...
- Zatem zostaje pan z chwilą obecną wydalony ze służby. Proszę pokwitować odbiór dokumentów w personalnym. Tam dostanie pan, panie kolego obiegówkę do wypełnienia. Nie wiem, chyba standardowo siedem dni,... aha broń służbowa i naboje już dzisiaj niestety. - rzecznik dyscyplinarny wstał z fotela, który był za wielkim hebanowym biurkiem mieszczącym się w dużym biurze na końcu korytarza.
- Nie, niech pan, panie Marcinku nie wstaje, jeszcze coś pogadamy - życzliwie położył lekko rękę na ramieniu młodego informatyka.
- No i po co panu to było? - powiedziawszy to zaczął chodzić niespokojnie z rękami splecionymi za plecami wokół gabinetu jak lew w klatce. Nie usłyszawszy odpowiedzi zmieszanego byłego już policjanta kontynuował monolog.
- Ja rozumiem dziewczyna się panu spodobała, Marcin, ale na miłość boską, po cholerę się do niej włamywałeś? Gdzie ty miałeś rozum?
Usiadł w końcu z powrotem na fotelu, zatopił się w myślach i nagle wstał jakby rażony piorunem.
- To trzeba niestety jakoś... nie na sucho.
Podszedł do barku i otworzył wielkie drzwiczki, za którymi było kilkanaście butelek o bajkowych kształtach i kolorach. Wyjął dwie szklanki i szkocką.
- Ja wiem, jestem na służbie, ale dzisiaj zaczyna się weekend, a mamy godzinę... szesnastą. Napije się pan ze mną? - bez czekania na odpowiedź rozlał napój do dużych szklaneczek.
- Nie, ja przyjechałem samochodem...- bronił się bezskutecznie
- Pan weźmie taksi, to ostatni dzień w "firmie". - po dłuższej zadumie dalej przemawiał w ojcowskim, srogim tonie.
- Wszystko w naszym życiu co najgorsze, jest dziełem kobiet. - stary rzecznik zaczął kolejną pogadankę, siorbiąc głośno "Johnnego", z czego śmiał się cały oddział, a może nawet pół Polski. - Ja kocham żonę, ale... - urwał krótko, bo nie miał zasady opowiadać o swoim życiu prywatnym, zwłaszcza młodym.
- Dobrze, do rzeczy. Nie został pan wydalony za gwałt, który gwałtem nie był.- machał lekko kartką z sentencją "wyroku" wydziału do spraw dyscypliny. - Tu mamy napisane jak byk: "Nadużycie zaufania, karygodne złamanie zasad stojących na fundamencie służby obywatelom ..." Marcin wbił wzrok w podłogę i nie mógł się doczekać, kiedy wyjdzie od tego gaduły.
- Czyli panie kolego, trzeba było nie wrzucać dziewczyny na bęben i włamywać się do niej, tylko się z nią umówić jak pan Bóg przykazał, w restauracji, parku, hotelu, ale panu że tak powiem odbiło. I mamy to co mamy.
Schował niedopitą butelkę i swoją pustą szklankę, bo Marcin ze swojej przełknął tylko łyk.
- Z mojej strony to wszystko. A jeszcze pan pójdziesz na górę do starego, "ostatnie pożegnanie". - zaczął się rechotać pokazując dość uprzejmie młodemu drzwi wyjściowe.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania