Magia Świąt

Sypie i sypie biały puch. Wszystko dookoła stało się białe i czyste. Drzewa ubrały się w białe kapelusze, pola przykryły się ciepłymi pledami, a dachy domów założyły białe czapki. Świat jakby zamilkł, nasłuchując ciszy. I właśnie w tej chwili z nieba cicho opada magia Świąt — niezauważalna, ale wyczuwalna w każdym oddechu. Wigilia. Mróz lśni na śniegu jak rozsypane diamenty. Ludzie pośpiesznie zmierzają do domów, bo to wieczór dla całej rodziny. W taką noc nikt nie powinien być samotny ani głodny. W każdym domu zapala się światło, na stołach pojawiają się potrawy, a w powietrzu czuć oczekiwanie cudu. Wigilia jednoczy serca, ogrzewa dusze i przypomina, że prawdziwe ciepło rodzi się blisko najbliższych.

Ale tego wieczoru w jednym domu nie paliło się światło. Stół stał pusty, bez chleba i świecy, a w pokojach panowała głęboka cisza. Wydawało się, że nawet zegar bał się zakłócić spokój swoim tykaniem. Ten dom był odcięty od świątecznego zgiełku, jakby zapomniany wśród białego śniegu, a cisza w nim brzmiała głośniej niż jakiekolwiek kolędy. W tym domu mieszkała zła czarownica. Nie lubiła Świąt, nie cierpiała kolęd ani szczerej radości. Drażniły ją wesołe dziecięce głosy śpiewające pod oknami, drażniły szczęśliwe uśmiechy i zgiełk tych, którzy przygotowywali się do świąt. Każdy śmiech wydawał się jej zbyt głośny, każda piosenka — zbyt jasna.

„Nie ma Świąt — mamrotała. — Nie istnieje żadna magia, nie ma cudów.”

I w jej domu panowała ciemność, bo tam, gdzie nie wierzy się w cud, światło nie znajduje drogi. Pająki snuły swoje sieci w kątach domu i to ją cieszyło.

„To prawdziwa magia” — mówiła sama do siebie. Jej radość była ciemna: pleść te delikatne koronkowe sieci oznaczało pułapki — pułapki, by złapać ofiarę. Każda nić była utkane z zimnej przyjemności i strachu, i w tym domu nie było nic żywego, co mogłoby przypominać o cieple czy święcie.

Wszyscy, którzy przechodzili obok, omijali jej dom, bo bali się nawet spojrzeć w jego stronę. Stare bramy skrzypiały na wietrze, okna były ciemne i nieprzyjazne, a sam dom wydawał się zamarznięty w wiecznej ciszy. Ludzie szeptali sobie nawzajem, obawiając się podejść bliżej: „Kto nie kocha Świąt, temu one nie przychodzą.” I kroki stawały się szybsze, serca drżały, jakby wyczuwały niewidzialne niebezpieczeństwo, które czaiło się za ciemnymi ścianami tego domu. Ale Święta to życie, radość i szczęście. To magia Wszechświata, która przychodzi niezależnie od strachu czy zła.

Noc nadal sypała śniegiem, a ciemny dom zdawał się być pochłonięty ciszą. Jednak magia Świąt już przeniknęła przez ściany: lekkie iskry światła krążyły w powietrzu, cicho dzwoniły niewidzialne dzwoneczki, a nawet pajęczyny w kątach odbijały delikatny blask, jakby samo światło próbowało znaleźć drogę do serca czarownicy.

Na początku czuła tylko nieprzyjemne rozdrażnienie, jakby ktoś niezauważalnie chodził po jej pokoju i coś rozsypywał. Potem pojawił się dziwny zapach igliwia, miodu i wosku, przypominający dawno zapomniane dzieciństwo. Lekki wietrzyk zaczął igrać z jej włosami i usłyszała cichy, delikatny szept: „Święta są. Są wszędzie. Magia istnieje. I ty też możesz poczuć jej ciepło.”

Na początku czarownica próbowała odtrącić to światło, ale było ono figlarne, łagodne i nieuchronne. Każda iskra, która dotykała jej rąk, zdejmowała chłód z serca, sprawiając, że powietrze stawało się… Słodkie i niemal upojne, jakby nasycało duszę ciepłem i aromatem dziecięcej radości. I nagle zrozumiała i poczuła, że nie jest w stanie pokonać tej magii — była ona silniejsza niż jej ciemne zaklęcia, delikatniejsza niż jakikolwiek gniew.

Wyleciawszy na podwórze, białe płatki śniegu delikatnie podchwyciły czarownicę. Krążyły wokół niej, niczym lekkie, przezroczyste wróżki, unosząc ją coraz wyżej i wyżej. W tym tańcu jej śmiech rozbrzmiewał donośniej niż jakakolwiek kolęda, a zimny, lodowaty wiatr przemieniał się w łagodny, iskrzący podmuch, który delikatnie otulał jej ramiona.

Płatki śniegu śpiewały swoją własną magię: każda drobinka była małą iskierką światła, która zdejmowała ciemność z serca, czyniąc je cieplejszym i bardziej otwartym. Krążyły, unosząc ją wysoko ponad dachami, polami i drzewami, a w tej wysokości poczuła lekkość, radość i beztroskę, które dawno zapomniała. Każdy obrót w powietrzu zdejmował ciężar samotności i gniewu, zostawiając tylko światło, śmiech i magię Świąt.

Czarownica stała, uniesiona nad ziemią wirującymi płatkami śniegu, i po raz pierwszy poczuła, że nie jest sama. Ledwo słyszalne szepty wypełniały powietrze:

— „Dlaczego tu jesteście?” — zapytała cicho, jakby bała się przerwać czarowną ciszę.

Płatki śniegu, migocząc, zaszumiały w odpowiedzi:

— „Przyszliśmy, aby pokazać ci, że Święta istnieją. Są w każdej iskierce, w każdym oddechu powietrza.”

Mróz uśmiechnął się, a jego oddech oplecił dom cienką, srebrną koronką.

— „Zachowałaś chłód w swoim sercu. Ale cud potrafi go roztopić.”

Gwiazdy, cicho migocząc nad jej głową, przemówiły chórem światła:

— „Patrz i słuchaj, czarownico. Zawsze tu jesteśmy, nawet gdy wydaje się, że ciemność jest silniejsza. Magia Świąt to światło, które nigdy nie gaśnie.”

Wiatr uniósł się, łagodnie ją otulając, i szeptał:

— „Poczuj wolność, lekkość i radość. Nie bój się puścić gniewu. Każdy oddech jest szansą, by poczuć ciepło.”

Czarownica patrzyła na nich, czując, jak chłód i samotność znikają, a serce wypełnia się zdumiewającym ciepłem.

— „Ja… ja nigdy nie wierzyłam” — powiedziała cicho.

— „Ale… teraz czuję” — dodała nieco głośniej.

Płatki śniegu zakręciły się wokół niej jeszcze szybciej, niczym świąteczny korowód, mróz objął ją lekką poświatą, wiatr zaśpiewał czarodziejską melodię, a gwiazdy ostrożnie spuszczały na ziemię srebrne promienie, niosąc światło i nadzieję. W tej chwili świat wokół ożył: domy, pola, drzewa i ludzie napełnili się ciepłem, radością i oczekiwaniem cudu.

Na ziemię przyszły Święta — nie jako data w kalendarzu, lecz jako prawdziwa magia, która dotykała każdego serca.

I czarownica, która niegdyś znała tylko chłód i ciemność, po raz pierwszy uśmiechnęła się szczerze. Poczuła magię siły wiary, światła i życia, która przenikała jej serce, topiąc lód i wypełniając duszę ciepłem, radością oraz bezkresnym poczuciem cudu. Jej oddech stał się lekki, spojrzenie jasne, a świat wokół niej zajaśniał razem z nią, odbijając światło, które teraz mieszkało także w jej sercu. I wtedy usłyszała najważniejszy szept — cichy, delikatny jak pierwsza kolęda: „Święta… Bóg się rodzi.”

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania