Ma zguba
I jak zawsze naiwna byłam, nie pierwszy raz ale czy ostatni? Naiwność, naiwność w czystą dobroć ludzką, mą zgubą była.
Serce za duże w mej piersi biło, żebra przez bicie się uginały a przed oczami mymi, całymi zamglonymi dni, dni przelatywały.
Łomot serca mój słuch ogłuszał i nigdy nie słyszałam słów w swej pierwotnej matce. Choć by mnie na wskroś przecinały, ja niebo widziałam. A może to od bólu ten padok niebieski?
Ciężar serca me nogi ugrzązł, i choć chciałam być daleko, daleko od świata pustego, ruszyć nogami nie mogłam. Wszak beton, beton szary i chłodny me nogi zatapiał. Jedyne co mi pozostało to marzyć.
Marzenie, czym jest marzenie teraz? Intencją pełną energii do źródła matczynego a może wołaniem o pomoc, pomoc straconego.
I tak kulawa, głucha i stracona egzystowałam, atoli cuda boskie są przekleństwem. Atoli dobro w tych czasach to fatum zgubne. Jak modlitwe, tą mantrę powtarzałam.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania