Poprzednie częściMały, biały domek

Mały, biały domek[3]

-

Musiał wracać, gotówki jest za mało; do tego, Julka, póki co, nie chce ruszać się z miasta.

Rozmawiali o tym, Marek zachęcał, by ojciec namówił żonę do sprzedaży swego mieszkania, wtedy starczy i na kupno i na remont. Pani Agata słyszeć nie chciała o takim przewrocie.

- Po co nam to na starość? Ale zgodziła się na wycieczkę na wieś.

– Pojedziemy, ot tak sobie, pokażę ci domek, który Marek zamierzał kupić. Była ciepła , październikowa niedziela. Pojechali we troje.

Za wioską, na wzgórku, przytulone do kolorowej teraz, ściany lasu, stały dwa domy: okazała piętrowa leśniczówka i nieopodal biały zgrabny domek. Być może dawniej lokum dla gajowego, lub jakiegoś robotnika leśnego.

Klucz miał leśniczy, weszli do środka – było jasno i ciepło, jakby słońce święciło w każde okno, albo jakby ktoś napalił w piecu kaflowym. Gdyby nie brudne ściany, można by się wprowadzać. Obejście też był ładne, całość ogrodzona wysokim parkanem, żeby zwierzyna leśna nie wchodziła na podwórko.

– Tą jabłoń trzeba wyciąć, cały środek spróchniały, gruszy gałęzie podciąć, bo dach uszkodzą, a te śliwki pewnie dziczki, takie gęste – robiła uwagi pani Agata. Postępujący za nią panowie spoglądali na siebie z uśmiechem.

- – Coś z tego będzie! Do tego nazbierali całą torbę grzybów parę metrów od budynku. Cudowna niedziela, pełna wrażeń i już prawie, prawie podjęta decyzja, ale jeszcze odrobina wahania.

-

- – Co dzieci powiedzą? Mąż nie naciskał i słusznie , bo po paru dniach pani Agata oświadczyła, że była u znajomego, który pracuje w Nieruchomościach i mają amatora na jej mieszkanie.

Dostali zaliczkę i możliwość mieszkania jeszcze przez pół roku. Kupili ten domek! Pozostało coś zrobić z działką, córki odmówiły, syn przyjął. Teraz wszyscy wiedzieli, co mama przedsięwzięła i nie było łatwo. Choć już nie było odwrotu pouczeniom , straszeniu, ostrzeganiu nie było końca.

Umęczeni, spakowali niezbędne sprzęty i zamieszkali na swoim. W połowie grudnia Julka urodziła córeczkę, trzeba był pomóc młodym znaleźć się w nowej sytuacji.

Pani Agata była i w kuchni i przy dziecku i w łazience przy pralce – wszędzie. Julka patrzyła i nadziwić się nie mogła, że ona robi to z takim oddaniem, z sercem. Jej też się zdarzało szukać ukojenia w ramionach tej dobrej kobiety, gdy była szczególnie umęczona i wystraszona reakcjami maleństwa.

Gdyby nie mała krzykaczka, która nie dawała pospać, święta te byłyby naprawdę piękne. Ale i tak wracali do mieszkania pani Agaty z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

– Popatrz Beniu jak ta dziewczyna potrafi szczodrze dziękować za odrobinę okazanego serca; a moje dzieci, którym przecież życie poświęciłam, poprzestały na telefonicznych życzeniach.

– Daj im trochę czasu, niech się oswoją z tymi wszystkimi zmianami, którymi ich zaskoczyłaś – mitygował dobrotliwie mąż.

- Zima wciąż była łagodna, wręcz ciepła, wrócili więc na wieś, wynajęli majstrów i zaczęli remont.

Wielkanoc w tym roku wypadała na początku kwietnia; zapowiadało się cudownie. Wokół domu kwitły przebiśniegi, drzewka świeciły pobielonymi pniami, powietrze pachniało wiosną. Zaprosili dzieci i uwijali się przy przygotowaniach.

- W Wielką Sobotę niebo się zaciągnęło i zaczął sypać śnieg! Nazajutrz było jeszcze gorzej. Kto się będzie pchał w taką pogodę na wiejskie bezdroża?

- Stół pięknie nakryty, co z tego, nikt nie tknął jedzenia, choć pora śniadania dawno minęła. Pani Agata powoli znosiła talerze z jadłem do kuchni, w pewnej chwili zastygła w bezruchu

.- Benek, kochanie, wyjrzyj, czy to wiatr taj huczy, czy samochód podjechał?

Wkrótce dom napełnił się wesołą wrzawą, przyjechali wszyscy w komplecie; musieli tylko poczekać, aż pług odśnieżny utoruje im drogę. Wszak to Wielkanoc, robotnicy leśni też świętują.

Nanieśli śniegu, wyziębili mieszkanie, a gospodarze byli wniebowzięci. Trzeba było pożyczyć parę krzeseł od leśniczego. Goście byli zachwyceni pięknem okolicy, nie mogli się dosyć nachwalić trafnego wyboru miejsca. Zasiedli do stołu. Pan Beniu wstał i ku zaskoczeniu wszystkich, mocnym głosem zaśpiewał:

- „ Zmartwychwstał Pan, Zmartwychwstał Pan Zmartwychwstał Pan -Alleluja, Alleluja, Alleluja...”

- – No, pięknie- wykrzyknęła Majka,- niech się chowa nasz organista!

Teraz wstała gospodyni, chciała powiedzieć, jak bardzo się cieszy, że są wszyscy razem i wiele, wiele więcej, ale popatrzyła, jak Julka dyskretnie wyciera oczy i tylko cicho rzekła:

- Pewnie zgłodnieliście, no to zaczynamy świętowanie.

– Nie ma na co czekać, tyle wszelkiego jadła nawieźliście, że musimy się uwijać, by to w dwa dni zjeść – śmiał się dobrodusznie pan Beniu. -Ale zaczniemy od święconego jajeczka!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania