Mam na imię Tomek i jestem głupi.

Mam na imię Tomek i jestem głupi. Nie wiem, jak to się stało, ale tak po prostu jest. Może to przez to, że nie lubię się uczyć, albo przez to, że oglądam za dużo telewizji. Albo może przez to, że mam jeszcze głupszych znajomych.

 

Jednym z nich jest Kuba, który uważa się za geniusza. On zawsze ma jakieś pomysły, które mają nam przynieść sławę i pieniądze. Niestety, zazwyczaj kończą się one katastrofą i kłopotami. Tak było i tym razem.

 

Kuba wpadł na genialny plan, jak zarobić na sprzedaży lodów. Miał w domu starą lodówkę, którą chciał przerobić na maszynę do robienia lodów. Powiedział, że wystarczy podłączyć ją do prądu, wlać do niej mleko i cukier, a potem dodać dowolne smaki i kolory. Twierdził, że w ten sposób zrobimy najlepsze lody na świecie i będziemy mieli tłumy klientów.

 

Zachęcony jego entuzjazmem, zgodziłem się mu pomóc. Pożyczyliśmy od mojej mamy trochę pieniędzy na zakup składników i zabraliśmy lodówkę do parku. Tam znaleźliśmy wolne gniazdko i podłączyliśmy naszą maszynę. Kuba wlał do niej mleko i cukier, a ja dodałem kilka kolorowych syropów i soków. Potem zamknęliśmy lodówkę i czekaliśmy na cud.

 

Po godzinie Kuba otworzył lodówkę i wyjął z niej pierwszą porcję lodów. Były one różowe, zielone i niebieskie, a wyglądały jak plastelina. Kuba spróbował jednego i uśmiechnął się szeroko.

 

- Są pyszne! - zawołał. - Musisz spróbować!

 

Wziąłem od niego loda i ugryzłem go. Był słodki, ale też gorzki i kwaśny. Miał dziwny posmak metalu i gumy. Zrobiło mi się niedobrze i wyplułem go na trawę.

 

- Bleee! - krzyknąłem. - To jest obrzydliwe!

 

- Co ty gadasz? - oburzył się Kuba. - To są najlepsze lody na świecie! Zobaczysz, jak ludzie będą się o nie bić!

 

Nie miałem siły z nim dyskutować. Postanowiłem tylko usiąść na ławce i obserwować, co się będzie działo.

 

Nie minęło wiele czasu, gdy pod naszą lodówką zaczęły zbierać się dzieci. Były one ciekawe naszych kolorowych lodów i chciały je spróbować. Kuba zaczął im je sprzedawać po złotówce za sztukę.

 

- To są lody magiczne! - zachwalał je Kuba. - Mają różne smaki i kolory! Możecie je mieszać ze sobą i tworzyć własne kompozycje!

 

Dzieci były zachwycone i kupowały lody w dużych ilościach. Niektóre z nich nawet płaciły więcej niż złotówkę, bo chciały mieć więcej niż jedną porcję.

 

- Widzisz? - triumfował Kuba. - Mamy sukces! Zaraz będziemy bogaci!

 

Ja jednak nie byłem tak optymistyczny. Zauważyłem, że dzieci po zjedzeniu naszych lodów robiły dziwne miny i pluły je na ziemię. Niektóre z nich nawet zaczęły wymiotować lub płakać.

 

- Coś tu jest nie tak - powiedziałem Kubie. - Chyba nasze lody są zepsute.

 

- Nie bądź głupi - odparł Kuba. - To jest normalna reakcja na nowe doznania smakowe. Oni po prostu nie są przyzwyczajeni do takich lodów.

 

- Ale oni się źle czują - nalegałem. - Musimy przestać im je sprzedawać.

 

- Nie możemy - zaprotestował Kuba. - To jest nasz biznes. Nie możemy zawieść naszych klientów.

 

Wtedy zobaczyłem, że do nas podchodzi policjant. Był to pan Marek, który często patrolował park i znał mnie i Kubę.

 

- Co tu się dzieje? - zapytał policjant. - Czemu te dzieci się tak zachowują?

 

- To przez te lody - odpowiedziałem szczerze. - Są zepsute i szkodliwe.

 

- Jakie lody? - spytał policjant i spojrzał na naszą lodówkę.

 

- To są lody magiczne - wyjaśnił Kuba. - Zrobiliśmy je sami z mleka, cukru i syropów. Są pyszne i kolorowe.

 

- Pokaż mi te lody - zażądał policjant i otworzył lodówkę.

 

Gdy zobaczył nasze lody, zmarszczył brwi i zrobił obrzydzonego minę.

 

- To są lody? - spytał z niedowierzaniem. - Wyglądają jak śmieci!

 

- Nie, to są lody! - zapewniał Kuba. - Są bardzo dobre!

 

- A co to za zapach? - spytał policjant i poczuł nasze lody.

 

- To jest zapach magii - odpowiedział Kuba.

 

- Nie, to jest zapach spalenizny! - krzyknął policjant. - Ta lodówka jest uszkodzona i się przegrzewa! Może wybuchnąć w każdej chwili!

 

Gdy to powiedział, usłyszeliśmy głośny huk i zobaczyliśmy, jak z naszej lodówki wydobywa się dym i iskry. Policjant szybko odsunął się od niej i wezwał wsparcie.

 

- Uciekajcie stąd! - krzyknął do nas i do dzieci. - To jest niebezpieczne!

 

Zaczęliśmy biec w popłochu, zostawiając naszą lodówkę w płomieniach. Po drodze widziałem, jak ludzie patrzą na nas ze zdziwieniem i litością.

 

- Co wy narobiliście? - pytał mnie Kuba. - Dlaczego powiedziałeś policjantowi prawdę?

 

- Bo jesteś głupi, a ja jeszcze głupszy - odpowiedziałem mu. - I dlatego mamy teraz taki kłopot.

 

-

 

Po tym, jak nasza lodówka eksplodowała, zostaliśmy zatrzymani przez policję. Zostaliśmy przewiezieni na komisariat, gdzie czekały na nas nasze rodzice. Byli oni bardzo zmartwieni i złości.

 

- Co wy narobiliście? - pytała mnie moja mama. - Jak mogliście sprzedawać dzieciom takie lody?

 

- Przepraszam, mamo - mówiłem. - To była głupota.

 

- Głupota to mało powiedziane - dodał mój tata. - To była nieodpowiedzialność i niebezpieczeństwo. Mogliście zrobić komuś krzywdę!

 

- Przepraszam, tato - mówiłem.

 

- A ty, Kuba? - pytała matka Kuby. - Skąd wziąłeś tę lodówkę?

 

- Znalazłem ją na śmietniku - odpowiedział Kuba. - Myślałem, że jeszcze działa.

 

- No i widzisz, co z tego wyszło - powiedziała matka Kuby. - Zamiast się uczyć, wymyślasz takie głupoty!

 

- Przepraszam, mamo - mówił Kuba.

 

Nasze rodzice byli bardzo rozczarowani i smutni. Powiedzieli nam, że musimy zapłacić za szkody, które spowodowaliśmy i że dostaniemy surowe kary. Powiedzieli też, że nie możemy się więcej widywać i że musimy się skupić na nauce.

 

- To jest koniec naszej przyjaźni - powiedział mi Kuba. - Nie będziemy już razem robić niczego.

 

- Tak, to jest koniec - powiedziałem mu. - I to jest nasza wina.

 

Po tym, jak nasze rodzice zabrali nas z komisariatu, wróciliśmy do domu. Tam czekała na nas kolejna niespodzianka. Okazało się, że nasze lody nie tylko były zepsute i niebezpieczne, ale też miały dziwne skutki uboczne.

 

Gdy spojrzałem w lustro, zobaczyłem, że moja twarz jest różowa, zielona i niebieska. Tak samo było z moimi włosami i ubraniem. Wyglądałem jak tęczowy klaun.

 

- Co się ze mną stało? - krzyknąłem.

 

- To przez te lody - powiedziała moja mama. - Musiały mieć jakieś szkodliwe substancje, które zmieniły twój kolor skóry i włosów.

 

- Ale jak to możliwe? - spytałem.

 

- Nie wiem - odpowiedziała moja mama. - Musimy cię zabrać do lekarza.

 

- A co z Kubą? - zapytałem.

 

- On też jest taki sam - powiedziała moja mama. - Zadzwoniła do mnie jego matka i powiedziała, że ma takie same objawy.

 

- To znaczy, że wszyscy, którzy jedli nasze lody, są tacy sami? - zapytałem.

 

- Tak, obawiam się, że tak - powiedziała moja mama. - To jest straszne!

 

Zostałem zabrany do szpitala, gdzie spotkałem Kubę i kilka innych dzieci, które były w parku. Wszyscy byliśmy pokolorowani jak tęcza i czuliśmy się źle. Lekarze robili nam badania i próbowali znaleźć lekarstwo na naszą chorobę.

 

- Co nam się stanie? - pytał mnie Kuba.

 

- Nie wiem - odpowiadałem mu. - Może to minie samo?

 

- A może nie minie? - pytał Kuba. - Może będziemy tak wyglądać na zawsze?

 

- Nie mów tak - mówiłem mu. - Musi być jakiś sposób, żeby to naprawić.

 

- A może to jest kara za to, co zrobiliśmy? - pytał Kuba. - Może to jest sprawiedliwość?

 

- Nie wiem - mówiłem mu. - Może masz rację.

 

Spędziliśmy kilka dni w szpitalu, czekając na wyniki badań i lekarstwo na naszą chorobę. Lekarze byli zaskoczeni i zaniepokojeni naszym stanem. Nie mogli znaleźć przyczyny ani sposobu leczenia naszego kolorowego wyglądu.

 

- To jest bardzo nietypowe i niebezpieczne - mówił nam jeden z lekarzy. - Nie wiemy, co się dzieje z waszym organizmem i jak to wpływa na wasze zdrowie.

 

- Czy to znaczy, że nie ma dla nas ratunku? - pytał mnie Kuba.

 

- Nie, nie mówię tego - odpowiadał lekarz. - Mówię tylko, że to jest trudne i skomplikowane. Musimy być cierpliwi i pełni nadziei.

 

- A co z innymi ludźmi, którzy jedli nasze lody? - pytałem.

 

- Oni też są w takim samym stanie - mówił lekarz. - Ale nie martwcie się, my się nimi zajmujemy.

 

- A co z naszymi rodzinami i przyjaciółmi? - pytał Kuba.

 

- Oni też są zmartwieni i smutni - mówił lekarz. - Ale oni was kochają i wspierają. Możecie z nimi rozmawiać przez telefon lub przez internet.

 

- A co z naszą szkołą i nauczycielami? - pytałem.

 

- Oni też są zaniepokojeni i zdziwieni - mówił lekarz. - Ale oni was rozumieją i szanują. Możecie uczyć się zdalnie przez komputer lub tablet.

 

- A co z naszym życiem i marzeniami? - pytał Kuba.

 

- Oni też są ważni i piękni - mówił lekarz. - Ale oni nie zależą od waszego wyglądu, tylko od waszego serca i umysłu. Możecie realizować je w inny sposób lub znaleźć nowe cele.

 

Lekarz starał się nas pocieszyć i zachęcić, ale my nie byliśmy przekonani. Czuliśmy się samotni i beznadziejni. Nie widzieliśmy sensu w naszym życiu.

 

Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło. Zdarzyło się coś niesamowitego i cudownego.

 

Była to sobota rano, gdy obudziłem się w moim łóżku szpitalnym. Spojrzałem na moją rękę i zobaczyłem, że jest normalna. Nie była już różowa, zielona ani niebieska. Była po prostu ludzka.

 

- Co się stało? - krzyknąłem.

 

Podbiegł do mnie Kuba, który spał w łóżku obok mnie. On też był normalny. Nie był już tęczowy klaun. Był po prostu chłopcem.

 

- To jest cud! - zawołał.

 

Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się szeroko. Byliśmy szczęśliwi i zdziwieni. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało.

 

Wtedy do naszego pokoju wszedł lekarz. On też był zdumiony i radosny.

 

- To jest niesamowite! - powiedział. - Jesteście uzdrowieni!

 

- Jak to możliwe? - spytałem.

 

- Nie wiem - odpowiedział lekarz. - To jest cud nauki lub natury. Albo obu naraz.

 

- A co z innymi dziećmi? - spytał Kuba.

 

- Oni też są uzdrowieni! - powiedział lekarz. - Wszyscy wrócili do normalności!

 

- A co było przyczyną naszej choroby? - spytałem.

 

- Nie wiemy - odpowiedział lekarz. - Musimy to jeszcze zbadać. Ale najważniejsze jest to, że jesteście zdrowi i szczęśliwi.

 

- A co teraz? - spytał Kuba.

 

- Teraz możecie wrócić do domu i do życia - powiedział lekarz. - Ale pamiętajcie, że to, co się stało, było dla was lekcją.

 

- Jaką lekcją? - spytałem.

 

- Lekcją pokory i odpowiedzialności - powiedział lekarz. - Pokazała wam, że nie możecie robić głupot i narażać siebie i innych na niebezpieczeństwo. Musieliście zapłacić za to cenę.

 

- Tak, wiemy - powiedziałem.

 

- Ale też lekcją miłości i nadziei - dodał lekarz. - Pokazała wam, że nie jesteście sami i że macie ludzi, którzy was kochają i wspierają. Daliście im powód do radości.

 

- Tak, wiemy - powiedział Kuba.

 

- I lekcją mądrości i kreatywności - zakończył lekarz. - Pokazała wam, że nie musicie się poddawać i że możecie znaleźć nowe sposoby na realizację waszych marzeń. Zainspirowaliście innych ludzi.

 

- Tak, wiemy - powiedzieliśmy razem.

 

Lekarz uścisnął nas za ręce i pogratulował nam. Powiedział nam, że jesteśmy wyjątkowi i wspaniali. Powiedział nam, że jesteśmy bohaterami i cudami.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Grain 18.07.2023
    Kawał mozolnej dobrej roboty i dyscypliny, żeby nie przeszarżować. Modelowe, bez fajerwerków i dobrze.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania