Łuskowy miecz

Nad ranem wracaliśmy z Małgosią z nocnego poszukiwania idealnej oazy. Po wielu godzinach udało nam się znaleźć wręcz doskonałą; akurat w momencie, w którym straciliśmy nadzieję. Spełniała wszystkie nasze wymagania: była duża (wręcz ogromna!), znajdowała się całkiem blisko granicy, w dodatku cień dawała jej pobliska górka nadająca się do stworzenia pałacu. A uparła się na nią Ula, twierdząc, że to będzie nasz wspólny dom, więc musi on być na tyle duży, by nas pomieścić. Podejrzewałem, że w grę wchodziła także inna przyczyna- na przykład jej duma - lecz wolałem o to nie wypytywać.

Poranek w obozie przywitał naszą dwójkę cudowną ciszą, której nie dało się zaznać w ciągu dnia. Głównie ze względu na dzieciaki. Rodzeństwo podzieliło się na grupki równie głośne co ludzkie dzieci, jakby wreszcie mogli pokazać światu swoją prawdziwą, hałaśliwą naturę. Podzielili się oni na nierówne "oddziały" biegające za mną, za Ulą, za Gabrielą, Jakubem, dziećmi i za "cudowną i wspaniałą ciocią Igą". Nikt do końca nie wiedział skąd wzięło się to ostatnie, ale samej delikwentce spodobało się to na tyle, aby dzieciaków nie poprawiać. Zresztą miałem pewne podejrzenia co do tego, w jaki sposób Iga "stała się" ciocią. W końcu wszystko zaczynało się od Jaśka, który obecnie wręcz wielbił Gabrielę. Sama, więc mogła go przekonać w jaki sposób nazywać swoją przyjaciółkę.

Ula bez słowa ruszyła sennie do namiotu Jakuba, w którym spała bez większych sprzeciwów. Ciężko było stwierdzić czy polubiła mężczyznę, czy był jej zwyczajnie obojętny. W każdym razie nie wyglądało na to, by była bojowo nastawiona i niechętna do jakichkolwiek kontaktów z Kubą.

Odprowadziłem zgarbioną sylwetkę siostry wzrokiem, nim wszedłem do swojego namiotu. Ula powinna jeszcze spać, było z wcześnie na pobudkę, dlatego nie zdziwiłem się widząc kobietę zagrzebaną pod kocem z rozmierzwionymi włosami sterczącymi pod różnymi kątami. Prawie roześmiałem się, gdy zauważyłem, że śpiąc na boku obejmuje ramionami poduszkę.

Nagle poruszyła się, rozglądając sennie po namiocie. Kiedy jej ciemne spojrzenie padło na mnie, na jej twarzy pojawił się półsenny uśmiech.

- Emil - mruknęła wyciągając ospale rękę w moją stronę. - Wreszcie wróciłeś.

- Tak - przytaknąłem lekko się uśmiechając w odpowiedzi i kucając przy posłaniu. - Znaleźliśmy oazę. Jest wspaniała! Chciałabyś ją zobaczyć? Mógłbym...

- To niezwykle fascynujące - mruknęła ciągnąc za moje spodnie - ale wolałabym posłuchać o tym, gdy już znajdziesz się w moich ramionach. No, ściągaj spodnie i wskakuj pod koc!

Przewróciłem oczami. To była standardowa reakcja Uli ilekroć nie chciałem znaleźć się na jej posłaniu. Zapewne dlatego wykonałem polecenie kobiety, na jej oczach ściągając spodnie i w samej bieliźnie wsuwając się pod koc, najpierw przechodząc koło Uli. Oliwia była tym tak zaskoczona, że aż rozdziawiła usta wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. Przynajmniej zabrakło jej słów na skomentowanie moich blizn.

Niemal cieszyłem się ze swojej wcześniejszej decyzji o umyciu się w jeziorze w wybranej oazie. Dzięki temu byłem na tyle czysty, by nie poczuć się zawstydzony. Chrząkając przysunąłem się do Uli obejmując ją w pasie.

- Znajduje się na wschód stąd - powiedziałem wciągając nosem przyjemny zapach Uli. - Jest olbrzymia i świetnie umiejscowiona, tuż niedaleko granicy. Ma nawet własną górkę dającą cień na drzewa oraz jezioro. Małgosia uważa, że będzie idealna do stworzenia pałacu, za który weźmie się zaraz po tym, jak wykradnie maluchy - uniosłem spojrzenie na wpatrzoną we mnie kobietę. - Jeśli chcesz, mogę cię tam zabrać - dodałem. - Możemy tam polecieć, albo mogę pokazać ci ją we śnie. Chyba to byłoby nawet lepszym rozwiązaniem. Jestem tak zmęczony, że chyba nie utrzymałbym nas w powietrzu.

- Lataliście jedynie przy granicy? Nikt was nie zauważył?

- Tak, tylko tam - przytaknąłem. - I nie, nikt nas nie widział. Jesteśmy zbyt dobrze wyszkoleni. aby dać się złapać lub śledzić. Zresztą, kto zdołałby dogonić smoka?

- Inny smok? - zaproponowała Ula.

- Dzieci króla są zbyt leniwe, żeby wylęgnąć z wygodnego pałacu - prychnąłem. - Bez obaw, nie naraziłbym was na niebezpieczeństwo.

Nastała cisza, podczas której Ula przytuliła mnie do siebie, przesuwając dłonią po moim boku i plecach. Naga skóra, w miejscach dotkniętych przez kobietę, zrobiła się ciepła i zamrowiła przyjemnie. Może, gdybym miał siłę zdołałbym się nad tym zastanowić, albo od razu podjąć właściwe kroki w celu... zabrnięcia o krok dalej. Sprawdzenia co właściwie się ze mną działo.

Westchnąłem z przyjemności, kiedy Ula dalej badała moje ciało niespiesznymi ruchami prawej ręki. Wydawała się teraz całkowicie rozbudzona.

- Często tak paradujesz półnagi przed kobietami? -spytała żartobliwie.

- W zasadzie to nie. Na razie jedynie raz - w świetle dnia - chodziłem przy kobiecie - mruknąłem sennie. Oczy ciążyły mi coraz bardziej.

- Przy kim? - głos Uli zdawał się stłumiony, jakby dochodził spod wody.

- Przy tobie...

Zmęczenie wzięło górę. Zasnąłem nie doczekawszy się reakcji kobiety, choć naprawdę mnie ciekawiła. Zamierzałem się nawet z nią podroczyć, ale ciało było zbyt wyczerpane.

Obudziłem się jakoś w południe lub trochę po południu. Leżałem z głową na udzie Uli z jej ręką we włosach. Wokoło walały się kartki, mapy i podenerwowane kobiety oraz dwaj mężczyźni. Zerkały na mnie błagalnie, gdy tylko zauważyły, że się obudziłem. Byłem pewien, że widziałem je po raz pierwszy w życiu.

O cokolwiek chodziło, rozgniewało to Ulę. Była spięta i jedynie moja obecność zdawała się łagodzić jej podejście do zastałego problemu.

- Podsumowując: chcecie bym zawarła sojusz z waszym plemieniem przez ślub z waszym gwiazdorkiem? - spytała przerażająco spokojnym, monotonnym głosem Oliwia - Mówicie o tym widząc przystojnego mężczyznę w moim namiocie, w moim posłaniu? Podziwiam waszą odwagę i ślepotę.

- Kazano nam - odezwał się mężczyzna w średnim wieku, nerwowo przeczesując włosy. Mówił z wyraźnym akcentem. - Nie chciałyśmy...

- Widząc co się dzieje, od razu przekażemy wieści Adamowi. Jestem pewna, że pogratuluje ci, moja pani, szczęśliwego ślubu.

Poruszyłem się, poprawiając koc. Uważałem przy tym, by się nie zsunął, gdy siadałem. Tym samym odciągnąłem uwagę Uli od trzęsących się z nerwów posłańczyń. Kobieta wyciągnęła rękę poprawiając mi włosy. Wyglądało na to, że przy okazji zbiera myśli, próbując podjąć decyzję.

- Będzie mogła zrobić to osobiście - powiedziała w końcu, przejeżdżając palcami po linii mojej szczęki. Nie zareagowałem na ten gest, zbyt zaabsorbowany wsłuchiwaniem się w jej słowa. - Zabiorę Emila na Wielkie Zgromadzenie, by każdy wiedział, że mam przy boku mężczyznę, i że jest on zajęty.

- Przekażemy! - obiecały zgodnie, miętosząc w dłoniach swoje ubrania.

- Jeśli to wszystko...

- Życzymy udanego dnia! - powiedziały pośpiesznie, po czym zwyczajnie uciekły z namiotu od tej napiętej atmosfery.

Po ich wyjściu zapadła cisza. Cierpliwie czekałem na jakieś wyjaśnienia ze strony Uli, ale widocznie mógłbym czekać na nie wieczność. Kobieta nie raczyła nic powiedzieć, wracając do przeglądania zapisanych kartek. Moje chrząknięcia, wzrok ani szturchanie nic nie dały, wobec czego postanowiłem zmienić taktykę. Musiałem przecież wiedzieć w co mnie wciągnęła bez względu na to w jaki sposób uzyskam informacje!

Opuściłem rękę z satysfakcją patrząc na Ulę. Koc, który przyciskałem do torsu, luźno opadł na moje biodra. Oliwia zmarszczyła brwi, podnosząc powoli wzrok i przyglądając się jak spokojnie się rozciągam, ziewając. Następnie skoczyła wzrokiem w stronę odsuniętej klapy namiotu, przez którą wpadało światło słoneczne i gwar rozmów. Nie musiałem długo czekać na jej reakcję, Ula błyskawicznie opuściła kartki, przygniatając mnie do koców, zakrywając jednocześnie moje ciało. Jej wzrok skakał po moje twarzy. Była lekko zaczerwieniona i wyraźnie zainteresowana tym, co zdołała zobaczyć.

- Emil, co ty wyprawiasz, na miłość boską?!

- Zwracam twoją uwagę - odparłem niewinnie, zerkając w dół. Znajdowałem się pod Ulą, której dłonie ściskały moje nadgarstki przyciskając je do torsu.

- Możesz zwracać moją uwagę do woli, o ile zrobisz to w inny sposób - warknęła. - Każdy mógł cię zobaczyć! Jeśli tak bardzo chcesz paradować półnagi, to możesz to robić, ale tylko wtedy, gdy mam pewność, że nikt nie będzie mógł przyjrzeć się twojemu ciału. Jedynie ja mam prawo oglądać takie widoki, rozumiesz?!

- Nie bardzo - parsknąłem drocząc się z Ulą. - W końcu - z praktycznego punktu widzenia - nie jestem twoim facetem, więc mam prawo robić to, co zechcę.

- Nie jesteś? - spytała kobieta mrużąc wściekle oczy. - Zaskakujące. Skoro nie jesteś tego pewien, co ty na to, byśmy zrobili "praktyczną" rzecz zapewniającą cię o twojej pozycji?

Otworzyłem szerzej oczy. Nie spodziewałem się, że te kilka słów tak bardzo rozsierdzą Oliwię. Bardziej reakcji typu "bardzo śmieszne, Emil".

- A co z klapą? - spytałem ciężko przełykając ślinę.

- Wystarczy, że krzyknę, a ktoś ją zamknie.

- Dzieci mogą...

- Wytłumaczyłam im, że jesteś bardzo zmęczony, więc nie mogą dziś przyjść. Obiecałam przy tym, że nie odstąpię cię na krok. Uspokoiły się i od razu padła natychmiastowa odpowiedź.

Zacząłem się denerwować. Nie wiedziałem co zrobić, jak wybrnąć z tej sytuacji. Chociaż część mnie była zaintrygowana i chętna sprawdzenia do czego mogłoby dojść. Mimo to nie było na to czasu (raczej miejsce było całkiem odpowiednie) na takie rzeczy.

- Chciałem zwrócić jedynie twoją uwagę, bo powiedziałaś coś o tym, że jadę z tobą na Wielkie Zgromadzenie! Chciałem wiedzieć co to takiego i dlaczego chcesz mnie tam zabrać - powiedziałem pośpiesznie.

Ula przesunęła powoli wzrokiem po mojej twarzy i odsłoniętych partiach ciała. W tamtym momencie przeszył mnie dreszcz. Podekscytowanie, bo tak można było śmiało nazwać to uczucie, zaczęło przejmować nade mną kontrolę.

Zadrżałem.

- Czyżby? - spytała kobieta, pochylając się ku mojej twarzy. Nic nie mogłem poradzić na to, że mój wzrok opadł na jej wąskie wargi. Z nerwów oblizałem usta, dziwiąc się samemu sobie. - To część pomocy - rzuciła a zadowolenie wykrzywiło jej usta. - Chciałam ci o tym opowiedzieć później na pożegnalnej potańcówce, ale chyba nie pozostawiasz mi wyboru.

Z zawodem zarejestrowałem jej powoli oddalającą się twarz. Siadła koło mnie, przyglądając się z satysfakcją mojej reakcji. Widocznie zauważyła w jaki sposób zacząłem na nią reagować.

- Wielkie Zgromadzenie oznacza spotkanie się wszystkich wodzów plemion. Przybywają na nie wraz ze swoimi kobietami. Ma to sprawić, byśmy pamiętali o swoich manierach. Zazwyczaj to one zapobiegają bójkom - rzuciła mierzwiąc włosy. - To też jedyna możliwość pokazania ci, że Komandor nie żyje. Będą tam wszyscy, więc śmiało możesz o niego wypytać. Poza tym - przy okazji - zobaczysz, że jestem dla ciebie idealną partią... Mógłbyś również wdrożyć się w swoją nową rolę - dodała z błyskiem w oku.

- Nową... rolę? - spytałem wolno trawiąc posłyszane wiadomości.

- Tak. Rolę mojego faceta.

Zaczerwieniłem się, to otwierając, to zamykając usta. Nie mogłem niczego powiedzieć zbyt znokautowany jej deklaracją. Zresztą nigdy nie usłyszałem z niczyich ust, że byłem "jej facetem:. Za to Ula potrafiła powtarzać to raz za razem, jakby chciała, bym przyzwyczaił się do brzmienia tych słów.

Na moment dałem się zatracić chwili, zapominając o wszystkim innym. Świat zatrzymał się na ten ułamek sekundy.

- Powinienem być zaszczycony?

- Powinieneś zapytać, w jaki sposób wcielić się w rolę faceta królowej - roześmiała się Ula. - Ale było wiadomo ,że właśnie to powiesz.

Wydąłem wargi.

- No cóż...

Zamrugałem z zaskoczenia. W jednej chwili Ula ponownie pochylała się nade mną, zaś jej usta musnęły moje. Miała ciepłe i miękkie wargi, wręcz proszące o długi, dobry pocałunek. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. kiedy jej nie odepchnąłem, (zapewne ze zwykłego, nagłego braku łączeń w mózgu). Uznała to za widoczny brak sprzeciwu. Wobec tego pocałowała mnie ponownie, nie zamykając oczu. Ula lekko przymusiła mnie do otwarcia ust, pogłębiając pocałunek. Nie musiałem być doświadczony w tych sprawach, aby wiedzieć, że Oliwia potrafiła całować. A kiedy odsunęła się z zadowoleniem przyjmując stan, w który mnie wprowadziła, przez głowę przemknęła mi jedna myśl.

Filip miał rację. Ula idzie w ślady swojej matki - wpierw dobierając się do spodni.

Ale jakoś mi to nie przeszkadzało.

- Słodka kara, co? - posłała mi uśmiech, dotykając swoich ust. - A teraz mnie nie rozpraszaj. Muszę zrobić co nie co, mój uroczy Emilu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Poncki dwa lata temu
    Królowa i jej zabawka.. uroczo. Przecież takie igraszki nie wykluczały nigdy małżeństwa na szpicy. Nie wiem po co ta pochopna deklaracja, mogąca przecież prowadzić do konfliktu.
    Swoją drogą, posłańcy którzy wtargneli bez pytania królowej do jej namiotu mają tupet.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania