Mafia

- Panienko Hanno. - zanim się obejrzałam, mężczyzna, w podeszłym wieku, już otworzył mi drzwi i wystawił swoją dużą, pomarszczoną dłoń. - Zajechaliśmy do domu. - uśmiechnęłam się do niego szeroko i odpięłam pasy. Złapałam jego dłoń, aby móc swobodnie wysiąść i ruszyć w stronę drzwi wejściowych. - Jak panience minął dzień w szkole?

- Cudownie! Dostałam dzisiaj piątkę za zrobienie pracy z języka polskiego. Jestem z tego dumna. Dwa tygodnie zajęło mi przygotowanie jej i dopracowanie. - wypięłam dumnie pierś i lekko się po niej poklepałam.

- To świetnie. Rodzice panienki powinni być bardzo szczęśliwi i dumni z sukcesów. - Stanisław - nasz szofer i mój najlepszy przyjaciel, jak i strażnik tajemnic - otworzył główne drzwi od naszej posiadłości, a ja już na wstępie zobaczyłam, całą rodzinę, zebraną w salonie.

- Mama! Tata! - podbiegłam do nich, ale rodzicielka, z przerażoną miną, szybko mnie przyciągnęła i ukryła za sobą i ojcem. - Co się dzieje?

- Nie martw się dziecko... - przeniosłam wzrok na blondyna, który wyglądał, na oko, na czterdzieści lat. Siedział wśród innych mężczyzn, mocno umięśnionych. Wszystko by było w porządku, gdyby w dłoniach nie trzymali broni. Ze strachu zacisnęłam dłonie na sukience Zofii - mojej matki. - Twojej rodzinie nic nie grozi. A raczej już nie będzie groziło. - mruknął pod nosem, splatając palce ze sobą. Minę miał poważną, ale szyderczy uśmiech wskazywał na złe zamiary. Bardzo się bałam, a pod powiekami zbierały mi się łzy, bo nie wiedziałam, jakie są ich plany, co do nas.

- Wiktor, umowa była inna! - to imię zapadło mi w pamięci. - Miałeś nam dać poczucie bezpieczeństwa! Bez sztuczek i przekrętów! Okłamałeś nas! - warknął Karol, zwany inaczej moim ojcem.

- I daję. Jednak wyświadczam również przysługę. Krążą pogłoski, że niejedna osoba czai się na wasze życia, by po waszej śmierci, odebrać wszystkie kosztowności. - lekko odchylił głowę, lecz dalej miał widok na naszą niemoc i strach. - Ale jest jedna rzecz, która mnie męczy... - dodał, podnosząc palec wskazujący, jakby próbował sobie przypomnieć co go tak męczy od środka. - Ostatnia zapłata nie doszła do żadnych z moich ludzi. Tym bardziej do mnie. Także nasza współpraca właśnie się kończy. Do roboty... - machnął ręką, do swoich towarzyszy, a ci wymierzyli, w naszą stronę swoje pistolety oraz karabiny i zaczęli strzelać. Nim się obejrzałam, zostałam przygnieciona ciałami rodziców. Wręcz dziękowałam wszystkim swoim przodkom za uchronienie mnie przed śmiercią, a z drugiej strony przeklinałam tego człowieka za to, że odebrał życia niewinnym osobom.

Wiktor to imię cały czas krążyło po głowie.

Słyszałam jak się kręcą po całym domu i z wielkim zadowoleniem wykrzykują, znajdując kosztowności i pieniądze.

- Grzelak! Gliny jadą! - ryknął jeden z opryszków.

- Zbieramy się!

Wiktor Grzelak, człowiek, który zabił moją rodzinę, sam skończy w piekle, gdy przyjdzie pora. Powtarzała to moja podświadomość, ale brzmiała jak nie ona.

Gdy sprawcy uciekli, ze wszystkimi znaleziskami, zostawiając na pastwę losu martwe ciała domowników oraz pracowników, mogłam w końcu wyjść z prowizorycznej kryjówki.

Choć było mi ciężko, udało mi się zrzucić z siebie, całe zakrwawione, ciało matki. Ostrożnie wstałam, rozglądając się na boki czy nie został jeszcze żaden oprawca, by po chwili ujrzeć wszystkich moich bliskich, którzy byli martwi. Łzy nagromadziły się automatycznie i znalazły miejsce, z którego mogły swobodnie wypłynąć.

- Mamo, wstawaj... - kucnęłam i zaczęłam szturchać ją, za ramię. - Już poszli... złapałam jej dłoń, która bezwładnie wypadała z mojej drobnej ręki. - Tato, proszę. Nie rób żartów. Wiesz, że nie lubię jak tak robisz... - doczołgałam się do opiekuna i szarpałam za jego rękaw od koszuli. - Stasiek... - zerknęłam na starca, siedzącego na sofie, a głowa zwisała na lewym ramieniu.

Zapłakana wyszłam, powoli, z naszego domu, a wtedy na podjeździe pojawił się tabun policji. Młody policjant, który siedział w pierwszym radiowozie, zaskoczony moim widokiem, szybko wyskoczył z samochodu i podbiegł do mnie. Zaczął się przyglądać, próbując zrozumieć czemu jestem we krwi.

- Witaj, dziecko. Wszystko w porządku? - zaprzeczyłam głową i jeszcze bardziej się rozpłakałam. - Co się stało? Gdzie są rodzice? - przetarłam oczy czystym rękawem mundurku szkolnego i palcem pokazałam policjantowi salon, w którym dalej leżały ciała rodziców, a mężczyzna, jednym machnięciem ręki, rozkazał swoim kolegom, aby tam wkroczyli. - Kto to zrobił?

- Tacy... - pociągnęłam nosem, starając się zapanować nad drżącym i zachrypniętym głosem. - Mężczyźni, którzy mieli bronie. Przez nich moja rodzina odeszła. - schowałam twarz w ręce i bardziej się rozpłakałam.

- Szefie. - odezwał się inny policjant, zakłócając nieudaną próbę pocieszenia i uspokojenia.

- Poczekasz tu? - pokiwałam główką, a młody brunet wstał i podszedł do drugiego bruneta. - Co znaleźliście?

- Mafia. Ochroniarze rodziny. - nastała chwila ciszy, w której słyszałam jak młody policjant klął pod nosem. - To jest ta sama grupa, która wymordowała inne bogate rodziny. Ona jest jedyną osobą, która przeżyła to spotkanie.

Jestem jedyną osobą, co oszukała śmierć.

- Cholera jasna... - zapadła cisza, jakby policjant zastanawiał się, co ma ze mną zrobić. - Mała musi trafić do opieki społecznej albo rodziny zastępczej. - usiadłam na schodach, które prowadziły do wejścia głównego i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. - Róbcie swoje, ja się nią zajmę.

- Tak jest. - nie wiedziałam, gdzie jego kolega poszedł, ale główny dowodzący usiadł obok mnie i ze swojej kieszeni spodni wyjął chusteczkę.

- Pokaż się... - przeniosłam wzrok na niego, a on bez problemu otarł moją twarz z łez. - I teraz lepiej. Księżniczki nie powinny płakać. - pociągnęłam głośno nosem i spojrzałam w swoje balerinki. - Twoja rodzina zawsze będzie przy tobie. O tu - przyłożył swój lewy palec wskazujący do miejsca, gdzie znajduje się serce.

- Będą blisko ciebie. Zawsze.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania