Margaret-diabeł w ludzkiej skórze

Rozdział 4

Margaret. Diabeł w ludzkiej skórze

Dom Margaret stał na samym końcu wsi, otoczony jedynie górami, łąkami i lasem. Z pozoru idylliczne miejsce, lecz dla mnie przypominało bardziej scenerię z horroru. Szary, ponury budynek, którego mury zdawały się pochłaniać resztki światła, już od pierwszej chwili budził we mnie niepokój. Na samą myśl, że mam tam spędzić sześć tygodni, przeszedł mnie zimny dreszcz.

Margaret, moja 98-letnia podopieczna, na pierwszy rzut oka wydawała się miłą i bezbronną staruszką. Jej drobna postać, chyboczący się chód i delikatny głos mogły zmylić każdego. Ale już po kilku dniach odkryłam, że za tym niewinnym wyglądem kryje się zupełnie inna osoba.

Jej dzieci – córka i syn – niemal w ogóle się nią nie interesowali. Na początku bardzo mnie to smuciło. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że ktoś tak zapomina o własnej matce. Całe życie ich wychowywała, a teraz, gdy potrzebowała opieki, zostawili ją samą. Jednak z czasem zaczęłam rozumieć, dlaczego tak się od niej odsunęli. Margaret nie była łatwą osobą.

Każdy poranek zaczynał się dla mnie stresem. Podczas śniadania pluła jedzeniem i oblewała mnie kawą, krzycząc, że “serwuję jej paskudztwa”. Nie było dnia, by nie znalazła powodu do awantury. Gdy sprzątałam po posiłku, potrafiła wejść do kuchni, wylać wodę na świeżo umytą podłogę i z wrzaskiem żądać, bym wszystko robiła od nowa.

Noce były jeszcze gorsze. Margaret miała zwyczaj wchodzić do mojego pokoju, gdy spałam. Raz obudziłam się, gdy uderzyła mnie mokrą szmatą po twarzy. Drzwi nie miały zamka, więc nie mogłam się przed nią odgrodzić. Te noce były koszmarem – budziłam się co chwilę, nasłuchując kroków na korytarzu.

W tamtym domu czułam się jak więzień. Rodzina Margaret była skąpa do granic możliwości. Nie zapewniali ani jedzenia, ani podstawowych środków czystości. Musiałam kupować wszystko sama, choć według zasad to ich obowiązek. Początkowo wstydziłam się prosić o zwrot pieniędzy, ale później zrozumiałam, że niczego się od nich nie doczekam.

Wytrzymałam tam dwa tygodnie. Każdy dzień był dla mnie walką o przetrwanie – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. W końcu nie mogłam już dłużej znosić upokorzeń i strachu. Spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam, nie oglądając się za siebie.

Ta historia nauczyła mnie, że nie każda podopieczna zasługuje na współczucie. Margaret pokazała mi, jak ciężka i niewdzięczna może być ta praca, ale także uświadomiła, jak ważne jest dbanie o własne granice

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania