Lynette
Unosi oczy ku górze podążając za białym dymem wznoszącym się w stronę otwartego okna. Zimne powietrze chłodzi jej czerwone policzki i osusza jeszcze świeże łzy. Chodnik przykryty jest wilgotną powłoką składającą się z liści, wody, różnego rodzaju śmieci takich jak strzępy kartek, które przed chwilą wyrzuciła w przypływie palącego gniewu. Teraz, kiedy poziom adrenaliny spadł nie pozostało nic poza wszechobecną pustką w jej sercu i umyśle. Korony drzew tańczą pod wpływem zimnych podmuchów wiatru z północy, a gdzieniegdzie widać jakichś ludzi szybko idących do domów, pragnących schronić się w ciepłych i bezpiecznych domach. Choć tak naprawdę nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. To tylko przeczucie, którego desperacko się trzymamy, aby zaznać spokoju. Pustym wzrokiem podąża za panią w czarnym meloniku i niebieskim płaszczu. Wyprowadza na spacer psa. Jedną ręką trzyma smycz, drugą przytrzymuję melonik, chroniąc go przed ucieczką. Dopala papierosa i wyrzuca go przez okno. W jej ustach pozostała nieprzyjemna suchość i gorzki smak. Zamglone oczy wodzą po pokoju, który wygląda tak pusto. Mimo, że wszystko wygląda tak samo jak wczoraj i przedwczoraj to jest jakoś inaczej. Zamyka okno i kieruję się do swojej jedynej bezpiecznej przystani. Siada i przykrywa się kocem. Otula się nim i znów z jej oczu zaczynają płynąć gorące łzy. Są oznaką jej słabości. Każdy ma do nich prawo, ale...nie, nie ma żadnego ale. W tej chwili jest słaba. Nie potrafi i nie chce podejmować żadnych decyzji. Nie ma siły nawet wyjść z pokoju. Sięga po swojego iPoda i razem z delikatnym brzmieniem piosenki Sia- my love zasypia w niespokojny i krótki sen.
Kiedy otwiera oczy jest już ciemno. Przez okno do pokoju wtapia się złote światło latarni. Urządzenie gra teraz piosenkę jej ulubionego zespołu Thirty Seconds To Mars- Up in the air. Kiedy aksamitny męski głos zaczyna śpiewać, dziewczyna uśmiecha się smutno słysząc jedno zdanie doskonale opisujące jej życie, '' fucked up on life''. Tak jakby było specjalnie dla niej napisane. Zaciska usta w cienką linijkę. Słuchawki zaplątały się w jej włosy i ubranie. Niezdarnie się z nich wyplątuję i kładzie na szafce obok łóżka. Przespała całe popołudnie i mimo wszystko jest śpiąca. To wszystko przez te cholerne prochy, którymi ją karmią. Kieruję się do łazienki. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy przygląda się swemu odbiciu. Co czuję? Nie jest pewna. Pustkę, rozpacz, żal, złość, ból, tak właśnie. Ale przede wszystkim ogarnia ją wszechobecna tęsknota, z którą nie potrafi sobie poradzić i coraz bardziej się jej poddaje. Unosi oczy ku swemu odbiciu w lustrze. Przygląda się zaniedbanym i rozczochranym puklom włosów swobodnie opadającym na ramiona. Jaki właściwe mają kolor? W tej chwili nijaki. Choć mogłoby się wydawać, że brązowe. Zamglone, piwne oczy nie mają już w sobie dawnej iskry, albo psotnych iskier. Delikatne, czerwone usta niegdyś ciągle wykrzywione w uśmiechu teraz są maltretowane przez ciągłe zagryzanie. Delikatnie zarysowane kości policzkowe teraz są doskonale widoczne. Ta cała sytuacja jej nie służy. Nikomu by nie służyła, idiotko. Znów przegryza dolną wargę i kręci głową. Rana jest zbyt świeża, aby rozpamiętywać. Dokładnie ''tamtego'' wieczoru jej świat i wszystko legło w gruzach.. Mimo, iż bardzo nie chce rozpamiętywać, jej myśli biegną własnym torem.
Tydzień wcześniej
-Nick, jesteś tu?- przedziera się przez puste mieszkanie w półmroku. Rozgląda się dookoła próbując zorientować się, co mogło się stać. Nic nie przychodzi jej do głowy. Coś tu nie gra. Czemu drzwi były otwarte? Nick nie należy do osób zapominalskich. Ktoś się włamał? To już bardziej prawdopodobna opcja, jednak nie ma żadnych śladów na to wskazujących. Zapala lampkę stojącą na stoliku przy kanapie. W półmroku dostrzega zarysy mebli. Wszystko jest na swoim miejscu, a jednak czuję coś dziwnego. Nie potrafi tego określić, po prostu jej serce nagle zaczęło bić z szybciej. Nagle słyszy za sobą jakiś trudny do zidentyfikowania hałas. Odwraca się od razu i spogląda w ciemne oczy jakiegoś mężczyzny. Serca wali tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej stąd. Jej oddech stał się szybki i płytki. W ustach czuję nieprzyjemną suchość a w gardle wielką gulę, która nie pozwala wydobyć nawet słowa. Cofa się odruchowo próbując po drodze wychwycić coś, czym mogłaby się bronić.
-Dann, mamy problem!-krzyczy nie odrywając od niej wzroku. Co robić? Musi coś zrobić, nie może bezczynnie stać. Co z Nickiem? Skrzywdzili go? Boże, aby tylko nic mu się nie stało! Serce podchodzi jej do gardła i ma ochotę paść na kolana i płakać, błagając, aby nie krzywdzili jej ukochanego. Nie robi jednak nic. Jej nogi wrosły w ziemię. Są bezużytecznymi łodygami, które zaraz się złamią. Zrób coś, do cholery! Ręce i nogi jej drżą, a w głowie się kręci. Nie, nie możesz zemdleć. Nie możesz. Zrób coś! Ale co? Podczas gdy ona prowadzi wewnętrzną walkę drugi muskularny mężczyzna wychyla się z gabinetu Nicka. Ma zakrwawione ręce. Nie, nie nie! NIE! Do oczu cisną jej się niechciane łzy. Co mu zrobili?
-Co...jak... CO MU ZROBILIŚCIE?- łka i krzyczy. Musi wezwać pomoc, albo skończy nieciekawie. Jak ją wezwać?- Co mu zrobiliście?! Zostawcie go!- Krzyczy najgłośniej jak się da licząc, że usłyszą ją sąsiedzi i zaalarmują policję.- COŚCIE MU ZROBILI?!- Gorące łzy nieprzerwanie płyną strumieniami po jej policzkach. Jeden z mężczyzn podchodzi do niej i łapię od tyłu zatykając jej usta ręką, drugą przytrzymuję ramiona. Wciąż może użyć nóg, ale co to da? Może go tylko rozwścieczyć. Wierzga nogami i szarpie, ale daremnie. Drugi włamywacz podchodzi i z nieodgadnionym wyrazem twarzy wymierza jej silne uderzenie w policzek. Słychać głośne klapnięcie. Uderzenie jest tak silne, że dziewczyna nie jest pewna, czy nie naderwała jakiegoś mięśnia szyi, kiedy jej głowa prawie nie wykonała obrotu o sto osiemdziesiąt stopni. Miejsce uderzenia jest czerwone jak plama na koszulce jednego z obecnych i piecze jakby ktoś przystawił jej tam gorący węgiel. Kieruję oczy ku pomieszczeniu, z którego niedawno wyszedł muskularny mężczyzna i widzi jedynie lepkie ślady krwi i wyciągniętą rękę Nicka. Nie! To niemożliwe. O nie, nie mogli, dlaczego?! NIE, NIE MOGLI! Szlocha jeszcze mocniej. Gryzie włamywacza w rękę i kiedy ją cofa wykorzystuję okazję, aby kopnąć go w najwrażliwsze miejsce. Z jękiem opada na kolana. Drugiego pokonuję jednym, mocnym uderzeniem w głowę kryształową wazą, która nawet nie pękła w przeciwieństwie do czaszki zbrodniarza. Biegnie do gabinetu i zamiera. Klęka i łka. NIE! NIE! NIE! DLACZEGO?! Co on im zrobił? Już nigdy... nigdy więcej... łzy wciąż nieprzerwanie płyną z jej oczu, niczym wodospad. Nick wyciągnięty jest na podłodze, twarzą do podłogi. Krew wciąż cieknie z rany zadanej przez jednego z tych dupków, a jego klatka piersiowa drży. To dało jej nadzieję. Żyję, ledwo. Musi szybko wezwać pomoc.
-Mam cię, suko!- Czuję silne ręce zaciskające się na jej ramionach, a potem mocne uderzenie. Brzęk szkła dudni w jej uszach. Dalej pamięta tylko strzały i głośne krzyki. I jego widok. Tak smutny i żałosny. Jest taki...
Kręci głową. Minęło zaledwie kilka dni, a policja chce, aby znów złożyła zeznania w tej sprawie. Wciąż mają nadzieję, że jakimś sposobem domyśli się dlaczego stało się to co się stało. Ale ona wie niewiele więcej od nich. Właściwie wie o wiele mniej. Czy zamknęła drzwi? A, co jeśli nie? Serce znów zaczyna jej szybciej bić, co jeśli po nią wrócili? Czekają na nią za drzwiami łazienki? Zaczerwienione oczy pieką od szlochania i ciągłego płakania. Cała się trzęsie. To niedorzeczne. Jeden z nich nie żyję, a drugi siedzi w więzieniu. Nie mogli...policja cię chroni. Obserwują twój dom. Wszystko dobrze, po prostu chwyć klamki. Przekonywanie samej siebie niewiele dodaję jej odwagi. Wypuszcza powoli powietrze i delikatnie sięga po zimną klamkę. Zamyka oczy i wyrównuję oddech. Spokojnie. Wszystko dobrze. Jesteś sama, spokojnie. Delikatnie przyciska klamkę i uchyla drzwi. Znów jej serce przyśpiesza. Otwiera szerzej i nic się nie dzieję. Całe napięcie i stres powoli ją opuszcza. Głupia. Idzie sprawdzić, czy drzwi są zamknięte i gdy upewnia się, że wszystko jest w porządku kieruję się do łazienki. Bierze szybki prysznic, po czym zasypia w niespokojny sen po środkach nasennych.
Otwierając leniwie oczy ma wrażenie, że Nick krząta się w kuchni, jednak nagle wszystkie wspomnienia wracają. Natłok emocji ponownie ją przytłacza. Leży przez kilka chwil i zastanawia się, czemu akurat on? Przecież był takim dobrym, uczciwym człowiekiem. JEST, on nadal jest. Musisz wierzyć, mieć nadzieję, że z tego wyjdzie. Ale nadzieja z dnia na dzień gaśnie. Czuję się tak jakby była małym płomykiem ognia, który stara się wskrzesić ogień, ale huragan skutecznie jej to uniemożliwia. Tym huraganem są jej myśli. Nie potrafi nad nimi zapanować, są jak oddzielny mechanizm, działa wbrew jej woli. Dlaczego nie może po prostu przestać myśleć? Czy prosi o zbyt wiele? Nick Kocha życie, czerpie przyjemność z każdej chwili i JEST taki...dobry, po prostu dobry. To niesprawiedliwe, że musiało się to stać akurat jemu. Dlaczego? To pytanie dudni w jej uszach od kilku dni. Jeśli...jeśli coś mu się stanie nigdy już nie zdoła nikogo pokochać. To niemożliwe. Jego jedynego darzyła tak mocnym uczuciem, a teraz nie widzi sensu swojego istnienia. Tak jakby i ona powinna zakończyć swoją żałosną egzystencję, bo bez niego nie można już tego nazwać życiem. To jest beznadziejna, bezużyteczna i żałosna egzystencja. Jest cieniem człowieka, wrakiem porzuconym przez Boga, którego nie da się naprawić. Wszystko legło w gruzach od jednego strzału, od jednego naciśnięcia palcem na spust. Obraz śmiejącego Nicka wciąż ją prześladuję, jednak zaraz po nim wyłania się obraz rozciągniętego na dywanie, tak niedaleko niej... ciała. Ciała, które walczy teraz o życie, ciała, które kocha, i które może w każdej chwili przegrać tą jakże ciężką potyczkę. Ociera łzy i wstaję. Dziś ponownie musi złożyć zeznania. Czy da radę stawić czoło światu? Dla niej wszystko straciło sens, ale za oknem życie toczy się dalej. Czy da radę wyjść z mieszkania nie zaczynając szlochać na ulicy, kiedy jakiś drobiazg przypomni jej Nicka? Nie, nie da rady. Jeszcze za wcześnie. Otula się kocem i opiera o ścianę. Nie ma najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić. Dlaczego po prostu nie można wyłączyć jej myśli i włączyć, gdy wszystko będzie dobrze? Ten wszechobecny ból jest nie do zniesienia. Nie potrafi go udźwignąć i z każdym kolejnym dniem jest dla niej coraz cięższy i cięższy, aż pewnego dnia się załamie. I wtedy nie będzie miała już żadnych wątpliwości. Powoli i leniwie wstaję z łóżka. Jej ciało zdaję się ważyć tonę, albo dwie. Która godzina? Spogląda na zegarek i wzdycha z niezadowolenia. Dziesiąta. Za dwie godziny będzie zeznawać. Niechętnie idzie do kuchni i robi sobie kawę. Od trzech dni nic innego nie je i jej niegdyś kobieca sylwetka straciła wszystkie swoje atuty. Teraz jest tylko ciałem automatycznie poruszającym się po świecie. Jej niegdyś lekko zarysowane kości policzkowe uwydatniły się mocno, a oczy straciły dawny blask. Właśnie tego bała się najbardziej, tak bardzo go kochała, że jego utrata wydawała jej się wyrokiem śmierci. Wciąż go kocha. On musi z tego wyjść, nie ma innej opcji.
Idąc szarym korytarzem obok starszego policjanta zastanawia się się jakim cudem w ciągu paru sekund mogło z niej wyparować całe życie. To tak jakby ktoś zdmuchnął świeczkę, wystarczy chwila, lekki podmuch wiatru i koniec. W czarnych rurkach i białej bluzce ze skórą koloru kości słoniowej wygląda jak duch, albo jakaś zjawa. Miała siłę tylko na to by uczesać włosy. Tusz i tak zaraz by się rozmazał, zresztą nigdy nie lubiła się malować. Jej czarne botki na grubym obcasie wybijają regularny rytm wraz z jej szybkimi krokami. Wkłada ręce za rękawy bluzki i nerwowo poprawia włosy. Kiedy w końcu docierają do białych drzwi dziewczyna waha się przez moment. Wciąż nie wie, dlaczego ci dwaj mężczyźni zrobili to Nickowi. Przecież nie zrobił nic złego. Był od niej starszy o trzy lata. Poznali się pewnego deszczowego dnia, gdy wracała z biblioteki. Wpadła na niego całkiem przypadkowo, ale od razu polubiła. Mimo, że ich znajomość zaczęła się od sprzeczki na temat jakiegoś autora i jego książek. Nick nigdy nie udawał, nie zwodził, zawsze mówił czego chce, co mu się nie podoba. Można z niego było czytać jak z otwartej księgi. Znała go tak dobrze jak samą siebie. Byli ze sobą dwa lata. Dwa lata przepełnione miłością, szczęściem ale też zmartwieniami i kłótniami. Nie byli idealni, ale właśnie za to siebie kochali. Policjant chrząknął z zniecierpliwieniem i otworzył jej drzwi. Lynette wyrwała się z rozmyślań i weszła do pustego, szarego pokoju odzwierciedlającego jej duszę.
-Czy potrafiłaby Pani powiedzieć nam, dlaczego ci dwaj mężczyźni napadli, postrzelili Nicka Morrisona oraz zdewastowali jego mieszkanie?-Lynette po raz setny pokręciła głową. Nie wiedziała nic. Chciała już wyjść z tego pokoju, który kazał wracać jej myślami do tego wieczoru. Musiała udowodnić, że zabiła jednego z mężczyzn w samoobronie, ale z tego jak na nią patrzyli policjanci domyślała się, że wiedzą, iż znalazła się w złym miejscu i nieodpowiednim czasie.-Nie mam pojęcia.-odpowiedziała zachrypniętym głosem.-Ja naprawdę nie mam pojęcia, o co mogło im chodzić. Może pomylili Nicka z kimś innym. Może chcieli się zemścić na kimś z jego rodziny.
Przyjrzała się siwowłosemu mężczyźnie. Pamiętała go z tamtego dnia. Miał krzaczaste brwi, zgarbiony nos i ramiona. Jego koszula zwisała z niego jak z wieszaka na płaszcze. Wciąż zacierał ręce, był uzależniony od papierosów. Pachniał dymem na odległość. W wyblakłych tęczówkach nie widziała nic poza zmęczeniem i spokojem. Denerwowało ją to, bo kiedy ona przeżywała najcięższe chwile swojego życia, ten policjant myślał tylko o tym by jak najprędzej ją wysłuchać i wrócić do domu. Światło jarzeniówek raziło ją w zapuchnięte oczy. Potarła je i spuściła wzrok na blade dłonie.
-Dlaczego mieliby się mścić na kimś z rodziny Morrisonów?-zapytał podejrzliwie mężczyzna pod trzydziestkę. Był tak samo znużony i wyczerpany jak Lynette, ale starał się nie dawać po sobie tego poznać. Dziewczyna wzrusza ramionami.
-Kiedyś Nick mi powiedział mimochodem, że jego ojciec kiedyś zapłaci za to, co robi. Nie powiedział co i dlaczego, więc nie naciskałam. Jego ojciec zawsze wydawał się miły.-ponownie wzrusza ramionami.-Pomyślałam, że może...ale nie wiem. Nigdy więcej nie poruszył tego tematu.
Policjant kiwa głową i zapisuję coś w notesie. Lynette przygląda mu się przez chwilę po czym odwraca wzrok, wpatruję się w szarą ścianę. Tak, ten pokój odzwierciedla jej duszę.
Na kolejne pytanie również nie znała odpowiedzi, policjant był zawiedziony. Chciał uzyskać jak najwięcej odpowiedzi, a uzyskał roztrzęsioną dziewczyną, która bała się własnego cienia. Lynette nigdy wcześniej nie czuła się tak bardzo zagubiona jak w tym momencie. I przerażona przyszłością.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania