi na tym stole, bo będę cię musiał dźwigać do łóżka – zaśmiał się. - Chociaż mógłbym cię nosić na rękach – dodał trochę bardziej poważnie.
Spuściłam wzrok i chyba lekko się zarumieniłam.
- Uroczo wyglądasz z tymi wypiekami.
Tak, na pewno się zarumieniłam i to wcale nie lekko. Czy to był komplement? Miałam cichą nadzieję, że tak. W tamtym momencie wiedziałam już, że wyglądam jak burak. Poczułam nagłą chęć wyjścia z kuchni. To był mój sposób, gdy czułam się nieswojo. A z każdym słowem Łukasza, coraz bardziej tak się czułam. Nikt nigdy nie prawił komplementów, a tym bardziej nie zabiegał o moje względy. Mój mózg przedstawiał mi jedyne słuszne, według niego, bezpieczne wyjście z tej sytuacji: uciekać! Przy Łukaszu ta potrzeba rosła z każdą chwilą. Problem leżał w tym, że on też mi się bardzo podobał. Widziałam, że mieszkając z nim nawet przez te kilka dni, będę czuła to znacznie bardziej niż normalnie. Chęć ucieczki była jednak silniejsza niż moje uczucie.
- Ja... Ja się już położę – jęknęłam z trudem.
Wyciągnęłam rękę spod jego dłoni i szybko wstałam. Za szybko. Zachwiałam się, zbladłam jak ściana. Oparłam się o framugę drzwi. Nawet nie wiem, kiedy Łukasz zdążył zareagować, ale już trzymał mnie w pasie.
- Wszystko dobrze? - zapytał z troską.
- Tak – odparłam.
Zauważył, że to nie była do końca szczera odpowiedź. Ku mojemu zaskoczeniu, wziął mnie na ręce i położył w pokoju na łóżku. Był silniejszy niż mógł sugerować to jego wygląd.
- Śpij, odpocznij, a rano zjesz konkretne śniadanie. Jasne? Nie chcę, żebyś mi tu z głodu padła – uśmiechnął się.
- Dobrze – odwzajemniłam jego uśmiech.
Okrył mnie kołdrą i wyszedł, zostawiając uchylone drzwi.
Obudził mnie zapach świeżo zaparzonej herbaty. Otworzyłam oczy i zobaczyłam kucającego obok łóżka i trzymającego kubek herbaty Łukasza. Przywitał mnie jakże wesołym, a zarazem nonszalanckim: „Dzień dobry”.
- Cześć – odparłam zaspanym głosem.
- Chodź na śniadanie – zaprosił, zostawiając kubek na stoliku nocnym.
Usiadłam na łóżku. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się. Weszłam do kuchni, popijając gorącą herbatę.
- Nie jesteś fit, vege, czy coś tam jeszcze innego? - zapytał, gdy usiadłam przy stoliku.
- Nie, nie bój się. Ja jestem normalna.
- To dobrze.
I już po chwili postawił przede mną talerz naleśników z nutellą i truskawkami. Taką pyszną bombę kaloryczną na śniadanie, to ja rozumiem.
- Tylko masz wszystko zjeść – popatrzył na mnie poważnym wzrokiem.
- Możesz być pewny.
- Czyżbym trafił w twój gust?
- Oj tak. Nawet bardzo.
Komentarze (2)
Pozdrawiam:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania