Magiczne Przejście

To była niedziela. Jak zwykle o poranku grałam z moją kuzynką na laptopie mamy, gdyż narazie nic innego do roboty nie miałyśmy. Tata zajął się naprawą naszego osobistego komputera, który się wczoraj zepsuł. Natomiast mama stara się wyglądać jak najlepiej na chrzczcinach Jagody ( siostra Oli) Ciocia Lucyna również chce jej dorównać, ale nie tylko kobiety w tej rodzinie tak mają, ponieważ mężczyźni też szykują się na tą okazję jak by to dzisiaj miał odbyć się czyiś ślub. Mama przygotowała mi sukienkę z fioletową kokardą i różowymi kwiatami po bokach. Około godziny dziesiątej wyjechaliśmy spod naszego domu. Zdziwiło mnie to, że babcia Agnieszka jedzie z nami do kościoła, ponieważ nigdy do niego nie chciała chodzić, a na moje chrzczciny to nie miał kto przyjść. W samochodzie również milczała, więc musiałyśmy zadowolić się obecnością cioci Ireny. Mimo, że opowiadała mi ciekawe informacje z tygodnia, którego wówczas przeżyła ogromnie mi się nudziło. Po godzinie patrzenia w szybę zerknęłam jednym okiem na GPS i wtedy dotarło do mnie, że jesteśmy już prawie na miejscu. Około godziny jedenastej dojechaliśmy do celu. Kościół Św. Alluar Akbar z wyglądu jest bardzo ładny. Ten budynek, a raczej świątynia pochodzi według mnie z XVIII wieku. Oczywiście bez wstępnych tematów się nie obeszło. Mężczyźni natomiast przywitali się zwyczajnym uściskiem dłoni. Po dłużej chwili czekania, przyjechała także mama Oli z dwu miesięczną Jagodą na rękach. I od razu na widok auta Bartka rozległy się brawa. Babcia i Ciocia pobiegły do malutkiej dziewczynki, która wystraszyła się tego haosu, panującego wokół niej. Nie rozumiałyśmy z Olą po co to całe zamieszanie? I wreszcie weszliśmy do kościoła. ( przynajmniej wiem, czemu wyjechaliśmy z domu godzinę wcześniej, bo do tego trzeba teraz doliczyć jeszcze sześćdziesiąt minut). Mszę świętą prowadził ksiądz w podeszłym wieku. Na widok Piotrka ( syn brata taty, czyli mój kuzyn) na wszelki wypadek przytuliłam się do miękkiego swetra mamy. Wiedziałam, co teraz się stanie, więc wymyśliłam iż chcę wyjść na zewnątrz, a kiedy wróciliśmy po 10 minutach Piotrka już nie było w naszej ławce. Przez całą Mszę świętą ksiądz wspominał tylko o chrzcie, którego praktycznie nie pamiętamy bo mamy codziennie różne ważne sprawy do załatwienia. Wreszcie pod koniec Eucharystii wszyscy z mojej rodziny stanęli w jedynym rzędzie przed ołtarzem, podziwiając przyjęcie Jagody do Królestwa Bożego, a następnie nastąpiło błogosławieństwo przyszłego ojca chrzestnego i przyszłej matki chrzestnej Po skończeniu tej niezwykle ważnej uroczystości udaliśmy się w kierunku restauracji, ale żadna osoba z rodziny nie miała czasu nam powiedzieć nazwy ulicy, na której ten lokal się znajduje? Tata trochę się na nich zezłościł ale na widok szamponów i piw szybko odzyskał humor. Kiedy sięgał po kieliszek, zaczęłam się zastanawiać kto odwiezie nas do domu, skoro tata przesadził już z alkoholem? Widząc, że moi rodzice zajęli się śmiechem i krzyczeniem jeden przez drugiego głupot, postanowiłam zobaczyć czy moja najmłodsza kuzynka już zasnęła w przygotowanym w kącie sali łóżeczku z białym baldachimem założonym tuż nad główką Jagody. Parę minut później przyszła jeszcze Ola i wspólnie patrzyłyśmy na jej śpiącą siostrę, a później poszłyśmy usiąźć na

wersalce znajdującej się w pobliżu. Nie pogadaliśmy jednak za długo bo za chwilę dołączył do nas Piotrek, więc gwałtownie zerwałam się z miękkiego siedziska i błyskawicznie pobiegłam z Olą zza filar, sięgający aż do sufitu. I siedziałyśmy za nim tak długo, aż mój kuzyn nas nie znajdzie. Pisnęłyśmy gdy dotknął nas za ramię i ze strachu zaczęłyśmy uciekać przed nim. Znaleźliśmy się wtedy pomiędzy Skaylą, a Harybdą kiedy Marcel stanął nam na drodze ucieczki. Chłopaki zaczęli przybliżać do nas coraz bardziej a my próbowałyśmy jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Rozglądając się za jakimś tajnym pomieszczeniem, skręciłam w lewo i dotknęłam ręką ściany, aby zorientować się gdzie są drzwi. Odrazu jakaś siła wciągnęła mnie do środka, więc zawołałam także moją kuzynkę. Piotrek i Marcel na widok niezwykłego zjawiska stali jak zaczarowani. I nie wiedząc co stało się z dziewczynami pobiegli zgłosić to swoim rodzicom, lecz oni nie uwierzyli im. W prost przeciwnie; tylko śmiali się z ich histerii i zmyślonych bajeczek. Uznali więc interwencję chłopców za niewinny żart.

- Siła nadprzyrodzona? Coś takiego! W życiu nie słyszałam lepszego dowcipu. - zaśmiała się ciocia Lucyna, sięgając po następny kieliszek wódki.

- Ale to prawda! Widzieliśmy to dziwne zjawisko na własne oczy. Błagam, musicie mi uwierzyć! - krzyczał Piotrek lekko jąkając się przez ten pośpiech. Rodzice Ani, słysząc, że prawdopodobnie ich córka zaginęła zaczęli dopytywać się Piotrka i Marcela o szczegóły, dlatego też chłopcy starali się przypomnieć jak najwięcej informacji, które mogłyby się przydać rodzicom obu dziewczynek. I wszyscy w mgnieniu oka zjawili się przy ścianie i zaczęli w nią stukać lecz to nic nie pomogło. W tym czasie ja z Olą siedziałyśmy zamknięte w czterech ścianach, które za każdym razem zjeżdżały w dół. Zatrzymały się dopiero w jakiejś ciemnej jaskini, a gdzieś w oddali dało się dostrzec jasne jak słońce światło. Zaciekawione tym, pobiegłyśmy na koniec jaskini i na nasze oczy ukazał się przepiękny krajobraz - bez wątpienia to jest magia. Po długim bez skutecznym badaniu ściany rodzina Oli i Ani postanowiła przenocować tu, w tym lokalu.

 

PS. Następna część już nie długo.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania