Marność istnienia - Dom na poboczu

Około pięćdziesięciu kilometrów za Warszawą na wschód, tuż na poboczu długiej, ciągnącej się w nieskończoność drogi, jest pewna posiadłość. Odkąd na jaw wyszła prawda, co do tajemnicy tego ów domu, nikt tam nie mieszka. Dziś mija dziesięć lat, od ostatnich mieszkańców. Jednak mimo odkrycia tej tajemnicy, media milczały. Mówiły o tym tylko lokalne gazety, jednak informacja ta trafiła tylko do nielicznych sztuk, przez co prawda zamieniła się w plotkę, a plotka w legendę.

 

Pewnego październikowego poranka, przed domem stanął wysoki brunet o bujnym zaroście, ubrany w długi brązowy płaszcz. Na jego nosie spoczywała druga para oczu. Czarne oprawki i grube szkła, które polepszały jego wzrok dodając mu przy tym inteligencji. Obserwował tę posiadłość od kilku tygodni. Zdarzało mu się nawet przeskakiwać bramę i zbliżać się pod same drzwi bądź okna i zaglądać przez nie do środka. Zaciekawiony nieznajomy okazał się ciekawskim dziennikarzem, który szukał wielkich sensacji. Gdy zebrał w sobie całą odwagę, podszedł pod drzwi główne. Nie zdziwił go fakt, iż od lat dom był zamknięty, a wraz z nim wielka, żelazna brama, która tego dnia stała dla niego otworem. Wyciągnął z kieszeni płaszcza dyktafon i coś do niego pomruczał. Złapał za zimną jak lód klamkę i mocno szarpnął. Drzwi jednak udowodniły, iż mimo swoich lat, dalej świetnie się trzymają. Mężczyzna spojrzał za siebie, czy w pobliżu nie przechodzi ktoś, kto mógłby go oskarżyć o włamanie. Na zegarku widniała już godzina dwudziesta. W takich okolicach o tej porze roku mało kto wychodzi na spacery wieczorem, szczególnie że bardzo szybko robi się ciemno. Mężczyzna zrobił krok w tył i mocnym kopnięciem otworzył drzwi. W środku było bardzo ciemno, gdyż okna nie chciały wpuszczać żadnego światła do środka, przez piękne, nieco przykurzone zasłony. Każdy chyba by się spodziewał, iż w takim domu, po tylu latach będzie jedna wielka melina. Jednak panował tam nadnaturalny spokój i cisza. W tym miejscu czas się zatrzymał. Wszystkie rzeczy, meble, szafki, obrazy, dywany były na swoim miejscu, tak jak w dniu, gdy poprzedni właściciele opuścili dom. Budynek mimo swoich ogromnych rozmiarów posiadał tylko parter i pierwsze piętro. Wielkości dodawał mu dach, który został zbudowany w starym gotyckim stylu. Ciekawski wszedł szybkim krokiem do kuchni. Rzucił okiem na brzydką żółtą tapetę i zajrzał do paru szuflad, w których jedyne co znalazł, to kilka pająków. Znów mruknął coś do dyktafonu. Wrócił się na korytarz, a z niego poszedł do pokoju gościnnego. Ustawił się tuż przed wielkim dębowym regałem i zaczął gmerać w każdym jego zakamarku. Wyglądało, jakby czegoś szukał. Mijały sekundy, minuty i z każdą chwilą nerwowo zerkał na zegarek. Oburzony brakiem znalezisk kopnął w szafkę i z grymasem na twarzy przeszedł do łazienki. Zobaczył tam coś, co go zaskoczyło. W łazience było bardzo czysto. Nie było tam ani pyłku kurzu, ani żadnego robactwa. Wszystko zachowało się w idealnym stanie, lecz wyglądało tak, jakby ktoś ją sprzątał. Zamknął drzwi i ruszył w stronę drewnianych schodów prowadzących na górę. Pewnie stawiając stopę na każdy kolejny schodek, oglądał mroczne obrazy wiszące na ścianie. Pierwszy przedstawiał kobietę w trakcie porodu, jednak lekarz, który trzymał coś, co mało przypominało dziecko, miał dziwnie umalowaną twarz i okropny uśmiech. Na drugim były dwie owce, które zajadały się zdechłym zwierzęciem. Ich biały puch był zabrudzony wielkimi plamami krwi. Kolejne obrazy były coraz dziwniejsze i gdy brunet zatrzymał się przy jednym z nich, usłyszał lekkie skrzypienie. Nerwowo obejrzał się za siebie, lecz pośród ciemności nie mógł nic zauważyć, nawet ze swoimi dodatkowymi oczami. Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął małą, chińską latarkę. Nie dawała ona wiele światła, ale starczała na tyle, by móc lepiej widzieć. Wystraszony wskakiwał na kolejne schodki, aż znalazł się na pierwszym piętrze. Wyciągnął swój dyktafon i zamienił kilka zdań. Mężczyzna chodził jak po swoim domu. Znał każde pomieszczenie oraz rzeczy, jakie się w nich znajdowały. Widocznie musiał spędzić trochę czasu przy planach budynku i rozmawiać z poprzednimi mieszkańcami, co było mało możliwe.

 

Minęło dużo czasu. Srebrny zegarek pokazywał już prawie północ. Dziennikarz dalej szperał w każdym z pomieszczeń, aż wrócił się do sypialni. Stanął przed wielkim łóżkiem z ozdabianymi filarami na rogach, po czym położył się na ziemi i zajrzał pod nie. Pod łóżkiem znajdowała się mała szkatułka, wyciągnął ją i włożył latarkę w usta. Spokojnym i opanowanym ruchem odchylał jej wieko. Na jego twarzy zawitał szaleńczy uśmiech. Rzucił strumień światła i przypatrywał się tak starym notatką i małemu kluczykowi. Na jednej z kartek był plan budynku. Różnił się on od tego, który miał wcześniej. Mianowicie na tym, było o jedno pomieszczenie za dużo. Minusem w tym domu był ponoć brak strychu, lecz jak się okazało po tych planach, był on ukryty. Mężczyzna wstał z ziemi i schował wszystko do kieszeni. Zdębiał jednak na moment, gdy zobaczył coś dziwnego na szafce obok łóżka. Z daleka były to dwie dziwne kulki, ale gdy podszedł bliżej, ujrzał parę gałek ocznych, a pod nimi kartkę z napisem "Obserwujemy Cię". Wystraszony młodziak spojrzał na zegarek. Wybiło dziesięć minut po północy. Nerwowo cofnął się i próbował wybiec z pokoju, lecz drzwi nagle zamknęły mu się przed nosem. Podbiegł szybko w stronę okna, rozsunął zasłony i okropnie się zdziwił. Okna były zabite deskami od wewnątrz. Chwycił swój dyktafon i panicznie zaczął z nim rozmowę. Zerknął znów za siebie, a drzwi, które o mało nie urwały mu końcówki nosa, były otwarte. Przeszedł przez próg i ujrzał coś dziwnego na ziemi. Coś powoli czołgało się w jego stronę w czarnym okryciu zasłaniającym całe ciało. Zaczął więc uciekać. Biegł przed siebie, lecz nie miał za daleko gdzie, gdyż już po chwili kończył się korytarz. Dziwne monstrum dalej wlekło się na ziemi, wydając dziwne odgłosy. Wtedy spojrzał na sufit, a tam dostrzegł małą dziurkę. Dorwał krzesło stojące tuż obok niego i wchodząc na nie, włożył kluczyk do dziurki. Pasował. Nagle z sufitu opuściła się lina i dało się uchylić malutkie drzwiczki. Chwycił ją i owinął wokół dłoni, po czym wspiął się na górę. Tam wciągnął za sobą linę. Wstał, otrzepał się z kurzu i wyciągnął znów swoją latarkę. Osobą, która wybudowała ten dom, był właściciel cyrku "Nieprawdopodobni". Mieszkał tutaj z całą swoją rodziną i często przebywał tutaj z przyjaciółmi z cyrku. Szczególnie w tym pomieszczeniu. Tajemnicą domu było właśnie to pomieszczenie. Pomieszczenie, w którym stało się masowe samobójstwo. Dokładnie parę minut po północy dom ożywa na nowo. Mężczyzna stał znieruchomiały w samym sercu śmierci. Główną atrakcją cyrku byli linoskoczkowie, którzy właśnie w tym pomieszczeniu mogli trenować. Wszędzie było mnóstwo lin, jednak tylko niektóre wisiały w poziomie. Większość opadała na dół, gdzie na ich końcu było ciało. Wszędzie, w calutkim pomieszczeniu wisiało mnóstwo trupów. Dziennikarz sparaliżowany strachem włączył dyktafon i wykrzyczał, iż dowiódł, że legenda jest prawdą. Masowe samobójstwo wszystkich cyrkowców zostało przez niego odkryte. Nagle jedno ciało zaczęło się poruszać. Złapało za linę i szarpało się tuż przy szyi, gdy nagle spadło na ziemię, tworząc duży huk. Mężczyzna odchylił się do tyłu i upadł na ziemię. Z podłogi podniosło się blade ciało w porwanych ubraniach i zaczęło zbliżać się do ciekawskiego. Gdy stanęło tuż przed nim, schyliło się i złapało linę, po której wspiął się nasz bohater. Wisielec oplótł szyję bruneta i zaczął posuwać po podłodze. Dziennikarz pogubił wszystkie swoje rzeczy, raczkując w tył i wołając o pomoc, gdy nagle. Nie zamknął małych drzwi, którymi się dostał na strych i spadł na dół, lecz nie dotknął ziemi. Zawisnął, na linie zatapiając się w efekt wiecznej ekstazy. Wisiał tak jeszcze chwilę po ostatnim oddechu, po czym został wciągnięty na górę, a drzwiczki znów zostały zamknięte na lata.

 

Spytacie, skąd ja znam tę historię i skąd się wziąłem?

 

Otóż właściciel wie wszystko o swoim domu, a ja tylko...zszedłem do was, bo bardzo mi się przykrzyło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Lotta 08.05.2016
    Oczywiście, że ktoś jeszcze musiał wrzucić tekst po zakończeniu...
  • ausek 08.05.2016
    Skoro tekst już został dodany, to szkoda zmarnować kolejną szansę na dobre rozpoznanie. Swoją drogą może parę osób udało mi się namierzyć. :) Choć mam wrażenie, że wszyscy dobrze się maskują. Moim typem jest Constantine lub Szymon. Uprzedzam – strzelam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania