Poprzednie częściMarek

Marek Część 2

Marek biegł bez celu po ulicach. Nie zwracał uwagi na ludzi, samochody, światła. Nie czuł niczego. Był jak żywy trup. Nie miał już nic do stracenia. Nie miał już nic do zyskania. Nie miał już sensu żyć.

Nagle usłyszał za sobą syrenę. Odwrócił się i zobaczył radiowóz, który gnał w jego kierunku. Zdał sobie sprawę, że to policja. Policja, która szukała go od kilku dni. Policja, która chciała go aresztować za oszustwa, które popełnił w swojej firmie. Policja, która wiedziała o jego przestępstwach, bo jego żona ich zdradziła. Tak jak zdradziła go z sąsiadem. Tak jak zdradziła go z życiem.

Marek poczuł przypływ adrenaliny. Nie chciał się poddać. Nie chciał iść do więzienia. Nie chciał stawić czoła konsekwencjom swoich czynów. Nie chciał przyznać się do swojej winy. Chciał tylko uciec. Uciec od swojego życia. Życia, które nie dawało mu satysfakcji i szczęścia, lecz tylko ból i cierpienie. Życia, w którym żył w uprzęży, której nie potrafił się uwolnić. Życia, w którym był śmieszny, ponieważ nie potrafił żyć w prawdziwej harmonii z rzeczywistością, która była dla niego nieprzyjazna i absurdalna.

Marek zaczął uciekać przed policją. Biegł jak szalony, zrywając się z chodnika na jezdnię i z powrotem. Przeskakiwał przez płoty, śmietniki, parkometry. Zbijał ludzi, zwierzęta, rowery. Nie przejmował się niczym. Nie przejmował się nikim. Nie przejmował się sobą.

Policja nie mogła go dogonić. Marek był zbyt szybki, zbyt zdesperowany, zbyt nieobliczalny. Policja strzelała do niego, ale nie trafiała. Marek był zbyt szczęśliwy, zbyt pechowy, zbyt nieszczęśliwy.

Marek dotarł do mostu. Mostu, który łączył miasto z przedmieściami. Mostu, który łączył jego życie z innym życiem. Mostu, który łączył jego śmierć z inną śmiercią. Marek nie zatrzymał się. Nie zastanowił się. Nie zawahał się. Po prostu skoczył. Skoczył z mostu. Skoczył w przepaść. Skoczył w nicość.

Marek umarł. Umarł, zanim dotknął wody. Umarł, zanim dotknął ziemi. Umarł, zanim dotknął siebie. Umarł, zanim dotknął prawdy. Prawdy, która była dla niego zbyt trudna, zbyt bolesna, zbyt piękna. Prawdy, która była dla niego zbyt późna, zbyt daleka, zbyt bliska. Prawdy, która była dla niego zbyt wolna, zbyt szczera, zbyt wolna.

Prawdy, którą usłyszał od starca. Starca, który był jak on. Starca, który był inny od niego. Starca, który był podobny do niego. Starca, który był lepszy od niego. Starca, który żył w harmonii z rzeczywistością. Rzeczywistością, która była dla niego przyjazna i sensowna. Rzeczywistością, która dawała mu satysfakcję i szczęście. Rzeczywistością, która dawała mu życie. Życie, które nie było iluzją. Życie, które nie było uprzężą. Życie, które nie było śmieszne. Życie, które było prawdziwe. Życie, które było wolne. Życie, które było wolne.

 

*****

***

 

Starzec widział, jak Marek skoczył z mostu. Widział, jak jego ciało spadało w dół, jak jego dusza odlatywała w górę. Widział, jak jego życie kończyło się, jak jego prawda zaczynała się. Starzec poczuł smutek i współczucie. Poczuł, że mógł zrobić coś więcej, że mógł powiedzieć coś więcej, że mógł dać coś więcej. Poczuł, że mógł uratować Marka. Uratować go od jego iluzji, od jego uprzęży, od jego śmieszności. Uratować go dla jego rzeczywistości, dla jego wolności, dla jego piękna. Uratować go dla jego życia. Życia, które nie było iluzją. Życia, które nie było uprzężą. Życia, które nie było śmieszne. Życia, które było prawdziwe. Życia, które było wolne. Życia, które było wolne.

Starzec zatrzymał swój wóz. Zsiadł z konia i podszedł do krawędzi mostu. Spojrzał w dół, na wodę, na ziemię, na Marka. Nie widział go. Nie widział niczego. Widział tylko pustkę. Pustkę, która była dla Marka zbyt trudna, zbyt bolesna, zbyt piękna. Pustkę, która była dla Marka zbyt późna, zbyt daleka, zbyt bliska. Pustkę, która była dla Marka zbyt wolna, zbyt szczera, zbyt wolna.

Starzec westchnął i zamknął oczy. Pomodlił się za Marka. Pomodlił się, żeby znalazł spokój i przebaczenie. Pomodlił się, żeby znalazł prawdę i wolność. Pomodlił się, żeby znalazł życie i miłość. Pomodlił się, żeby znalazł siebie i Boga. Pomodlił się, żeby znalazł wszystko i nic.

Starzec otworzył oczy i spojrzał w górę, na niebo, na słońce, na Marka. Nie widział go. Nie widział niczego. Widział tylko światło. Światło, które było dla Marka zbyt trudne, zbyt bolesne, zbyt piękne. Światło, które było dla Marka zbyt późne, zbyt daleka, zbyt bliska. Światło, które było dla Marka zbyt wolne, zbyt szczere, zbyt wolne.

Starzec uśmiechnął się i podniósł rękę. Pomachał Markowi. Pomachał mu na pożegnanie. Pomachał mu na powitanie. Pomachał mu na przepraszam. Pomachał mu na dziękuję. Pomachał mu na kocham cię. Pomachał mu na żyj.

Starzec wrócił do swojego wozu. Wsiadł na konia i ruszył dalej. Ruszył dalej, po świecie, po życiu, po prawdzie. Ruszył dalej, zbierając śmieci i sprzedając je na złom. Ruszył dalej, dając świadectwo i dzieląc się mądrością. Ruszył dalej, żyjąc w harmonii z rzeczywistością. Rzeczywistością, która była dla niego przyjazna i sensowna. Rzeczywistością, która dawała mu satysfakcję i szczęście. Rzeczywistością, która dawała mu życie. Życie, które nie było iluzją. Życie, które nie było uprzężą. Życie, które nie było śmieszne. Życie, które było prawdziwe. Życie, które było wolne. Życie, które było wolne.

 

c.d.n....

Następne częściMarek

Średnia ocena: 2.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • TytusT 4 miesiące temu
    Emocjonalnie i poetycko. Szkoda Marka, miał tyle możliwości… Nie myślałem, że okaże się tchórzem.
  • Grafomanka 4 miesiące temu
    Niepotrzebna kontynuacja. Niczego nie wnosi o czym nie wiedziałby czytelnik z poprzedniej części.
    Na dodatek przez powtórzenia wkradła się nuda i znużenie...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania