Maj
Kiedy przyszedłem rano do pracy po dłuższej nieobecności zostałem zaskoczony przez zmiennika, który na mój widok wyjątkowo się rozpromienił, wyłączył maszynę i powiedział.
- Fajnie, że już jesteś wobec tego ja uciekam.
Jego radość wydawała mi się podejrzana i zacząłem węszyć jakiś podstęp. Natychmiast sprawdziłem prawidłowość wszystkich nastawień, a gdy niczego nie wykryłem, dokonałem sprawdzenia komputera sterującego całym procesem wytwarzania elementu. Podobnie i w tym przypadku nie zauważyłem niczego niepokojącego, więc wszystkie dzwonki alarmowe w mojej głowie hałasowały pełną parą. Może dlatego, że człowiek najbardziej mi nieżyczliwy nigdy wcześniej przy przekazywaniu maszyny nie pozostawił jej sprawnej, stale dokonywał sabotażu. Najdelikatniejszym jego świństwem było rozregulowanie wszystkiego czego był w stanie, co służyło do nastawiania parametrów. Najwidoczniej w świecie czerpał z tego tytułu radość, lecz nie można było pożalić się szefostwu, ponieważ należał do rodziny właścicieli. Gdyby istniała dla mnie jakaś alternatywna praca dawno rzuciłbym tę w cholerę, a tak muszę się męczyć.
Dopiero po godzinie pracy i kilkukrotnym dokładnym sprawdzaniu gotowych elementów uspokoiłem się na tyle, że byłem w stanie myśleć logicznie. Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem dobre serce zmienika nie zawdzięczam swojemu powrotowi do pracy z chorobowego przed samym długim weekendem majowym. Osobiście tylko troszkę byłem niezadowolony z tego powodu, lecz siedzenia w domu miałem dość, ponieważ przebywałem na dłuższym zwolnieniu lekarskim. Moją nieobecność spowodowało, jak początkowo mi się wydawało zwykłe przeziębienie. Jednak kiedy po trzech dniach samo nie przeszło i było jeszcze gorzej, udałem się do lekarza, który mnie zbadał i zadał pytanie.
- Czy nie przebywał pan ostatnio w towarzystwie chorego na grypę?
Zacząłem się zastanawiać nad odpowiedzią i przypomniało mi się jak w pierwszy dzień wiosny nastąpił atak mroźnej, śnieżnej zimy. Wyjątkowo szybko dużo osób na hali zaczęło kaszleć, smarkać i skarżyć się na ból gardła oraz gorączkę. Podobnie czuł się mój drugi zmiennik Mareczek. Kiedy następnego dnia rano przyszedłem na pierwszą zmianę wyglądał okropnie, nawet mu o tym powiedziałem.
- Idź po pracy prosto do lekarza niech ci coś przepisze, inaczej wszystkich pozarażasz i święta spędzimy gremialnie w łóżkach zamiast przy stole.
- Teraz nie mogę dostałem nadgodziny i nie musisz się martwic biorę tabletki przeciw grypie – usłyszałem w odpowiedzi.
Jeszcze raz spotkaliśmy się przelotnie zanim bardzo chory nie udałem się do lekarza, a ten u siebie w gabinecie po badaniu, mnie solidnie wystraszył mówiąc.
- Dobrze, że pan przyszedł, a nie bagatelizował dalej objawy. Samodzielne leczenie polegające na korzystaniu z dobrych rad zamieszczonych w Internecie nie zawsze wychodzi na zdrowie. Często leczenie prowadzone niewłaściwie może skutkować pogrypowymi komplikacjami. Grypa to najczęściej występująca choroba wirusowa na świecie. Rocznie w samej tylko Polsce zapada na nią około trzech milionów ludzi, a liczba zgonów z powodu grypy waha się od siedemdziesięciu do sześciu tysięcy. Warto zatem nie bagatelizować objawów i przychodzić do lekarza jak najszybciej. Teraz ma pan powikłania po grypie w postaci wtórnego bakteryjnego zapalenia płuc i z tego powodu występuje gorączka, duszność, kaszel, osłabienie. Konieczne jest leczenie w szpitalne i zastosowanie intensywnej antybiotykoterapii oraz rehabilitacji oddechowej.
Wydałem sporo pieniędzy na reklamowane i polecane w sieci tabletki, lecz i tak bez długotrwałego leczenia się nie obyło. Gdybym zamiast udawać chojraka szybciej odwiedził ośrodek zdrowia krócej bym chorował i z pewnością taniej. Teraz po fakcje zastanawiałem się nad swoją głupotą i łatwowiernością, która spowodowała, że uwierzyłem w cudowne terapie rekomendowane w Internecie i telewizyjnych reklamach.
Podczas przerwy śniadaniowej podszedł do mnie Darek.
- Cześć, podczas twojego chorobowego była składka, jesteś mi winny pięć złotych, założyłem za ciebie.
- Na, co się składaliście podczas mojego chorobowego, że jeszcze wciągnęliście mnie do spółki?
- Na wieniec dla Marka – padła odpowiedź.
- Przecież dokładałem się dwa tygodnie przed moim chorobowym do wieńca dla jego matki.
- Tym razem to dla niego. Został skremowany i pochowany w mogile matki. Było nas kilku na pogrzebie i ja złożyłem wieniec od kolegów z pracy.
- Co się stało? – zapytałem.
- Zachorował na Zespół Guillaina-Barrego.
- A co to takiego?
- Też nie wiedziałem, dlatego sobie wyguglowałem – powiedział, wyciągnął z kieszeni bluzy roboczej złożoną kartkę, rozprostował ją i zaczął czytać – „Zespół Guillaina-Barrego, nazywany także ostrą zapalną poliradikuloneuropatią demielinizacyjną jest chorobą nerwów obwodowych o nieustalonej do końca przyczynie. Istotą Zespołu Guillaina-Barrego jest proces autoimmunologiczny skierowany głównie przeciwko osłonce mielinowej nerwów. Pierwszymi objawami powikłania po grypie są parestezje (wrażenie mrowienia, drętwienia, zmian temperatury) stóp, bóle korzeniowe, niedowłady o charakterze „wstępującym” to znaczy zaczynające się od stóp, poprzez mięśnie tułowia po kończyny górne i twarz. U około połowy chorych występuje obustronny, niedowład mięśni twarzy. W ciężkich przypadkach występują nawet zaburzenia oddychania wymagające sztucznej wentylacji. Objawy te pojawiają się w przeciągu kilku dni, do kilku tygodni i utrzymują się, aż do okresu zdrowienia trwającego wiele miesięcy. Leczenie polega między innymi na plazamaferezie, czyli wymianie osocza oraz podawaniu immunoglobulin (nie łączy się tych dwóch sposobów leczenia). Nie stosuje się także glikokortykosteroidów, często używanych w chorobach o podobnym charakterze. U części chorych choroba przechodzi w formę przewlekłą, powodując inwalidztwo, a umiera na nią nawet piętnaście procent chorych”.
To co czytał Darek zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ponieważ dotyczyło kogoś mi znanego i często spotykanego. Mało brakowało i mogłem przekręcić się i ja. Wcześniej podczas pobytu w szpitalu wydawało mi się, że miałem cholernego pecha, lecz po czasie okazało się jaki ze mnie szczęściarz. Tylko czy przy kolejnym przeziębieniu będę pamiętał o tej lekcji i bez niepotrzebnego zwlekania pójdę do lekarza. Może znowu dobro zakładu i chęć przypodobania się pracodawcy będzie ważniejsza od mojego zdrowia.
Opowiadanie zainspirowane prawdziwą historią.
Komentarze (7)
Pozdrawiam
Dobry tekst o życiu zagonionych ludzi.
Jest kilka potknię interpuncyjnych, ale niech tam.
Pozdrawiam.
Bardzo często bagatelizujemy zwykłe przeziębienie. Czasem to jest niezależne od nas. Boimy się zwolnienia z pracy, mniej pieniędzy, mniejsza premia i inne sprawy. Potem może już być za późno. Trzeba trochę zwolnić tempo i zacząć myśleć osobie i swoim zdrowiu. Życie mamy jedno i nie nadgodziny straconych chwil.
Pozdrawiam serdecznie
Ciekawy życiowy tekst.
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania