Mała owieczka i duża owca

Mała owieczka i duża owca stały na polanie. Patrzyły w przeciwnych kierunkach lecz widziały to samo. Nie było tak za sprawą monotonnego krajobrazu, o nie. To za sprawą za sprawą zakorzenionego w ich mózgach strachu. Przed swymi błękitnymi dużymi oczyma widziały czerwony balonik. Unosił się dzięki helowi, którym napełnił go zły pasterz. Zły pasterz wyglądał na dobrego i uczciwego, ale jak to mawia przysłowie, był to wilk w owczej skórze. Każdego dnia ten godny pogardy mężczyzna nadmuchiwał jeden balonik helem i puszczał go. Dopóki unoszący się balonik był widoczny owieczki mogły uciekać. Gdy znikał z pola widzenia, pasterz rozpoczynał swe polowanie. Owieczka, która nie zdołała się ukryć lub uciec wystarczająco daleko, kończyła swój niewinny żywot. Jak wiele owiec ( i jak wiele baloników) musiał mieć pasterz, skoro pozwalał sobie na ten zbrodniczy proceder codziennie? Tego nie wiem, ale nazywany był królem baraniny. Powróćmy jednak do małej owieczki i dużej owcy. Każdego dnia, razem ze swoimi współtowarzyszami , rozbiegały się po polach w szaleńczej ucieczce. Potem musiały pokonać przebyty dystans w drodze powrotnej. Dzięki tym codziennym praktykom mała owieczka i duża owca były bardzo szybkie i wytrzymałe. Mogły pokonywać duże dystanse nie odczuwając zmęczenia. Inne owce wyszkoliły się w sztuce chowania. Jedna osiągnęła takie mistrzostwo, że chowała się za plecami pasterza, a on nigdy nie wiedział, że ona tam jest. Kilka nauczyło się mówić i logicznie argumentować sens pozostawienia ich przy życiu.

Na kanwie tejże historii możemy wysunąć wniosek i zadać pytanie. Wniosek – mimo życia w strachu i stresie owce rozwijały umiejętności przydatne nie tylko w życiu naznaczonych szaleństwem pasterza. Pytanie – dlaczego nie wykorzystywały swoich umiejętności by uciec i uwolnić się od prześladowcy, lecz potulnie wracały – jak te owce na rzeź?

Otóż od maleńkości znały tylko ten jeden sposób życia. Uciekasz, chowasz się, wracasz. Masz chwilę spokoju i znowu. Symbolem zła nie był dla nich pasterz, o nie. Tym co budziło ich trwogę i lęk był czerwony balonik odmierzający czas dzielący je od utraty życia. Owce zauważały w sobie zmiany. Były szybsze, sprytniejsze, silniejsze. Ale wszystkich tych przymiotów używały by przeżyć, nigdy zaś by odmienić swój los. Być może był to efekt stada. Jedna pozbawiona pomyślunku owca robiła to co zwykle, a jej czyny nadawały kierunek całemu stadu. Ale czy można tym sposobem usprawiedliwiać godzenie się na oddawanie swojej istoty w ręce szaleńca? Albo czy to możliwe, aby w całym stadzie, w całym gospodarstwie nie było ani jednej owcy, która swym sercem nie pragnęła wolności i nie wyszła poza schemat tego niewolnictwa? Wokół gospodarstwa nie było drutu kolczastego uniemożliwiającego ucieczkę. Nie było strażników zaciekle tropiących uciekinierów. Był pasterz i czerwony balonik. Był rytm dnia i życia, w którym owce tkwiły od urodzenia. I był strach przed śmiercią, która ostatecznie i tak jest nieuchronna. Jeden napastnik budząc lęk był w stanie panować nad dziesiątkami owieczek i owiec. Robiły co im kazano, bo wierzyły, że dzięki temu się ocalą.

Pewnego dnia owieczki i owce zabrały się na polanie by oczekiwać złego pasterza i balonika. Mała owieczka i duża owca patrzyły w przeciwnych kierunkach, ale widziały to samo. Nie było tak za sprawą monotonnego krajobrazu. To za sprawą zakorzenionego w ich mózgach strachu. Po chwili spojrzały na pasterza, który puścił balonik, a one puściły się biegiem w kierunku, w którym uciekały od lat. Z czasem przestały oglądać się za siebie by sprawdzić czy balonik jest jeszcze widoczny czy już nie. Po prostu biegły tak szybko i tak długo, aż nie usłyszały wystrzału oznaczającego, że im znowu się udało i mogą już wracać. Ale tego dnia w dużej owcy coś pękło. Po raz pierwszy od wielu lat, podczas swojej bezmyślnej ucieczki poczuła woń kwiatów rosnących na trasie jej życia. Poczuła wietrzyk muskający jej wełenkę i poczuła łzę spływającą po jej śnieżnobiałym pyszczku. Po raz pierwszy zrozumiała coś, co wiedziała od wielu lat. Zrozumiała, że pasterz jest tylko jeden, a owieczek i owiec jest mnóstwo.

Następnego dnia o tej samej porze co zawsze owce i pasterz byli na polanie. Następnego dnia o tej samej porze co zawsze, wydarzyło się coś, co nie wydarzyło się jeszcze nigdy. Otóż, gdy zły pastuch wypuścił balonik, duża owca – ta co się wczoraj spłakała, nie rzuciła się do ucieczki. Inne owszem, ale któraś zobaczyła, że ta jedna stoi i sama stanęła, jakaś inna znowu zobaczyła tą i tak efektem domina okazało się, że wszystkie stoją. Stał i zły pasterz z otwartymi ze zdumienia ustami i nie wiedział co się właściwie stało. Atrybut jego władzy unosił się w powietrzu, a te ”bydlaki” stały. Bunt, przeszło mu przez myśl, po czym po prostu strzelił w jedną z owiec. Owieczki i owce zatrwożyły się. Pomyślały, że zgodnie ze zwyczaje powinny były uciekać, w ten sposób zwiększały szanse na przeżycie. Lecz następnego dnia, ta sama owca co się wtedy spłakała, znowu stała i znowu efekt domina zadziałał. A pasterz, zdumiony bo zdumiony, znowu strzelił w jedną z nich. I powtórzyło się to jeszcze przez kilka dni, aż w końcu nierozumne owce zaczęły szemrać przeciwko tej, która się wtedy spłakała. Twierdziły, że jest gorsza od złego pasterza, bo ona odbiera im szanse na przetrwanie. Ale kiedy tak stoi i się gapi na unoszący się balonik to znów na pasterza, to choć chce się wymiotować ze strachu, automatycznie samemu staje się w miejscu ( efekt domina, mówiłam ).

Owieczki i owce były podminowane i posyłały tej, co się była spłakała, srogie spojrzenia. Gdy tylko jednak podnosiła na nie swój wzrok, natychmiast się odwracały. W końcu była tą, która nieruchomo parzyła na czerwony balonik. To tak jakby patrzeć w oczy śmierci. Mała owieczka, która stała na początku z dużą owcą i widziała to samo, choć patrzyły w przeciwnych kierunkach, nie wytrzymała napięcia i w końcu zapytała:

- Dlaczego już nie uciekamy, tylko dajemy się po prostu zabijać?

- Uciekając też dawałyśmy się po prostu zabijać – usłyszała w odpowiedzi.

- Nie, to nie tak. Pasterz dawał nam szansę, dawał nam wybór – odparła mała owieczka pełna przekonania.

- Pasterz nigdy nie dawał nam wyboru. Przemocą i zastraszeniem zmuszał nas do swojej szaleńczej gry, a my zachowywałyśmy się jak te durne barany, nie dostrzegając, że bez nas, on byłby nikim. Bez naszego udziału jego zabawa nie ma sensu. Bez naszego udziału w tym zbrodniczym procederze, on nie ma władzy.

- Ty nie rozumiesz. On ma broń i może zabić. Chyba że z nim zagrasz i się ocalisz.

- Chyba, że przestanę grać w jego grę, na jego zasadach, o moje życie i wtedy on straci swoją moc. Jeśli zabije każdą z nas, to będzie bezsilny, bo nie będzie już miał z kim grać. Jeśli wystrzela wszystkie naboje, to zabije dziewięć owieczek lub owiec a wtedy stanie się bezsilny w obliczu wszystkich pozostałych owiec, które razem są przecież silniejsze niż jeden mężczyzna. Jak to się dzieje, że jeden osobnik o złych zamiarach jest w stanie ustalić zasady i wciągnąć do gry mnóstwo istnień pragnących pokoju i bezpieczeństwa?

Mała owieczka czuła się przytłoczona tym, co usłyszała od dużej owcy. Jeszcze niedawno obie stały na polanie i myślały sobie to samo, a teraz nie można się było z nią porozumieć. W związku ze złym samopoczuciem i niskim ciśnieniem mała owieczka udała się na drzemkę. Nie mogła jednak powrócić do stanu równowagi emocjonalnej, a przez to zasnąć. Zaczęła liczyć wyimaginowane owce, które przeskakiwały płot. Ale zaraz, przecież u nich nie ma żadnego płotu. Zaczęła zatem liczyć czerwone baloniki, które były przekuwane przez owieczki i owce. Ale zaraz, to nic nie dawało, bo pasterz miał broń i dalej zabijał. Jęła więc liczyć owce, które uciekły od złego pasterza. Ale zaraz, na nowym pastwisku pojawił się nowy pasterz z zielonymi balonikami… Mała owieczka puściła pawia. Zrozumiała, że albo zmienią się zasady gry, albo do końca swych dni pozostaną igraszką w czyimś ręku. Zerwała się na cztery równe nóżki i pobiegła do dużej owcy, by powiadomić ją o swoim odkryciu.

- Duża owco o puszystej wełence – zakrzyknęła – musimy zmienić zasady gry, inaczej będziemy igraszką w ręku złego i bardzo przystojnego pasterza!

Duża owca uśmiechnęła się gorzko do małej owieczki, ukazując swe równe i perłowe zęby.

- Nie chodzi o to, by zmienić zasady gry. Chodzi o to by przestać grać. By nigdy nie wchodzić w układy ze złem, by już nigdy od niego nie uciekać, lecz zawsze mu się przeciwstawiać. Aby przeciwstawiać się złu, nie pomimo ofiar, ale właśnie ze względu na nie.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania