M2 (4)
Początek nocy poprzedzony był, a jakże, niczym ciekawym. Czytając, leżałem, leżąc, próbowałem znaleźć dogodną pozycję do czytania. Przerwę w tej gimnastyce zakomunikowała wiadomość z lokalizacją odbioru przesyłki. Wiadomość dla kogoś spoza szlabanu mogłaby pozostać na zawsze enigmą, lecz dla pionka z paroletnim doświadczeniem w byciu nikim innym niż pionkiem, nie była większą zagadką, aniżeli powinna. Kontakt międzyludzki został ograniczony wyłącznie do nadzwyczajnych okazji. Znak czasów. Nie pamiętam już dźwięku kroków kuriera na klatce, odkąd w każdym zakamarku kryją się świecące skrytki. Jednak moja część wykonywanej pracy w tym systemie nadal wygląda tak jak lata temu. Niestety jej okoliczności nie sprzyjają długim rozwijającym duchowo lub intelektualnie rozmowom. Może to i dobrze. Czuję się lepiej gdy ludzie mało o mnie wiedzą. Zmniejsza to ryzyko leków paranoidalnych, które i tak mnie dotykają. Nadszedł kolejny weekend, w który znamienite grono Warszawiaków spotyka się, w jakby z góry ustalonych miejscach i bynajmniej, nie jest to górna loża w Operze Narodowej. Zakurzone, zbyt ciemne, aby dostrzec jakiekolwiek szczegóły przestrzenie, w których moja ręka spotyka się ze znaną w dotyku dłonią, chociaż tak bardzo nie do mnie należącą. W żaden sposób niebliską mi. Zaklejone linie papilarne w pośpiechu obmacują przedmioty na stoliku, stolik spotyka się z nosem, nos z ustami, usta z substancjami. Jest to na wskroś zgubne. Czy nie baliby się spojrzeń ich dzieci, gdybym takowe to zobaczyły? Na pewno byłyby przerażone. A może byłyby dumne? Aureola bez głowy. Głowa w chmurach. Niebo smoliste, wszędzie unoszące się kłęby siarczanów. Znak czasów. Wieczna młodość, wieczna wrogość.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania