Lustro

Lustro

Pierwszy skok był błędem. Przynajmniej tak twierdził protokół. Ale protokół był starożytny, spisany w erze, gdy sama myśl o podróżach międzywymiarowych była czystą herezją. Doktor Lena Petrov, ze swoją apodyktyczną pewnością i błyskiem szaleństwa w oku, uznała protokół za relikt. „Ewolucja nie czeka na biurokrację”, mawiała, poprawiając swoje okrągłe okulary na nosie.

Nazywali go „Lustrem”. Nie było to urządzenie w tradycyjnym sensie, raczej anomalia czasoprzestrzenna, odkryta przypadkiem podczas rutynowego odwiertu w celu pozyskania rzadkich izotopów. Wyglądało jak nieruchomy, lśniący wir, zawieszony w pustce podziemia Bełchatowa. Nie dawało się go dotknąć, ani zmierzyć w konwencjonalny sposób. Wyglądało, jakby patrzyło.

Lena była pierwsza. Jej zespół, złożony z wybitnych, lecz równie co ona kontrowersyjnych umysłów, patrzył z zapartym tchem, gdy wchodziła w wir. Zniknęła. Przez sześć sekund. Potem pojawiła się z powrotem, jej twarz była zmieniona, naznaczona czymś, czego nikt nie potrafił nazwać.

„Co tam jest?” – zapytał, drżącym głosem, młody technik, którego staż miał się zakończyć następnego dnia.

Lena uśmiechnęła się, ale jej oczy były puste. „Nic. I wszystko. Nigdy nie było nic, co naprawdę istniało.”

To był początek. W ciągu następnych miesięcy dziesiątki, a potem setki ludzi, przeszły przez Lustro. Wracali. Zawsze wracali. Ale nigdy tacy sami. Niektórzy stawali się prorokami, głoszącymi nadejście nowej ery świadomości. Inni popadali w katatonię, mamrocząc niezrozumiałe słowa o „nieskończonej bibliotece” i „szepcie nicości”. Kilku po prostu znikało, by nigdy nie wrócić. Władze próbowały to powstrzymać, wysyłając wojsko, ale żołnierze, którzy odważyli się zbliżyć do Lustra, albo sami przez nie przechodzili, albo stawali się jego fanatycznymi obrońcami.

Gdy świat zaczął ogarniać chaos, Lena Petrov stała się ikoną. Jej początkowa pewność ustąpiła miejsca dziwnej, eterycznej mądrości. „Lustro nie jest bramą” – ogłosiła w jednym ze swoich ostatnich publicznych wystąpień, transmitowanym do miliardów ludzi, którzy w panice szukali odpowiedzi. – „Lustro jest odzwierciedleniem. Odbija to, co mogło być. Odbija wszystkie możliwe istnienia, które nigdy nie zaistniały, wszystkie decyzje, które nigdy nie zostały podjęte. I gdy przez nie przechodzisz, na chwilę stajesz się każdym z nich. Jesteś potencjałem.”

Kontrowersje narastały. Czy Lustro było darem? Przekleństwem? Czy było to narzędzie do osiągnięcia oświecenia, czy też broń, która niszczyła samą tkankę rzeczywistości? Ludzie zaczęli kwestionować nie tylko sens istnienia, ale i samą definicję „prawdy”. Jeśli wszystkie alternatywne rzeczywistości, wszystkie nieistniejące wersje ich życia, są tak samo „prawdziwe” w Lustrze, to co czyni ich obecne życie „tym prawdziwym”?

Największe zamieszanie wywołała sprawa „Ech”. Były to postacie, które zaczęły pojawiać się w pobliżu Lustra. Wyglądały jak ludzie, ale ich ruchy były lekko rozmyte, jakby istniały na pograniczu dwóch wymiarów. Mówiły językami, które brzmiały znajomo, ale były niezrozumiałe. Niektórzy twierdzili, że to istoty z innych wymiarów, które Lustro w jakiś sposób „przyciągnęło”. Inni, bardziej przerażeni, szeptali, że to „nieistniejące” wersje ludzi, którzy przeszli przez Lustro, materializujące się w ich rzeczywistości.

Pewnego dnia, w samym sercu Bełchatowa, pojawiła się Lena. Ale nie ta, którą znali. Była młodsza, bez śladu zmęczenia w oczach, i patrzyła na zniszczony świat z bezbrzeżnym smutkiem. „Nie wolno było nam patrzeć” – powiedziała cicho, jej głos niósł się echem, choć nie było w nim żadnego urządzenia nagłaśniającego. „Zrozumieliśmy, że nie ma jednej prawdy. Ale nie zrozumieliśmy, że bez prawdy, nie ma nic.”

Potem wskazała na Lustro. „To nie jest odbicie. To jest wybór. Wybór, aby przestać istnieć w jeden sposób i zacząć istnieć we wszystkich. Ale jeśli wybierasz wszystko, co wybierasz?”

Zniknęła. I od tego momentu Lustro zaczęło się kurczyć. Powoli, milimetr po milimetrze, wciągając w siebie otaczającą przestrzeń, budynki, a nawet fragmenty nieba. Nie było eksplozji, nie było krzyków. Była tylko cisza, gdy świat, jaki znali, topił się w lśniącym wirze.

Co się stało? Czy Lustro wchłonęło rzeczywistość? Czy może otworzyło bramę do zupełnie nowego wymiaru, w którym „wszystko” naprawdę oznaczało „nic”? A co z tymi, którzy przeszli przez nie? Czy nadal istnieją w jakiejś formie, w nieskończonej mozaice potencjałów?

Dyskusje trwają do dziś. Jedni wierzą, że Lustro było ostateczną formą oświecenia, pozwalającą ludzkości przekroczyć granice fizycznego istnienia. Inni widzą w nim ostrzeżenie przed nieokiełznaną ciekawością i konsekwencjami naruszania praw, których nie rozumiemy. A jeszcze inni, patrząc w nocne niebo, zastanawiają się, czy to, co widzą, jest nadal ich niebem, czy tylko echem wieczności, odbijającym się w pustce.

Następne częściLustro Kozyrewa: Odbicie dusz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania