Ma-ra-mi, Ma-ra-na

Historia ta wydarzyła się naprawdę.

 

* * *

 

Kinga usiadła na starej, przydomowej huśtawce. Wsłuchała się w śpiew ptaków i piski samochodowych opon. Próbowała zapomnieć o swojej siostrze, jednak było to nie lada wyzwanie. Wszystko przez to, że jej posesję i cmentarz dzieliła jedynie cienka siatka. Do tego te miśki z wyrytym "Maja", spoczywające na parapecie w jednym z pokoi. Poczuła chłód w sercu. Jak mogła? JAK? Miała ku temu powody, ale było to zdecydowanie za dużo jak na nią.

Były zgodnym, szczęśliwym rodzeństwem. Mówiły sobie o wszystkim. O pierwszej miłości, nałogu, jedynce. Zawsze pamiętały o swoich urodzinach i mimo braku kieszonkowego kupowały najdroższe prezenty. Co prawda, były swoim całkowitym przeciwieństwem. Kinga była wzorową uczennicą, zawsze pomagała mamie w codziennych czynnościach, nie była ufna ani towarzyska, lecz piękna i mądra. Natomiast Maja należała do klasowych czarnych owiec (zwłaszcza z historii), dnie spędzała siedząc przez komputerem, uwielbiała spotykać się z przyjaciółmi i poznawać nowe osoby, grała w zespole i była nieco brzydsza od siostry. Ale nawet to ich nie dzieliło. Jednak z czasem coś zaczęło się łamać...

Był to pochmurny, jesienni dzień. Wydawało się, że za chwilę spadnie deszcz. Nikt nie przebywał na zewnątrz. Jedynie Majka wpatrywała się w jeden z grobów kilka metrów od ogrodzenia.

- H-hej, Ma--

- On nie żyje! - krzyknęła, przerywając dziewczynie.

- Kto?

- Michał!

Zdezorientowana Kinga objęła ją ramieniem, po czym dodała:

- Ale on żyje. Mało tego, rano przyszedł oddać mi zeszyty.

Atmosfera stała się napięta. Nastolatka przy płocie zatrzęsła się nerwowo. Pierwsze krople z nieba spłynęły im po czołach. Dało się słyszeć niepokojący śmiech.

- Ha, ha, ha, hahahaha!

- Maju! Uspokój się!

- Ależ on zdechł. Tak. Zdechł jak szczur. Moje ręce przejechały po jego szyi o 19:15. - wymamrotała z szerokim uśmiechem.

- Niemożliwe. Jest dopiero 17:20.

- Czyli powinnam powiedzieć "zdechnie"?

Dziewczyna zsunęła się na kolana.

- Przestań! - wrzasnęła przerażona.

Miała dziwne wrażenie, że to nie ta sama siostra, którą miała wcześniej. Zwróciła wzrok na ukochane białe róże, przy domu. Na jedną z nich spłynęła krew z rynny i stała się czerwona. Ale jaka krew? Przyglądała się jeszcze trochę deszczówce, ale czerwona ciecz nie ukazała się ponownie. Jedynie kwiat nie zmieniał barwy. Z jej oczu wypłynęły słone łzy, spłynęły po bladych policzkach, potem karku i na plecach wsiąknęły w bluzkę. Wydała z siebie kilka wolnych, dużych wydechów i ścisnęła spódniczkę tak mocno, jak to tylko było możliwe.

Kolejne dni nie były wcale lepsze. Dziewczyna nie pojawiała się na posiłkach i Kinga była zmuszona zanosić je jej do pokoju. Nienawidziła tego robić. Pomieszczenie śmierdziało jakby zwłokami, śnieżnobiałe zasłony przybrały kolor szary, ramki ze zdjęciami były porozrzucane gdzie popadnie, a ona nie wychodziła z łóżka. Kinga też starała się nie opuszczać swojego pokoju i gdy rodzice wychodzili, robiła wszystko by zabrali ją ze sobą.

Kolejny zimny wieczór zawitał w wiosce. Nastolatka postanowiła zejść na dół by zaparzyć herbatę. Przed tym zbadała niemal każde pomieszczenie w domu i doszła do wniosku, że jest sama. Sama z n i ą. Widocznie dorosłym znudziła się natarczywa obecność córki i w tajemnicy wymknęli się do przyjaciół na wino. Jednak starała się zachować zimną krew. Wypiła gorący napój, włączyła telewizję i podążyła w stronę huśtawki. Na dworze szalała burza, lecz to jej nie zraziło. Przejechała ręką po drewnianych deskach i opuściła ciężkie powieki. Wtem drzwi głośno zaskrzypiały i uderzyły o ścianę. Jej serce stanęło.

- M-Maja... - wyszeptała drżącymi ustami.

- Marami... Marana... - zaśmiała się postać w progu.

Nagle zza jej czarnej sukienki wysunął się lśniący nóż. Podeszła do siostry i przejechała palcem po jej twarzy.

- Jesteś piękna.

Cisza.

Kinga wiedziała, że miała do wyboru jedynie dwie opcje - żyć w męczarniach lub zginąć szybko w tak młodym wieku. Lecz nagle nasunęła się trzecia - zabić napastnika i żyć. Nie chciała. To na pewno nie była Maja, tylko jakaś Marami. Jakie mogły być konsekwencje tego bestialskiego czynu? Jej mięśnie napięły się jak nigdy dotąd, serce zaczęło walić jak szalone.

- Wcale nie. - wydusiła dławiąc się łzami. - NIE!

Wiecie jak się skończyło? Wiecie czemu Kinga żyje w strachu? Czemu nigdy nie wybaczy sobie tamtego dnia? Wiecie. A skąd ten odór ciała w pokoiku? Nie, to nie Michał. Pamiętacie Marami, Marana? A skoro to była ona, to gdzie jest MAJKA?

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Vasto Lorde 04.07.2015
    Opowiadanie dobre, podobało mi się :) 4

    Ale czemu jak ona płakała to miała mokre plecy? :C

    "spłynęły po bladych policzkach, potem karku i na plecach wsiąknęły w bluzkę"
  • Ignis 04.07.2015
    Tak jakoś jej spłynęły, że trafiły na plecy XD Wiem, nielogiczne.
  • DuŚka ^.^ 04.07.2015
    Mi również się spodobało choć było nieco przerażające;)ale to tylko wzbudziło moją ciekawość, 5 :)
  • Sky300 04.07.2015
    Mogłoby tak być, gdyby leżała :)
    Spodobało mi się, 4 :D
  • Johnny2x4 04.07.2015
    Tekst spoko :) 4 :)
  • Anonim 05.07.2015
    Czytałam to wcześniej ;) Tekst jest świetny, historia wciąga, ale czasami się gubiłam XD Dałam cztery :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania