Madzia

Nie bardzo wiem za co – podziwiam dziewczynkę,

biała sukienka, córeczka chcąca tańczyć i nasze pokoje

naprzeciwko. Mogłaby być moją córką, a nawet wnuczką,

zbyt młoda by się zainteresować. A jednak.

 

Wybrałem Rudą, ciągle dzwoniła do domu i wpadała

bez zapowiedzi. Miała obsesję na temat prywatności –

żadnej wymiany adresów, telefonów, maili. Za to dawała

całą siebie.

 

Piliśmy, ćpali jej wynalazki, pieprzyli na innym etapie

świadomości. Też była młodziutka, ale nie aż tak. Dzisiaj

nie bardzo rozumiem, jak to się stało – dziewczynka w bieli

zaczęła mnie odwiedzać.

 

Moje powroty ze spotkań z Rudą były żałosne – wyssany

z siebie, zakręcony wokół narkojebania, wracałem poobijany,

spragniony ciszy i alkoholu. Witała mnie ona, uchylone drzwi

i słowa: – Mogę?

 

Jasne. Kurwa, wszystko mi jedno, potrzebuję ciszy i snu,

no i odrobinę – nie, znacznie więcej – alkoholu. Madzia, tak

miała na imię i wcale to mnie nie zdziwiło, gdy wskoczyła

do łózka.

 

Za co ją podziwiam? Jedyna, która mówiła do mnie Andrzejku?

Nie była zazdrosna, po prostu czekała na swój kawałek tortu?

Nie. Za to, ze dzwoni na moje imieniny, wszystkie święta,

i ciągle pyta o moje zdrowie.

 

Czy to za mało?

 

______

ps. i jedyna, która tu nigdy nie zagląda

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania