Poprzednie częściMarcin i KOD

Marcin żyje

Marcin był zawsze aktywny społecznie i politycznie. Nie zgadzał się z tym, co robiła partia rządząca oraz chciał bronić demokracji i praworządności. Dlatego w 2016 roku postanowił wziąć udział w marszu Komitetu Obrony Demokracji w Warszawie. Był jednym z nielicznych młodych ludzi, którzy szli na czele manifestacji, trzymając transparenty i skandując hasła. Jego matka Grażyna, która również była zwolenniczką KOD, szła na tyłach, bo nie chciała narażać się na konfrontację z policją lub innymi grupami.

 

Marcin nie spodziewał się, że marsz będzie tak niebezpieczny. Nie wiedział, że w pobliżu zgromadziły się środowiska narodowe, które były przeciwne KOD i jego postulatom. Nie zauważył, że z boku ulicy podbiegł do niego zamaskowany mężczyzna, który trzymał w ręku butelkę z cieczą. Zanim zdążył się obrócić, został oblany tzw. roztworem piranii - kwasem siarkowym i nadtlenkiem wodoru, który natychmiast zaczął żreć jego skórę i ubranie.

 

Marcin krzyknął z bólu i przerażenia. Poczuł, jak jego twarz oraz ręce płoną i puchną. Zobaczył, jak jego włosy i brwi opadają na ziemię. Nie widział już nic poza czerwienią i mgłą. Upadł na chodnik, tracąc przytomność.

 

Wokół niego wybuchła panika. Ludzie z KOD próbowali mu pomóc, ale nie mieli pojęcia, co zrobić. Niektórzy próbowali go oblewać wodą, inni dzwonili po pogotowie. Narodowcy uciekali z miejsca zdarzenia, śmiejąc się i wyzywając Marcina od zdrajców i lewaków.

 

Grażyna była daleko od miejsca ataku. Nie słyszała krzyków ani syren. Myślała, że jej syn jest bezpieczny i dumny ze swojego zaangażowania. Dopiero po kilkunastu minutach dowiedziała się o tragedii od jednego z organizatorów marszu, który znalazł jej numer telefonu w portfelu Marcina.

 

- Pani Grażyno? - usłyszała głos przez słuchawkę.

- Tak, to ja. Co się stało? - odpowiedziała niepewnie.

- To ja, Jan Kowalski, z KOD. Jestem przy Pani synu Marcinie. Muszę Panią poinformować o bardzo złej wiadomości...

- Co? Co się stało? Gdzie jest Marcin? - przerwała mu Grażyna.

- Pani Grażyno... Marcin został zaatakowany przez narodowców. Oblali go kwasem siarkowym. Jest bardzo ciężko ranny...

- Nie... To niemożliwe... To jakiś koszmar... - Grażyna nie mogła uwierzyć w to, co słyszała.

- Pani Grażyno... Proszę przyjechać jak najszybciej do szpitala na Banacha. Tam jest teraz Marcin. Lekarze walczą o jego życie...

- Banacha? Szpital? Lekarze? - Grażyna powtarzała te słowa jak mantra.

- Tak, Pani Grażyno... Proszę się spieszyć... Nie wiem, czy Marcin to przeżyje...

- Przeżyje... Musi przeżyć... To mój syn... - Grażyna rzuciła telefon i pobiegła do najbliższego przystanku autobusowego.

 

Nie zdawała sobie sprawy, że jej życie właśnie zmieniło się na zawsze. Nie wiedziała, że jej syn Marcin będzie musiał zmierzyć się z okropnymi skutkami ataku. Nie wiedziała, że będzie musiała walczyć o jego sprawiedliwość i godność. Nie wiedziała, że Polska, którą kochała, stała się dla niej i jej syna piekłem.

 

Grażyna dotarła do szpitala na Banacha po ponad godzinie. Nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć Marcina i przytulić go do siebie. Nie mogła uwierzyć, że ktoś mógł zrobić mu taką krzywdę. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że w XXI wieku w Polsce dochodzi do takich aktów barbarzyństwa.

 

W szpitalu spotkała się z Janem Kowalskim, który czekał na nią przed wejściem na oddział intensywnej terapii. Był blady i smutny. Nie miał dobrych wieści.

 

- Pani Grażyno... - powiedział cicho.

- Janie... Gdzie jest Marcin? Jak się czuje? Co się z nim stało? - Grażyna zadawała pytania bez przerwy.

- Pani Grażyno... Proszę usiąść... Muszę Pani coś powiedzieć... - Jan próbował ją uspokoić.

- Nie chcę siedzieć! Chcę widzieć Marcina! - Grażyna krzyczała.

- Pani Grażyno... Marcin jest w bardzo ciężkim stanie... Lekarze nie dają mu dużych szans na przeżycie... - Jan wyjawił prawdę.

- Co?! To niemożliwe! To nieprawda! To kłamstwo! - Grażyna nie chciała tego słuchać.

- Pani Grażyno... Proszę się opanować... To nie jest czas na emocje... To jest czas na modlitwę... - Jan próbował ją pocieszyć.

- Modlitwę?! A gdzie byliście, gdy mój syn był atakowany?! Gdzie byliście, gdy mój syn krwawił na ulicy?! Gdzie byliście, gdy mój syn umierał w karetce?! - Grażyna oskarżała Jana i innych z KOD.

- Pani Grażyno... My byliśmy tam... My próbowaliśmy mu pomóc... My nie mogliśmy nic zrobić... To nie była nasza wina... To była wina tych potworów, którzy go zaatakowali... - Jan bronił się i swoich kolegów.

- Potworów?! A co wy jesteście?! Anioły?! Święci?! Nie! Wy jesteście tchórzami! Wy jesteście hipokrytami! Wy jesteście winni! Wy jesteście winni śmierci mojego syna! - Grażyna oszalała ze złości i bólu.

- Pani Grażyno... Proszę się uspokoić... Proszę nie robić sceny... Proszę nie obrażać nas... My też cierpimy... My też kochamy Marcina... My też chcemy, żeby żył... - Jan próbował ją uspokoić.

- Kochacie?! Chcecie?! A co zrobiliście dla niego?! Co zrobiliście dla sprawy, za którą walczył?! Co zrobiliście dla Polski, którą kochaliście?! Nic! Nic nie zrobiliście! Nic nie robicie! Nic nie zrobicie! - Grażyna wykrzykiwała swoje pretensje.

 

W tym momencie podszedł do nich lekarz. Był to doktor Marek Nowak, ordynator oddziału intensywnej terapii. Miał na sobie biały fartuch i maskę. Miał poważną minę.

 

- Przepraszam, czy to Pani Grażyna Wiśniewska? Matka Marcina Wiśniewskiego? - zapytał lekarz.

- Tak, to ja. Co się dzieje z moim synem? Czy żyje? Czy będzie żył? - Grażyna rzuciła się do lekarza.

- Proszę Panią, proszę się uspokoić. Muszę Panią poprosić o rozmowę w moim gabinecie. Jest to bardzo ważne. Proszę za mną. - lekarz poprowadził Grażynę do swojego pokoju.

- Janie, idź ze mną. Nie zostawiaj mnie samej. - Grażyna poprosiła Jana o wsparcie.

- Dobrze, Pani Grażyno. Idę z Panią. - Jan poszedł za nimi.

 

W gabinecie lekarza Grażyna usiadła na krześle. Jan stanął obok niej. Lekarz usiadł za biurkiem. Wziął do ręki teczkę z dokumentami.

 

- Pani Grażyno, jestem doktor Marek Nowak, ordynator oddziału intensywnej terapii. Zajmuję się Pańskim synem Marcinem od momentu, gdy trafił do naszego szpitala. - lekarz przedstawił się.

- Doktorze, proszę mi powiedzieć, jak jest z moim synem. Czy żyje? Czy będzie żył? - Grażyna powtórzyła swoje pytania.

- Pani Grażyno, muszę Panią przygotować na bardzo ciężką wiadomość. Pani syn Marcin jest w stanie krytycznym. Ma bardzo poważne obrażenia spowodowane kwasem siarkowym. Kwas spowodował oparzenia III i IV stopnia na ponad 80% ciała, w tym na twarzy, szyi, klatce piersiowej, brzuchu, rękach i nogach. Kwas uszkodził również oczy, uszy, nos i usta Marcina. Kwas dostał się również do układu oddechowego i pokarmowego Marcina, powodując zapalenie płuc, krwawienie z żołądka i jelit, a także obrzęk krtani i tchawicy. Kwas spowodował również uszkodzenie nerek i wątroby Marcina, a także zaburzenia krzepnięcia krwi i anemię. - lekarz wyliczał skutki ataku.

- To straszne... To okropne... To nieludzkie... - Grażyna słuchała z przerażeniem.

- Pani Grażyno, Pani syn Marcin jest podłączony do respiratora i dializatora. Otrzymuje transfuzje krwi i płynów. Jest podawany silnymi lekami przeciwbólowymi i przeciwzapalnymi. Jest pod stałą opieką lekarzy i pielęgniarek. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby go uratować. - lekarz opisywał stan Marcina.

- Czyli żyje? Czyli będzie żył? - Grażyna łapała się nadziei.

- Pani Grażyno, nie mogę Pani niczego obiecać. Pani syn Marcin jest w stanie zagrożenia życia. Jego szanse na przeżycie są bardzo małe. Jego szanse na pełne wyzdrowienie są zerowe. Nawet jeśli przeżyje, będzie musiał zmierzyć się z trwałymi skutkami ataku. Będzie musiał przejść wiele operacji plastycznych i rekonstrukcyjnych. Będzie musiał przyjmować leki do końca życia. Będzie musiał korzystać z pomocy psychologicznej i socjalnej. Będzie musiał nauczyć się żyć na nowo jako inwalida i kaleka. - lekarz mówił bez ogródek.

- Nie... Nie... Nie... To nie może być prawda... To nie może się stać... To nie może być mój syn... - Grażyna zaprzeczała rzeczywistości.

- Pani Grażyno, rozumiem Pani ból i rozpacz. Jestem ojcem dwójki dzieci i nie wyobrażam sobie, co bym zrobił w takiej sytuacji. Ale proszę Panią, proszę być silną i odważną dla swojego syna. On teraz potrzebuje Pani wsparcia i miłości. On teraz potrzebuje wiedzieć, że nie jest sam i że ma dla kogo żyć. - lekarz próbował ją pocieszyć i zachęcić.

- Pani Grażyno, czy chce Pani zobaczyć swojego syna? Czy chce Pani z nim porozumieć się? - lekarz zapytał delikatnie.

- Tak... Tak... Chcę go zobaczyć... Chcę z nim porozumieć się... - Grażyna odpowiedziała słabo.

- Dobrze, Pani Grażyno. Proszę za mną. Pójdziemy do jego pokoju. Ale proszę się przygotować na to, co zobaczy Pani. To nie będzie łatwy widok. - lekarz poprowadził Grażynę do pokoju Marcina.

- Janie, idź ze mną. Nie zostawiaj mnie samej. - Grażyna poprosiła Jana o wsparcie.

- Dobrze, Pani Grażyno. Idę z Panią. - Jan poszedł za nimi.

 

W pokoju Marcina Grażyna zobaczyła coś, co przeraziło ją i zasmuciło bardziej niż cokolwiek innego w życiu. Zobaczyła swojego syna leżącego na łóżku, podłączonego do wielu maszyn i rurek. Zobaczyła jego ciało opuchnięte i poparzone, pokryte bandażami i maściami. Zobaczyła jego twarz zdeformowaną i pozbawioną rysów, z zamkniętymi oczami i ustami. Zobaczyła jego włosy i brwi zniknęły, a skóra zmieniła kolor na szary i czarny.

 

Grażyna nie mogła uwierzyć, że to jest jej syn. Nie mogła uwierzyć, że to jest ten sam chłopak, który jeszcze kilka godzin temu był pełen życia i pasji. Nie mogła uwierzyć, że to jest ten sam chłopak, który uśmiechał się do niej i mówił "kocham cię, mamo". Nie mogła uwierzyć, że to jest ten sam chłopak, który miał przed sobą cały świat i marzenia.

 

Grażyna podbiegła do łóżka Marcina i złapała go za rękę. Była sucha i szorstka. Grażyna poczuła puls Marcina. Był słaby i nieregularny.

 

- Marcin... Marcin... To ja, twoja mama... Jestem przy tobie... Kocham cię... - Grażyna szepcze do ucha Marcina.

- Pani Grażyno... Marcin nie może Pani usłyszeć... Kwas uszkodził jego błonę bębenkową... - lekarz wyjaśnił.

- Nie ważne... Ważne, żeby czuł moją obecność... Ważne, żeby wiedział, że nie jest sam... - Grażyna nie przejmowała się tym.

- Pani Grażyno... Marcin nie może Pani odpowiedzieć... Kwas uszkodził jego struny głosowe... - lekarz wyjaśnił.

- Nie ważne... Ważne, żeby słyszał mój głos... Ważne, żeby wiedział, że go kocham... - Grażyna nie przejmowała się tym.

- Pani Grażyno... Marcin nie może Pani zobaczyć... Kwas uszkodził jego rogówkę i siatkówkę... - lekarz wyjaśnił.

- Nie ważne... Ważne, żeby czuł mój dotyk... Ważne, żeby wiedział, że jestem przy nim... - Grażyna nie przejmowała się tym.

 

Grażyna trzymała rękę Marcina i mówiła do niego słowa miłości i nadziei. Nie zwracała uwagi na lekarza ani na Jana. Nie zwracała uwagi na ból ani na łzy. Nie zwracała uwagi na nic innego niż jej syn.

 

Marcin leżał nieruchomo na łóżku i słuchał głosu matki. Nie wiedział, co się z nim stało. Nie wiedział, gdzie jest. Nie wiedział, co się dzieje. Nie wiedział, czy żyje, czy umiera. Nie wiedział nic.

 

Ale czuł rękę matki i słyszał jej głos. Czuł jej ciepło i słyszał jej miłość. Czuł, że nie jest sam i słyszał, że ma dla kogo żyć.

 

I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin poczuł iskierkę nadziei. Poczuł, że może jeszcze się uda. Poczuł, że może jeszcze się podnieść. Poczuł, że może jeszcze się zmienić.

 

I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin postanowił nie poddawać się. Postanowił walczyć o swoje życie. Postanowił walczyć o swoją sprawę. Postanowił walczyć o swoją Polskę.

 

I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin zaczął się modlić. Modlić się o cud. Modlić się o uzdrowienie. Modlić się o sprawiedliwość.

 

I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin zaczął marzyć. Marzyć o lepszym świecie. Marzyć o lepszej Polsce. Marzyć o lepszym sobie.

 

I wtedy, w głębi swojej duszy, Marcin zaczął żyć.

 

Atak na Marcina wywołał duże poruszenie w społeczeństwie. Wiele osób wyraziło swoje oburzenie i współczucie dla Marcina i jego matki. Wiele osób potępiło przemoc i nienawiść ze strony narodowców. Wiele osób zaapelowało o sprawiedliwość i odpowiedzialność dla sprawców.

 

Jednak nie wszyscy byli solidarni z Marcinem i jego sprawą. Niektórzy ludzie usprawiedliwiali lub bagatelizowali atak na Marcina. Niektórzy ludzie oskarżali Marcina i KOD o prowokację i zdradę narodową. Niektórzy ludzie próbowali zafałszować lub zmanipulować fakty na temat ataku na Marcina.

 

Atak na Marcina stał się również tematem politycznym. Niektóre partie i organizacje poparły Marcina i KOD i domagały się dymisji rządu i prezydenta. Inne partie i organizacje broniły rządu i prezydenta i oskarżały opozycję i media o podsycanie nastrojów antyrządowych i antypolskich.

 

Atak na Marcina był również szeroko komentowany w mediach krajowych i zagranicznych. Niektóre media przedstawiały Marcina jako bohatera i ofiarę, a narodowców jako zbrodniarzy i faszystów. Inne media przedstawiały Marcina jako prowokatora i zdrajcę, a narodowców jako patriotów i obrońców.

 

Atak na Marcina był również okazją do społecznej refleksji nad stanem demokracji i praworządności w Polsce. Niektórzy ludzie uważali, że Polska jest krajem podzielonym i skonfliktowanym, gdzie panuje atmosfera strachu i nienawiści. Inni ludzie uważali, że Polska jest krajem silnym i zjednoczonym, gdzie panuje atmosfera dumy i miłości.

 

Atak na Marcina był więc wydarzeniem, które poruszyło całą Polskę i wywołało wiele emocji, opinii i reakcji. Był to także wydarzenie, które pokazało, jak bardzo Polska jest zróżnicowana i złożona. Był to także wydarzenie, które pokazało, jak bardzo Polska potrzebuje dialogu i tolerancji.

 

Napastnicy Marcina Wiśniewskiego zostali zatrzymani i oskarżeni o usiłowanie zabójstwa z motywacji politycznej. Byli to członkowie skrajnie prawicowej organizacji "Obóz Narodowo-Radykalny", która sprzeciwiała się działalności Komitetu Obrony Demokracji. Napastnicy przyznali się do winy i zeznali, że chcieli ukarać Marcina za jego udział w marszu KOD i za jego poglądy. Napastnicy zostali skazani na długoletnie kary pozbawienia wolności, a ich organizacja została rozwiązana przez sąd. Sprawa Marcina Wiśniewskiego wywołała ogólnonarodową debatę na temat przemocy i nienawiści w polskim społeczeństwie.

 

Matka Marcina, Grażyna Wiśniewska, po ataku na jej syna przeżyła ogromny szok i cierpienie. Nie mogła pogodzić się z tym, co się stało i jak bardzo zmieniło się życie jej i jej syna. Nie mogła też zrozumieć, jak to możliwe, że w Polsce dochodzi do takich aktów okrucieństwa i niesprawiedliwości.

 

Grażyna postanowiła nie poddawać się i walczyć o swojego syna i jego sprawę. Została aktywną działaczką Komitetu Obrony Demokracji i brała udział w wielu protestach i manifestacjach. Została również założycielką i liderką fundacji "Marcin żyje", która pomagała ofiarom przemocy politycznej i ich rodzinom. Została również główną świadkinią i oskarżycielką posiłkową w procesie przeciwko napastnikom Marcina.

 

Grażyna nie zapomniała jednak o swoim synu i poświęcała mu całą swoją miłość i uwagę. Odwiedzała go codziennie w szpitalu i wspierała go w jego walce o życie i zdrowie. Pomagała mu w nauce porozumiewania się za pomocą specjalnego komputera, który reagował na ruchy gałek ocznych Marcina. Pomagała mu również w nauce chodzenia na protezach, które zastąpiły mu częściowo amputowane nogi.

 

Grażyna była dumna ze swojego syna i jego postępów. Widziała, jak Marcin staje się silniejszy i odważniejszy. Widziała, jak Marcin nie traci nadziei i wiary. Widziała, jak Marcin nadal marzy i tworzy.

 

Grażyna była więc matką, która cierpiała, ale też walczyła. Była matką, która kochała, ale też działała. Była matką, która żyła dla swojego syna, ale też dla swojego kraju.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zenza dwa lata temu
    Oj, oj.
    Twoje produkcyjniaki mają swój urok.
  • Zewediach dwa lata temu
    Dziękuję bardzo! ;)
  • rozwiazanie dwa lata temu
    Też jestem na tak. Relacje z życia podane jak dobre danie w barze mlecznym. 5. Pozdrawiam :)
  • Zewediach dwa lata temu
    Dzięki!!! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania